OCZAMI JUSTINA
- Pobierzcie jej krew, musimy się upewnić czy to na pewno odrzucenie przeszczepu. - rozkazałem pielęgniarkom, które podłączały Reneesme do kroplówki.
Wyszedłem z sali i dostrzegłem Rose, która siedziała na krześle i zalewała się łzami. Podniosła głowę i gdy mnie zobaczyła, od razu zapytała:
- Co z nią?
- Skarbie, spokojnie. - podszedłem i usiadłem obok niej. - Wszystko będzie dobrze - złapałem ją za rękę. - Jest teraz osłabiona i leży pod kroplówką. Nic nie możemy zrobić, dopóki nie pobierzemy jej krwi i nie będziemy znali dokładnych wyników.
- To moja wina. - mruknęła, lekko się trzęsąc.
- Kochanie, przestań. - szepnąłem, przyciskając ją do siebie. - Nieważne gdzie była, i tak by to się stało. A że akurat my byliśmy przy niej, to tylko wyszło na dobre. Mała jest teraz w naprawdę dobrych rękach, nic jej nie będzie.
Rose nic już mi nie odpowiedziała, tylko mocno się we mnie wtuliła. Pocałowałem ją w czoło i zacząłem głaskać jej włosy, szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Po chwili zaproponowałem jej, aby zadzwoniła do rodziców Reneesme. Muszą wiedzieć co dzieje się z ich najstarszą córką.
- Tak, masz rację. - mruknęła, ścierając łzę. - To ja się z nimi skontaktuję, a Ty... Mógłbyś czas być przy niej? Chciałabym, żeby czuła się bezpiecznie... - szepnęła, patrząc mi w oczy.
- No pewnie. - złapałem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją we włosy. - Jak skończysz z nimi rozmawiać, to przyjdź na salę. Jak nie będą chciały Cię wpuścić, to powiedź, że masz pozwolenie doktora Biebera. - puściłem do niej oczko, na co ona lekko się zaśmiała.
- Okay. - skinęła głową, lekko się uśmiechając. - To.. zaraz wracam. - odsunęła się powoli ode mnie, wyjmując telefon z tylnej kieszeni spodni.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na swoją dziewczynę jak rozpoczyna rozmowę, lecz po chwili ruszyłem do sali, gdzie znajdowała się Reneesme.
- Hej mała, jak się czujesz? - uśmiechnąłem się do bladej pacjentki.
- Lepiej.. - mruknęła.
- Boli Cię coś? - zapytałem, stając przed łóżkiem.
- Głowa - zamilkła na chwilę - i brzuch.
- A tutaj Cię nie boli? - położyłem rękę na swojej klatce piersiowej.
- Nie, a dlaczego miałoby mnie boleć? - na jej twarz wkradło się lekkie przestraszenie.
- Nie wiem, spokojnie. Tylko pytam. - zaśmiałem się. - Nie ciąga Cię już na wymioty? - spojrzałem na nią łagodnym wzrokiem.
- Nie, jest okay, tylko po prostu nie mam na nic siły. Tak troszkę mi słabo. - szepnęła, próbując się uśmiechnąć.
- To dobrze. - uśmiechnąłem się. - No to odpoczywaj tu sobie, a ja zaraz wracam. - odwróciłem się, chąc wyjść z sali.
- Panie Bieber.. - usłyszałem, co spowodowało, że od razu się odwróciłem.
- Tak? - spojrzałem na Renee, marszcząc brwi.
- Wyzdrowieję? - zapytała bardzo cicho ze łzami w oczach.
- Skarbie.. Pewnie, że tak. - podszedłem do niej i usiadłem na rogu łóżka.
- A co mi jest? To coś z moim serduszkiem? - zapytała, ścierając spływającą po jej policzku łzę.
- Księżniczko, przecież nie boli Cię serduszko, prawda? - zaśmiałem się. - A brzuszek.. Po prostu może coś nie tak zjadłaś. - wzruszyłem ramionami. - Daliśmy Ci już leki, więc niedługo już przestanie boleć.
