piątek, 20 września 2013

Rozdział 8

'Oczami Rose'
Obudziły mnie promienie słońca lekko muskające moją twarz. Leniwie otworzyłam oczy i zauważyłam, że Justina już nie ma obok mnie. Przetarłam ręką zaspaną twarz i wstałam z łóżka kierując się do toalety. Związałam włosy w wysoki, niechlujny kok, zdjęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Wzięłam żel o zapachu arbuzowym i wsmarowałam go w ciało. Zmyłam pianę rozmyślając o tym, gdzie mógł pójść Justin. Po chwili rozmyśleń wyszłam spod prysznica owijając ciało białym, puszystym ręcznikiem. Wróciłam do pokoju i podeszłam do komody wybierając z niej czystą bieliznę. Ubrałam ją na siebie i rzuciłam ręcznik na łóżko. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moje czarne rurki, czarno-czerwoną koszulę w kratę  i czarny podkoszulek. Nałożyłam białe skarpetki dopełniając mój strój czerwonymi Conversami. Związałam włosy w wysoki kok, wzięłam torbę i zeszłam na dół. Nigdzie ani śladu Justina. Westchnęłam i podeszłam do lodówki. W środku, na talerzyku leżały dwa naleśniki i karteczka:
                                                    'Wczorajsze, ale... smacznego <3'

Na moją twarz wkradł się malutki, mimowolny uśmieszek. Wzięłam talerzyk do ręki i wspominając wczorajszy wieczór zjadłam śniadanie.
~*~
Miałam zaledwie kilkaset metrów do mojego miejsca na parkingu, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Zatrzymałam się na czerwonym świetle i sięgnęłam ręką do torby po swojego iPhone'a. Odblokowałam kciukiem ekran i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Tak?
-Cześć Rose, tu Tony. Jesteś już w pracy?
-Prawie. Stoję na ostatnich światłach.
Mężczyzna powiedział coś najwyraźniej do drugiej osoby, a potem do mnie:
-To musisz się zawrócić i przyjechać do szpitala.
-Co się stało?-natychmiastowo pomyślałam o Reneesme.
-Dziewczynka dzisiaj wraca do domu i chce się z Tobą pożegnać. A i przy okazji przejrzymy monitoring.
-Dobra, już jadę-powiedziałam gwałtownie zawracając samochód w kierunku szpitala.
*
-Heeeeej ciociu!-Reneesme rzuciła mi się na szyję, gdy przekroczyłam próg jej szpitalnego pokoju.
-Hej mała-odwzajemniłam uścisk-Jak się czujesz?
-Dobrze-uśmiechnęła się szeroko-Spójrz! Ładnie jestem ubrana? Nie mam już piżamki!-zaśmiała się.
Dziewczynka była ubrana w fioletowe rurki, czarny podkoszulek i biały, luźny sweterek. Na nogach miała czarne Conversy.
-Ślicznie-uśmiechnęłam się.
Rozglądając się po pokoju dostrzegłam dwie dorosłe osoby. Byli to rodzice Reneesme. Uśmiechnęli się ciepło i podeszli do mnie.
-Bardzo pani dzię---
-Jestem Rose-przerwałam młodej kobiecie ukazując swoje białe zęby.
-Okay-zaśmiała się-Bella-wyciągnęła do mnie rękę, którą ścisnęłam.-Więc kontynuując... Dziękuję, że opiekowałaś się naszym szczęściem-spojrzała na Reene z radością w oczach.
-Naprawdę nie ma za co. Pokochałam ją jak własną siostrzyczkę-złapałam małą za rękę.
-Ciociu, podobają Ci sie moje nowe kolczyki?-wskazała rączką na fioletowe kuleczki w jej uszkach.
-Bardzo-uśmiechnęłam się.
-Dał mi je doktor Biebier.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie o Justinie. To słodkie z jego strony. Bardzo zżył się z małą.
-Powiedział, że byłam jego ulubioną pacjentką!-krzyknęła- I że na pewno jeszcze kiedyś mnie odwiedzi.
Dziewczynka była cała rozradowana. Cieszyłam się jej szczęściem.
-Skarbie, a kiedy doktor Justin przyszedł się z Tobą pożegnać?-zapytałam.
-Wczoraj-odpowiedziała-Dzisiaj już go nie widziałam,a szkoda...-westchnęła.
-Renee, skarbie. Chcesz już poznać Carly?-mężczyzna kucnął obok dziewczynki.
-TAK!-krzyknęła uradowana.
-To pożegnaj się z ciocią i idziemy do domu.-zaśmiał się.
Reneesme podbiegła do mnie i mocno się do mnie przytuliła. Poczułam, że jej malutkie ciało drży. Odsunęłam się od niej i przykucnęłam.
-Hej mała, co jest?-starłam z jej policzka malutką łzę.