- Na pewno? - szepnęła.
- Oj no chodź tu.. - złapałem ją za ramiona i przytuliłem do siebie. - Na pewno. - pocałowałem ją we włoski.
Dziewczynka mocno się we mnie wtuliła, a ja poczułem przyspieszone bicie jej serca.
- Gdzie ciocia Rose? - zapytała mała, nadal się do mnie tuląc.
- Tu jestem. - usłyszeliśmy ten piękny głos.
Reneesme momentalnie się ode mnie odsunęła i spojrzała w stronę brunetki.
- Jesteś. - uśmiechnęła się.
- Nie zostawiłabym Cię, Słońce. - mruknęła i podeszła do nas.
Usiadła przede mną i złapała małą rączkę Renee. Ja natomiast objąłem swoją dziewczynę w pasie i przyciskając ją do siebie patrzyłem na Reneesme.
- Dzwoniłaś do nich? - mruknąłem w ucho Rose.
- Em.. Tak. - szepnęła, opierając głowę o moje ramię.
W tej chwili do sali weszła pielęgniarka, Rose zmieszała się, chciała już się ode mnie odsuwać, ale przycisnąłem ją mocno do siebie i szepnąłem z uśmiechem:
- Kotku, siedź jak siedzisz.
Dziewczyna przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się do małej.
- Skarbie, Pani teraz da Ci leki, a my zaraz wrócimy. - uśmiechnąłem się.
- Dobrze. - powiedziała spokojnie mała, patrząc na pielęgniarkę.
Wstałem więc z łóżka i razem z Rose udaliśmy się do lekarskiego gabinetu. Brunetka usiadła na kanapie, a ja zaparzyłem wodę na herbatę. Wiedziałem, że jej tego trzeba.
- Zaraz tu będą. - mruknęła. - Jej mama strasznie się przestraszyła, w sumie to się jej nie dziwię. - Przejechała palcami po włosach. - To na pewno odrzucenie przeszczepu? - spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo do gabinetu wszedł lekarz, którego poprosiłem o natychmiastowe zbadanie krwi Reneesme.
- A, przepraszam.. - mruknął i spojrzał na Rose. - Przyjść później? - zapytał, ukazując mi z daleka wyniki badań.
- Nie, mów. - zmarszczyłem brwi, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.
- Okay, więc.. To nie odrzucenie przeszczepu. - powiedział podając mi dokumenty.
- No to co to jest? - zapytałem, przenosząc wzrok znad kartek na Ryan'a. - Racja, trochę za późno, odrzut powinien wystąpić dwa dni po operacji.. Ale tak też się zdarza. Objawy na to wskazują, normalna grypa tak nagle by nie przyszła. - powiedziałem, siadając przy biurku.
- A może po prostu coś nie tak zjadła? - lekarz wzruszył ramionami.
- No u nas na pewno nie. - wtrąciła się Rose. - Nie zdążyła.
- No to zostaje nam rozmowa z jej rodzicami. - powiedziałem, głęboko wciągając powietrze.
NEXT DAY
OCZAMI ROSE
- Colly, ścisz tą muzykę! - warknęłam.
- Przeszkadza Ci coś? - spojrzała na mnie uśmiechając się głupio.
- Co tam? - do gabinetu wszedł uśmiechnięty Tony.
- Tonnie, musimy porozmawiać. - powiedziałam stanowczo, wstając z krzesła.
Podeszłam do mężczyzny i łapiąc go za rękę wyciągnęłam z gabinetu.
- O co chodzi? - zapytał, krzyżując ręce na piersiach.
- Możesz łaskawie zająć czymś swoją kochaną dziewczynę? - warknęłam, czując jak złość ogarnia moje ciało. - Nie mogę się skupić przy tych jej piosenkach! - syknęłam.
- Zazdrosna. - Tony wyszczerzył się. - Kotku, nie byłoby tego wszy--- - podniósł rękę i zaczął gładzić mój policzek, gdy, nie panując nad sobą, walnęłam go z otwartej dłoni w twarz.