-Będę tęsknić-wyłkała.
-Skaaarbie, nie płacz. Ja też, ale obiecuję Ci, że niedługo do Ciebie przyjadę. Wiesz.. Ja też chcę poznać Carly- poruszyłam zabawnie brwiami.
Dziewczynka uśmiechnęła się i wtuliła się we mnie. Pocałowałam ją w czoło i przejechałam ręką po jej włosach.
-Jeżeli Twoi rodzice się zgodzą... to mogę któregoś dnia wziąć Cię do siebie. Nawet na noc.-uśmiechnęłam się patrząc w ich stronę.
-Czemu nie.-wzruszył ramionami z uśmiechem jej ojciec.
-Skarbie, muszę już iść-zwróciłam się do dziewczynki, a ona zrobiła smutną minkę.
-Dlaczego?-mruknęła cicho.
-Praca mnie wzywa-lekko się uśmiechnęłam.
-Ohh.. Okay-kiwnęła głową.
Podeszłam do niej i ostatni raz ją przytuliłam. Uśmiechnęłam się do Belli i jej męża i wyszłam z sali. Pokierwałam się do recepcji by znaleźć Tony'ego. Za ladą siedziała młoda kobieta, która poinformowała mnie, że mój współpracownik jest w pomieszczeniu z kamerami. Skierowałam się tam szybkim krokiem. Tony siedział na obrotowym krześle i nerwowo latał oczami po monitorach. Podeszłam do niego i zapytałam:
-Masz już coś?
Mężczyzna jakby nie przytomny przeniósł wzrok na mnie i zmęczonym głosem odpowiedział:
-Jesteś zmęczony. Przesuń się, ja na to spojrzę-uśmiechnęłam się i położyłam ręce na jego ramionach.
Tony wstał i ustąpił mi miejsca. Usiadłam na krześle i wstukałam w klawiaturę potrzebną datę. Na wszystkich ekranach wyświetlił się ten dzień. Powoli przenosiłam wzrok z jednego monitora na drugi.
-Która kamera znajduje się przy chłodni?
Tony spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc i wzruszył ramionami. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia, ale po chwili wrócił. Nie był jednak sam. Przyszedł z jakimś mężczyzną, najwyraźniej pracownikiem szpitala.
-Rozumiem, że ma pani pytanie dotyczące moich gwiazdeczek-towarzysz Tony'ego zwrócił się do mnie wskazując ręką na monitory.
-Tak-odparłam-Mógłby pan mi powiedzieć, która z tych kamer znajduje się przy chłodni?
Mężczyzna skinął głową i powoli, po kolei zlustrował wzrokiem każdy ekran. Po chwili odwrócił się do mnie i szepnął:
-Żaden.
-Słucham?-zmarszczyłam brwi.
-Przy chłodni nie ma kamer-powiedział po czym przygryzł dolną wargę.
-Ale j---
Nie skończyłam, bo facet od kamer chamsko mi przerwał.
-Normalnie. Przy chłodni nie ma kamery. Niech pani to w kocu zrozumie. Przepraszam, ale muszę już iść.-po tych słowach wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą z Tonym.
-Rose, dlaczego potrzebna Ci jest akurat kamera z chłodni?
-A gdzie trzyma się krew, geniuszu?-zaśmiałam się.
-Skąd ja to mogę wiedzieć?-zapytał-Jestem detektywem. A Ty? Skąd to wiesz? Doktor Biebier Ci powiedział?-w jego wypowiedzi górował sarkazm.
Spojrzałam na niego i powoli podniosłam pięść na koniec ukazując z chytrym uśmieszkiem środkowy palec, do tego wysyłając mu całusa. Razem z mężczyzna wybuchnęliśmy śmiechem. Po opanowaniu się wyjęłam telefon z kieszeni, żeby sprawdzić godzinę. Była 10.15. Przełknęłam ślinę i oznajmiłam Tony'emu, że musimy iść do dyrektora szpitala. Mój współpracownik powiedział, żebym poszła sama, a on do mnie dołączy. Przytakując wyszłam z pomieszczenia i udałam się na ostatnie piętro. Zapukałam do drzwi gabinetu i po usłyszeniu słowa 'proszę' weszłam do środka.
-Dzień dobry. Mogłabym zająć chwilę?
-Oczywiście, niech pani usiądzie-zdjął okulary i wskazał ręką  na krzesło stojące przed jego biurkiem-To może pani wie, dlaczego dzisiaj doktora Biebera nie ma w pracy?
-Słucham?-otworzyłam szerzej oczy.
-To państwo nie są razem?-uśmiechnął się.
-Nie rozumiem..-poczułam, że zaczynam się rumienić.
-Słyszałem kilka słów na ten temat od pielęgniarek..
Zaśmiałam się sztucznie i oblizałam usta.
-Mmm.. Nie w tej sprawie tutaj jestem. Detektyw Rose-wyjęłam swój dokument i pokazałam mężczyźnie-Zapewne słyszał pan o sprawie z krwią Reneesme..-mężczyzna skinął głową-więc mam do pana pytanie i prośbę.
-Słucham-mężczyzna spoważniał.
-Po pierwsze... Dlaczego nie ma kamery przy chłodni?
Dyrektor przez chwilę milczał zastanawiając się nad odpowiedzią, a potem powiedział ledwo słyszalnym szeptem:
-Szczerze, to nie wiem... Nie ja się tym zajmuję.
-A kto ma wiedzieć jak nie pan? Proszę się tym zając-powiedziałam patrząc mu w oczy-A teraz prośba. Mogłabym dostać pozwolenie na wejście do chłodni?
-Czy to konieczne?-zapytał cicho.
-Chyba pan sobie żartuje.. Muszę wiedzieć  czy tej dziewczynce nie zagraża niebezpieczeństwo.
Mężczyzna przełknął ślinę i oznajmił, że wyśle ze mną pielęgniarkę i będę mogła wejść. Podziękowałam i wyszłam z pomieszczenia. Przy recepcji czekał na mnie Tony z jakąś kobietą. Zgaduję, że pielęgniarką. Dołączyłam do nich i zeszliśmy do piwnicy. Blondynka otworzyła drzwi i wpuściła nas do środka. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy się rozglądać.
-Jak myślisz? Kto mógł to zrobić? - spojrzałam na Tony'ego.
-Nie mam zielonego pojęcia, ale sądzę, że to ten sam psychol, co morduje niewinne kobiety-powiedział oglądając pierwszą lepszą torebkę z krwią.
- Bardzo możliwe. - mruknęłam szukając torebki z krwią Reneesme.
Znalazłam ją i wzięłam do ręki.
- Kto pobierał jej krew? - spojrzałam na pielęgniarkę.
Kobieta oblizała usta i niepewnie odpowiedziała:
-Ja, ale.. nie mam z tym nic wspólnego..
- Jak może mi to Pani potwierdzić? - podniosłam lekko brwi.
-Nie wiem..-szepnęła i opuściła głowę. Nagle szybko ją podniosła i powiedziała:
-Reneesme.
- Z tego co wiemy to dziewczynka cały czas leżała w łóżku. Nikt nie wie co Pani robiła po wyjściu z jej sali. - wtrącił Tony.
Kobieta zaczęła nerwowo bawić się palcami. Widziałam, że strasznie się denerwuje. Gdyby była niewinna, nie byłaby teraz pod stresem.
- Proszę powiedzieć co Pani wie. - delikatnie warknęłam.
-Nic..-załkała-Po prostu poszłam do niej i pobrałam tą krew..
- I co było później? - powiedziałam łagodniej.
-Przyszłam tutaj. Przelałam krew do jednej z tych plastikowych torebek-wskazała ręką na torebki leżące na szafce-Położyłam ją pod względem alfabetycznym tutaj i wyszłam-starła łzę.
- Proszę nie płakać. Nie mamy złych zamiarów po prostu chcemy dojść do sedna. - podeszłam do niej i pogłaskałam ją po ramieniu. - Wie Pani czy ktoś może tu po Pani wchodził?
-Nie-szepnęła.-Ewentualnie ktoś z lekarzy albo pielęgniarek. Można tu wejsć tylko za pomocą specjalnej karty.
- Można zrobić odczyty kart? - oblizałam usta, patrząc na nią z nadzieją w oczach.
-Wcześniej było to możliwe. Niestety drzwi były wymieniane i teraz już takiej możliwości nie ma..
- Kurwa. - mruknęłam do siebie. - Tony co robimy? - spojrzałam na niego.
Mężczyzna podrapał się po karku i ze zrezygnowaną miną wzruszył ramionami.
- Super. - warknęłam do siebie wychodząc z chłodni.
-O co Ci chodzi?-Tony podszedł do mnie i złapał za ramię.
- Nic. Zły dzień. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Nic się nie dowiedzieliśmy.. A może ten idiota morduje akurat w tej chwili?! - wyrzuciłam ręce w powietrze.
-I tak nic na to nie poradzisz. Niech se morduje-przejechał dłonią po twarzy.
- Tony?! Jak Ty tak w ogóle możesz?! Niewinne kobiety giną! - warknęłam mu w twarz.
-A my nic na to nie poradzimy, zrozum- zmrużył oczy.
- Dlatego trzeba znaleźć tego skurwysyna. - warknęłam i pokierowałam się w stronę wyjścia.
-A jak zamierzasz to zrobić?!-krzyknął-O wiem. Poproś o pomoc kochanego doktorka.
- Co Ty do niego masz?! - odwróciłam się na pięcie pokazując na niego palcem. - Co on Ci takiego zrobił, huh? - zmrużyłam oczy.