- Nie dotykaj mnie NIGDY WIĘCEJ. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wróciłam do gabinetu.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do biura Bayle'a.
- Hej Mała, co jest? - zapytał, gdy usiadłam przed jego biurkiem.
- Nie ogę pracować przy nowej stażystce. - wypuściłam powietrze.
- Ciebie też wkurza? Uff, myślałem, że tylko mnie. - zaśmiał się.
Zaczęłam się śmiać, gdy mój telefon zaczął dzwonić.
- Przepraszam.. - mruknęłam i wyjęłam dzwoniące urządzenie z torebki. - Tak?
- Hej Rose, tu Bella. - usłyszałam jej zmęczony głos.
- No hej, coś nie tak z Reneesme? - odruchowo zadałam pytanie, gorączkując się.
- Nie, jest już lepiej, tylko mam do Ciebie prośbę.. - zaczęła.
- No mów. - powiedziałam zachęcająco.
- Mogłabyś dzisiaj przenocować z Reneesme w szpitalu? Mój mąż ma nocną zmianę i nie może już się zwolnić, a ja muszę zostać z Carly.. Jeżeli oczywiście nie zrobi Ci to żadnego problemu.
- No pewnie. - odpowiedziałam, uśmiechając się. - Załatwię sobie, żeby przyjść jutro do pracy na popołudnie. - Bayle spojrzał na mnie spod rzęs, a ja wysłałam mu buziaka w powietrzu. - O której mam być? - zapytałam, po czym oblizałam usta.
- Jeżeli możesz, to za godzinę.
- Okay, nie ma problemu. - uśmiechnęłam się.
- Jeju, dziękuję Ci bardzo! - wypuściła powietrze. - Jesteś po prostu naszą rodzinną przyjaciółką. - zaśmiała się. - Naprawdę nie wiem jak mam Ci dziękować.
- Nie musisz. Kocham małą i zawsze znajdę dla Was czas. Okay, to ja jadę do domu, przygotuję sobie jakieś rzeczy. Do zobaczenia. A, no i uściskaj ode mnie Carly! - zaśmiałam się.
- Nie ma sprawy. - również się zaśmiała. - Do zobaczenia. - czułam, że się uśmiechnęła, po czym zakończyła połączenie.
- Bayle.. - zaczęłam, patrząc na niego słodkimi oczkami.
- Jedź do domu, jutro bądź na 11. - uśmiechnął się, po czym wstał z krzesła i podszedł do mnie.
- Dziękuję! - krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Mogłabyś mi tak dziękować częściej. - mruknął mi do ucha.
Odsunęłam się od niego, wyciągnęłam rękę i z grobową miną powiedziałam:
- Dziękuję.
- Ej! - krzyknął, robiąc oburzoną minę.
Zaśmiałam się i cmoknęłam jego policzek, po czym wyszłam z jego iura i zjechała windą na parking. Wsiadłam do swojego samochodu, nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Zrobiło mi się czarno przed oczami, niesamowity ból... Poczekałam chwilę i nie zwracając na to uwagi od razu ruszyłam do domu.
OCZAMI JUSTINA
- Hej. - usłyszałem słodki głos za moimi plecami.
Gorączkowo się odwróciłem i zobaczyłem Rose z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Hej Skarbie. - podszedłem do niej i musnąłem jej usta. - Co Ty tutaj robisz? - zapytałem, wkładając stetoskop do kieszeni mojego fartucha.
- Zostaję dzisiaj na noc u Reneesme.
- Mhm, Bella mnie o to poprosiła. Ty masz dzisiaj nocną zmianę, prawda? - założyła wystający kosmyk włosów za ucho.
Oblizałem usta. MAM PLANY NA DZISIEJSZĄ NOC.
- Tak. - lekko się uśmiechnąłem.
- To wspaniale! - zaśmiała się, zarzucając mi ręce na szyję.
- Tak, wspaniale. - mruknąłem, tuląc ją do siebie.