-Może to, że mi Ciebie zabiera!?-syknął.
Lekko rozszerzyłam oczy.
-Nie widzisz tego?! Nie zauważyłaś, że ja Cię do cholery kocham?!
Oblizałam usta patrząc na niego w szoku. - Tony.. - mruknęłam.
-Co?-warknął-Zapomnij. Głupi współpracownik nie ma szans z doktorem. Rozumiem-kaszlnął i ruszył szybkim krokiem do drzwi.
Czułam jak opadają mi ramiona i łzy napływają do oczu.
-I jeszcze jedno..-zatrzymał się i się odwrócił. Powstrzymałam łzy i przekręciłam lekko głowę patrząc na niego zza ramienia. -Myślę, że będzie lepiej, jak złożę dzisiaj wypowiedzenie.
- Tony.. Nie. - odwróciłam się w jego stronę i do niego podeszłam. Przytuliłam go najmocniej jak mogłam. - Nie.. - szepnęłam.
Mężczyzna nie reagował pod moim dotykiem. Odsunęłam się i nie patrząc w jego stronę pokierowałam się do wyjścia.
-A będziesz potrafiła dalej ze mną współpracować?-szepnął łapiąc mnie za rękę.
Patrząc w jego oczy lekko skinęłam głową.
-Bez względu na wszystko, nadal jesteś moim przyjacielem.
- Ale Ty nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. - szepnął.
-Tony..-zamknęłam oczy-Nie potrafię Cię pokochać bardziej niż teraz. Jesteś dla mnie jak starszy brat-złapałam go za rękę.
Oblizał usta i kiwnął głową. - Okay.. Rozumiem.
Wspięłam się na palce i oplotłam ręce w okół jego szyi. Gdy się odsunęłam, powiedziałam:
-Chodź, musimy jechać do biura. Może tam coś się wyjaśni.
- Okay. - powiedział lekko się uśmiechając.
~*~
Siadałam przy swoim biurku , gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Tony spojrzał na mnie spod rzęs wyłaniając się z papierów, które uzupełniał. Uśmiechnęłam się lekko i wyjęłam telefon z mojej torby. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam nazwę 'Justin'. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam iPhone'a do ucha.
-Tak?
-Hej skarbie-usłyszałam ten jego spokojny głos.-Przepraszam, że wyszedłem tak bez uprzedzenia, ale śpieszyło mi się do pracy..
-Justin..-mruknęłam-Ale Cię dzisiaj nie było w pracy..
Spojrzałam na Tony'ego. Jego szczęka się zacisnęła, a moje oczy się zaszkliły.
- Musiałem coś zrobić zaocznie.. - pociągnął nosem.
- Emm.. Okay. - mruknęłam.
- Rose muszę kończyć. - chrząknął i w maksymalnym tempie się rozłączył.
- Co chciał Twój doktorek? - mruknął Tony, patrząc na mnie.
- Nic ważnego. - odłożyłam telefon na biurko, a do gabinetu wszedł Jefrey razem z Baylem.
- Wiecie już coś na temat krwi dziewczynki na nagrobku? - zaczął Jefrey.
- Niestety nic nie znaleźliśmy. - oblizałam usta.
- A w chłodni? - wtrącił Bayle.
- Żeby tam wejść, trzeba mieć kartę pracownika. - oznajmił Tony, wstając ze swojego miejsca.
- Czyli zrobił to ktoś z personelu. - stwierdził Jefrey.
Spojrzałam na niego z lekko rozszerzonymi oczami, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku.

~*~
Hej :) Na wstępie chcemy Wam powiedzieć, że zmieniamy główną bohaterkę. Teraz Rose będzie wyglądać tak:
Ariana nie pasowała nam do niektórych sytuacji... :)
Wyrobiłyśmy się! :p haha, rozdział miał być i jest w piątek ^^
Mamy nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba i zostawicie po sobie komentarze ;) 
Życzymy wszystkim  powodzenia w szkole i samych miłych chwil :* Trzymajcie się skarby <3
Rose i Paulina <3
P.S. Osoby, które mają słabe nerwy, niech nie czytają następnego rozdziału...

piątek, 6 września 2013

Rozdział 7

-Rose, gdzie Ty idziesz?!-słyszałam za sobą krzyki prawdopodobnie Tony'ego. Ignorowałam je i szłam dalej przed siebie. Poczułam mocne szarpnięcie. Gwałtownie odwróciłam głowę i ujrzałam Jefrey'a. W jego oczach widziałam lekkie zdenerwowanie.
-Co zamierzasz zrobić?-zapytał takim szeptem, że ledwo go usłyszałam.
Hamując łzy strachu, przerażenia, smutku i zdenerwowania przełknęłam ślinę. Powiedziałam:
-Do Reneesme.
Wyszarpałam rękę chcąc jak najszybciej wyjść z tego biura i zobaczyć zdrową i uśmiechniętą dziewczynkę. Pośpiesznie wybiegłam z biura i wsiadłam do mojego Smarta V6 ruszając z piskiem opon. Modliłam się, żeby policja mnie nie złapała. Przejechałam na czerwonym świetle i kilka skrzyżowań dalej byłam już na miejscu. Wysiadłam z auta i popędziłam w stronę drzwi wejściowych. Podbiegłam do windy i zaczęłam nerwowo ciskać przycisk. Przez dłuższą chwilę winda nie przyjeżdżała, więc pobiegłam w stronę schodów. W mgnieniu oka znalazłam się na piętrze, na którym leżała Reneesme. Przepychając się przez pielęgniarki biegłam do jej sali. Nie zastanawiając się weszłam do pomieszczenia. Reneesme leżała na swoim szpitalnym łóżku czytając książkę. Odetchnęłam z ulgą widząc ją całą. Dziewczynka przeniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się słodko.
-Hej ciociu-powiedziała-Stało się coś?-odłożyła książkę na szafkę.
Lekko się uśmiechając podeszłam do niej i ją przytuliłam.
-Nie nic, aniołku. Po prostu przyjechałam Cię odwiedzić. Kiedy wracasz do domu?
-Za DWA dni!-krzyknęła uradowana-w końcu zobaczę Carly - rozmarzyła się.
Zaśmiałam się lekko i pocałowałam ją w czubek głowy. Okay, nic jej nie jest, jest cała i zdrowa. Ale jednak to była jej krew...
-Skarbie, kto Cię dzisiaj odwiedzał?
-Tylko pielęgniarki..-posmutniała-no ale teraz przyszłaś Ty-uśmiechnęła się.
*
Cholera, umówiłam się z Justinem na 21, a jest 20.45 i nie jestem jeszcze w domu. Okay, muszę szybko dotrzeć do swojego mieszkania, ale najpierw zadzwonię do szatyna, żeby się nie spieszył. Trzymając kierownicę jedną ręką, drugą sięgnęłam do torby po telefon. Wyjęłam swojego iPhone'a i wybrałam numer do chłopaka. Po trzech sygnałach usłyszałam ten jego piękny, spokojny głos.
-Tak?
-Hej Justin, tu Rose. Przepraszam, ale dopiero teraz jadę do domu. Byłam u Reneesme i--
-Co się stało?-poczułam, że lekko się zdenerwował.
-Wyjaśnię Ci w domu, dobrze?
-Emm.. Jasne. A, i Rose?
-Tak?
Nie dowiedziałam się o co chodziło, ponieważ kilka metrów przede mną policjant 'machał' do mnie swoim biało-czerwonym lizakiem. - Cholera -szepnęłam pod nosem i zjechałam na pobocze. Rzuciłam telefon na miejsce pasażera i otworzyłam okno. Mężczyzna poprosił mnie o dokumenty. Gdy wręczyłam mu je, on chwilę stał i przyglądał się mojemu dowodowi osobistemu. Przeniósł wzrok i patrząc na mnie spod okularów zapytał:
-Panna Rose?
-Tak.. Coś nie tak?-zapytałam zakłopotanym głosem.
-Mam nadzieję, że najlepsza detektyw w mieście miała ważny powód, żeby rozmawiać przez telefon w trakcie prowadzenia samochodu.
Nie lubię takich ludzi. Już wolę zapłacić mandat, niż zmyślać, że na przykład rozmawiałam z Tonym na temat nowego śledztwa. Nic nie odpowiedziałam na jego durną wypowiedź, tylko po prostu przemilczałam.
-Ile mam zapłacić?-zapytałam chłodnym tonem.
-Więc jednak to nie był ważny powód?-zapytał policjant z durnym uśmiechem.
-Niech mi pan wypisze ten mandat i będzie po problemie!-krzyknęłam.
Mężczyzna przełknął ślinę i poszedł do radiowozu. Po kilku minutach wrócił i podał mi kartkę. Kwota? 300 zł. Dostałam również 'PREZENT'. Skoro jestem takim wspaniałym detektywem, to nie dostałam punktów karnych. Fajnie.
*
Zaparkowałam samochód przed swoim domem. Jak najszybciej wysiadłam z auta, ponieważ zauważyłam, że Justin czeka na mnie przed drzwiami. Przyspieszyłam kroku i stanęłam obok niego.
-Hej-powiedziałam lekko zdyszana-Przepraszam za spóźnienie.
-Nie ma sprawy-szatyn pocałował mnie w policzek.
Lekko się uśmiechnęłam i wyjęłam kluczyki z kieszeni marynarki. Od kluczyłam drzwi frontowe i wpuściłam gościa do środka. Położyłam torbę na szafce i od razu udałam się do kuchni. Zajrzałam do lodówki, żeby sprawdzić co w niej jest.
-Spokojnie-Justin podszedł do mnie i złapał mnie w talii-Leć się przebierz i potem bez pośpiechu przygotujemy kolację.
-Ohh... Okay-uśmiechnęłam się i pobiegłam na górę.
Zarzuciłam coś luźnego i zbiegłam z powrotem do Justina.
-Już-uśmiechnęłam się wchodząc do kuchni.
Szatyn siedział na stołku barowym przy wysepce, trzymał w ręku swojego iPhone'a i chyba pisał do kogoś wiadomość. Uśmiechnął się do mnie i schował urządzenie do kieszeni swoim dżinsowych spodni.
-To co robimy?-zapytałam zakładając kosmyk włosów za ucho.
-To Ty mnie do siebie zaprosiłaś-puścił do mnie oczko.
-Mmm... To może naleśniki z czekoladą?
Justin schował dolną wargę i drapiąc się w kark powiedział, że nie lubi czekolady.
-CO?! JAK MOŻNA NIE LUBIĆ CZEKOLADY?!-krzyknęłam ze zdziwiona miną.
-Po prostu-wzruszył ramionami.
Westchnęłam i podeszłam do szafki. Wyjęłam z niej składniki potrzebne do ciasta francuskiego. Sięgnęłam jedną ręką do półki, na której stała Nutella. Wzięłam się za przygotowywanie kolacji, gdy Justin podszedł do mnie i usiadł na blacie. Zapytał mnie, co robię. Odpowiedziałam, że naleśniki z czekoladą.
-Dla mnie zrób z dżemem-powiedział z uśmiechem.
-Nie. Zjesz z czekoladą-odparłam stanowczo nie przerywając wykonywania czynności.
-Ale ja...-zaczął, ale nie skończył, bo rzuciłam w niego mąką.
Szatyn otworzył buzię i krzyknął:
-Co to było?!
Zaśmiałam się i po chwili zaczęłam uciekać, bo Justin zeskoczył z blatu i zaczął mnie gonić. Wybiegłam z kuchni i skierowałam się do salonu. Krążyliśmy między fotelami, gdy postanowiłam, że wrócę do kuchni. Zaczęłam biec z jednej strony wysepki, gdy nagle Justin złapał mnie i chwycił w talii. Musiał przebiec z drugiej strony, czego najzwyczajniej nie zauważyłam. Miałam całe dłonie w mące i wahałam się czy mam narzucić ręce na jego szyję. Nie chciałam wybrudzić jego koszuli. Ale również nie mogłam tak stać jak jakaś sierota. Po krótkiej chwili zastanowienia przyłożyłam swoje dłonie do jego policzków. Justin zamknął oczy i z rozbawieniem w głosie zapytał:
-Mam to na twarzy?
-Tak-zaśmiałam się nadal nie zabierając rąk z jego policzków.
Szatyn powoli otworzył oczy. Utonęłam w jego czekoladowych tęczówkach. Patrzyliśmy sobie w oczy, gdy w pewnym momencie Justin spojrzał na moje usta. Zwilżył językiem swoje wargi i zaczął zbliżać się do mojej twarzy. Czułam, że moje serce po prostu skacze. Po chwili nasze usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Sekundę później poczułam jego wilgotne wargi na swoich. Oddałam pocałunek z taką samą gracją. Chwilę później Justin oderwał się ode mnie i powiedział:
-Przepraszam, nie powinienem...
-Nie, nie. Jest okay-powiedziałam uśmiechając się lekko.
Skapnęłam się, że nadal trzymam dłonie na jego policzkach. Szatyn zaśmiał się, a ja puściłam buraka. Powoli zabrałam ręce. Nie zdążyłam wykonać żadnej innej czynności, bo Justin złapał moją lewą rękę i prowadząc mnie do lady powiedział:
-Chodź, pomogę Ci zrobić naleśniki.
Zaśmiałam się i ściskając jego rękę powiedziałam:
-Najpierw musisz umyć twarz-po chwili ciszy podniosłam nasze złączone dłonie-i ręce-zaśmiałam się.
*
-Czyli pani detektyw także gotuje?-zapytał Justin kończąc swojego naleśnika.
-Czyli pan doktor je także czekoladę?-uśmiechnęłam się triumfalnie.
-O BOŻE TO BYŁO Z CZEKOLADĄ!-krzyknął-Zabij mnie!-wyrzucił ręce w powietrze-Mam czekoladę we krwi...
Wywróciłam oczami z rozbawieniem sięgając po lampkę wina. Wypiłam łyk czerwonej cieczy i oznajmiłam, że muszę iść do łazienki..
'Oczami Justina'
Widząc jak odchodzi postanowiłem zrealizować resztę swojego planu. Wyciągnąłem z kieszeni biały proszek. Otworzyłem foliową torebeczkę i nadstawiłem nad kieliszkiem Rose. Miałem już wsypywać zawartość do cieczy, ale moja ręka zaczęła mi drżeć.
-Zrób to, idioto-szepnąłem do siebie.
Pochyliłem bardziej rękę, żeby to w końcu zrobić, ale moje serce mi nie pozwoliło... Mocno przygryzając wnętrze mojego policzka schowałem torebkę z powrotem do kieszeni..
Niedługo po tym wróciła Rose. Usiadła na fotelu przede mną i się uśmiechnęła.
-Na czym skończyliśmy?-zapytała.
-Na tym, że ślicznie wyglądasz-szepnąłem uwodzicielsko.
Dziewczyna zarumieniła się lekko i powiedziała:
-Ty też nie wyglądasz najgorzej-uśmiechnęła się szeroko.
-Sie wie-zabawnie poruszyłem brwiami.
-Głupek-zachichotała-To co teraz robimy?-zaczęła bawić się palcami, a ja usłyszałem głośne huknięcie.
Rose momentalnie podniosła głowę i spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
- Spokojnie. -uśmiechnąłem się ciepło.-Jesteś przy mnie, nie masz się co bać. Jeżeli chcesz, to mogę to sprawdzić.-młoda kobieta pokiwała twierdząco głową, wiec wyszedłem z domu rozglądając się dookoła.
Nic nie przykuwało mojej uwagi, więc jeszcze raz przeleciałem wzrokiem po otaczającym mnie środowisku i wróciłem do pomieszczenia. Wszedłem do środka i zaproponowałem Rose, że sprawdzę jeszcze piwnicę. Brunetka bez słowa skinęła głową. Zszedłem na dół i wszedłem do każdego możliwego pomieszczenia. Nigdzie nie było nic groźnego, więc wróciłem na górę.
- Czysto - uśmiechnąłem się podchodząc do niej.
- Justin mógłbyś zostać? Boję się.. - mruknęła łapiąc dłonią mój łokieć.
 - Ale przecież nic nie ma.. -zmarszczyłem brwi.
- Justin proszę.. - powiedziała z nadzieją w oczach.
- Skoro nalegasz.- zaśmiałem się.
Spojrzałem na zegarek i była za minutę północ.
- Emm.. Rose. Jest już późno. Może położysz się spać? - oblizałem usta.
- Okay.. Pójdziesz ze mną?
Skinąłem głową i poszedłem z nią na górę. Weszła do pomieszczenia, które za pewne było jej sypialnią. Wyciągnęła z szafy piżamę i poszła do łazienki się przebrać. Ja zostałem w pokoju i usiadłem na łóżku. Słyszałem ze bierze prysznic, więc postanowiłem rozejrzeć się po pokoju. Na szafce nocnej stało kilka ramek ze zdjęciami. Obok stał ładnie ozdobiony album. Zakładam, że był on również ze zdjęciami, więc postanowiłem do niego zajrzeć. Na pierwszej stornie była malutka Rose bez ubrań, jedynie  w pieluszce. 'Awww' pomyślałem sobie. Była taka słodka. Przez kilka stron ciągnęło się jej dzieciństwo. W końcu doszedłem do zdjęć, na których dziewczyna na oko miała 16 lat. Z tego co wywnioskowałem były to jej ostatnie wakacje z rodzicami. Była w samym stroju kąpielowym. Wyszczerzyłem zęby, a potem przygryzłem dolną wargę. Była tak cholernie seksowna. Jezu nie wierze. Szczerzę się do zdjęcia szesnastoletniej dziewczynki w stroju. Zacząłem policzkować siebie w myślach. W końcu postanowiłem przewrócić stronę. Znalazłem zdjęcie Rose z Tony,. Sweet focia z dzióbkiem w pracy? Ughr.. Nie trawie  tego gościa od pierwszego spotkania.. Czuje obrzydzenie i wstręt jak na niego patrzę. Powinienem coś z nim zrobić... Ale nie zrobię tego Rose.. To jej przyjaciel. Załamałaby się. W sumie to na korzyść dla mnie bo wtedy pokazałbym jej dobra stronę i zaufałaby mi jeszcze bardziej. Przewróciłem kartkę. Była to ostatnia strona. Na ostatniej stronie widniało jej zdjęcie z jakimś chłopcem, który daje jej buziaka w policzek. Zakładam, że to jej chłopak jak miała.. Na oko 17 lat.. Poczułem ścisk w żołądku. Chwila.. Ja nie mogę być zazdrosny. Nie jestem zdolny do miłości. Nie wiem co się dzieje... Odmówiłem sobie wsypania jej proszków.. Nie. Jestem głupi. To tylko złudzenia. Zamknąłem album, gdy usłyszałem głos Rose:
-Co robisz?-zaśmiała się.
Spojrzałem na nią. Ręcznikiem wycierała do końca włosy. Była w szlafroku, a pod nim miała chyba piżamę. Odłożyłem album na szafkę i uśmiechnąłem się do niej.
-Próbuję Cię lepiej poznać-puściłem do niej oczko.
Zmarszczyła brwi z rozbawieniem.
- Mogę Ci trochę opowiedzieć o tych zdjęciach. - uśmiechnęła się i podeszła do mnie rzucając ręcznik na łóżko.
-Chętnie, ale nie wstaniesz jutro do pracy.
-Serio muszę iść już spać, tato?-zrobiła słodkie oczka.
- Tato? -zaśmiałem się.
-Jak byłam kurdupelkiem, to tata tak zawsze do mnie mówił o późnych godzinach-lekko się uśmiechnęła i dało się zauważyć w jej oczach malutkie łzy.
- Hej skarbie. Nie popłacz mi się tu. - mruknąłem owijając ją ramionami.
Bieber co się z Tobą dzieje? Nie nie nie! Tak nie może być. Jej serce jest bardzo cenne. Nie możesz tego zaprzepaścić..
-Jest okay-dziewczyna starła pojedynczą łzę ze swojego policzka i uśmiechnęła się do mnie-Więc każesz mi iść spać?-podniosła prawą brew do góry.
-Umm. No tak. -uśmiechnąłem się lekko-Musisz jutro wstać do pracy.
-Ty też-odsunęła się ode mnie i skrzyżowała ręce na piersiach.
Zaśmiałem się lekko.
- Jak to ja? Ja idę na dół na kanapę. - oblizałem usta.
-Mmm.. Nie możesz zostać tutaj?-zapytała niepewnie.
Uśmiechnąłem się szeroko. Czy ta kobieta właśnie zaprosiła mnie do swojego łóżka?
- Na pewno chcesz żebym spał obok Ciebie? - lekko podniosłem brwi w górę.
-Wieeesz..-przeciągnęła-A co będzie jeśli ktoś mnie napadnie w nocy?-zapytała szeptem.
Od razu pomyślałem o sobie, lecz nie chciałem ukazać jej żadnych związanych z tym emocji.
-Okay. Dopilnuję tego, żeby nikt Cię nie porwał.-odszepnąłem z uśmiechem.
-Dziękuję-szepnęła i pocałowała mnie w policzek.
Potem lekko się zaśmiała i zdjęła szlafrok. Rzuciła go na pufę i wlazła pod kołdrę. Zdjąłem z łóżka mokry ręcznik i ściągnąłem z siebie ubrania pozostając w samych bokserkach. Patrzyła na mój kaloryfer. Zakładam, że jej się spodobał. Uśmiechnąłem się szeroko patrząc na nią.
-No kotku.. Nie spodziewałem się takiej reakcji-zaśmiałem się.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i puściła buraka. Schowała głowę pod kołdrą i zaczęła się śmiać. Zaśmiałem się z jej reakcji i usiadłem na skraju łóżka. Zarzuciła na mnie kołdrę czym spowodowała, że byłem pod materiałem razem z nią.
- I co teraz? - szepnąłem.
Rose uśmiechnęła się szeroko i miała coś powiedzieć, ale po chwili przybrała spokojny wyraz twarzy i lekko przybliżyła swoją twarz do mojej. Postanowiłem zrobić to samo i dotknąłem swoimi wargami jej ust. Rose lekko pogłębiła pocałunek. Niepewnie polizałem jej dolną wargę, a ona dała mi dostęp. Zacząłem walkę z jej językiem. Gdy zabrakło jej powietrza, odsunęła się ode mnie i się uśmiechnęła. Odwzajemniłem gest.
-Idź spać. - zachichotałem.
-No juuuż. - przeciągnęła lekko jak małe dziecko i odkryła nas. Już nie byliśmy pod kołdrą. Położyła się wygodnie i zaprosiła mnie naprzeciw niej. Położyłem się tam gdzie chciała i patrzyłem w jej oczy.. Tonąłem w nich. Cholera Bieber - uspokój się.
- Justin..-lekko się skrzywiła-Boję się o Reneesme - szepnęła mało słyszalnie, a ja poczułem jak mój żołądek się skręca...
                                                                          ~*~
Hej :) Jak widzicie w końcu pojawił się 7 rozdział. Mamy nadzieję, że u wszystkich długo wyczekiwany ;p Naszym zdaniem jest dosyć dłuugi ;) No ale kolejny pojawi się dopiero za dwa tygodnie ;/ Niestety musi tak być, ponieważ nie damy rady inaczej. Mamy sporo nauki, już pierwsze kartkówki.. ;c i trzeba to pogodzić :) Miło by było, gdyby pod tym rozdziałem znalazło się dużo komentarzy :) Trzymajcie się ciepło :*
Do następnego xxx

Rose <3