Pocałowałem ją w czubek głowy i gdy dziewczyna spojrzała mi w oczy, powiedziałem jej, że muszę wracać iść kontynuować wieczorny obchód.
- Okay, to ja lecę do małej. - uśmiechnęła się lekko i cmoknęła mnie w kącik ust. - Pa. - zaśmiała się i po chwili zniknęła za drzwiami od gabinetu.
- Cholera! - warknąłem i walnąłem pięścią w ścianę.
Wyjąłem z kieszeni swój telefon i wybrałem potrzebny numer.
- Cześć Rick, jesteś jeszcze w pracy? - mruknąłem, nerwowo bawiąc się breloczkiem od kluczy.
- Tak, a co? - usłyszałem w odpowiedzi.
- Zaraz do Ciebie zejdę. - rzuciłem obojętnie i zakończyłem połączenie.
Szybko wyszedłem z gabinetu i udałem się do szpitalnej windy. Zjechałem nią na pierwsze piętro i poszedłem do pomieszczenia z kamerami.
- Siema. - wyszczerzył się, gdy stanąłem obok niego.
- Mam problem. - warknąłem, siadając na krześle.
- Co się stało? - zapytał, marszcząc brwi.
- Rose zostaje dzisiaj na noc w szpitalu. - mruknąłem, po czym przejechałem dłonią po twarzy.
- E.. To w czym problem? - zaśmiał się.
- Ty jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?! - warknąłem, patrząc na niego zabójczym wzrokiem. - Miałem dzisiaj jechać do Jenifer! - zacząłem głośno oddychać ze zdenerwowania.
- Do kogo? - podniósł jedną brew.
Moje żyły zaczęły pulsować. Z jakim idiotą ja mam współpracować!
- Miałem ją dzisiaj zabić, rozumiesz?! - syknąłem mu w twarz, ledwo panując nad sobą.
- I co, planujesz mnie teraz pobić tylko dlatego, że jakaś Twoja laska zostaje na noc w szpitalu?! - krzyknął. - Mówiłem Ci już dawno, żebyś trzymał się od niej z daleka. - odsunął się ode mnie i zagroził mi palcem.
- Złamać Ci ten paluszek? - zaśmiałem się zabójczo. - Mówiłem Ci już, że ona będzie moją koleją ofiarą. - warknąłem, przejeżdżając palcami po włosach.
- W tym mieście jest kilka tysięcy kobiet, dlaczego akurat ona? - wyrzucił ręce w powietrze. - To nie jest TYLKO kolejna ofiara, ona jest kimś więcej, prawda? - skrzyżował ręce na piersiach.
- Tak, kocham ją, i co?! - krzyknąłem.
Dotarło do mnie co powiedziałem dopiero wtedy, gdy zobaczyłem wielkie zdziwienie na twarzy Rick'a.
- Co powie---
- Tak, kocham ją. - przełknąłem ślinę i mruknąłem, wychodząc z pomieszczenia.
Cholera, co się ze mną dzieje?! Nie mogę tak się zachowywać. Jeszcze jakiś czas temu myślałem tylko o jej sercu. NIEMOŻLIWE, ŻE SIĘ ZAKOCHAŁEM. Ja nie wiem co to jest miłość. Moje serce jest zimne jak lód i twarde jak kamień. Kim ona dla mnie jest? Właśnie. Powiedziałem, że ją kocham. Ale czy to prawda? Ughr...
Szedłem korytarzem, gdy usłyszałem krzyki:
- Doktorze!
Szybko odpędziłem myśli i dostrzegłem pielęgniarkę, która gorączkowo wołała mnie z sali, w której leżała Reneesme. Przyspieszyłem kroku, bałem się, że coś stało się małej. W końcu dotarłem do pokoju i dostrzegłem... Rose! Leżała na podłodze, a z jej skroni powoli sączyła się krew...
- Pobierzcie jej krew, musimy się upewnić czy to na pewno odrzucenie przeszczepu. - rozkazałem pielęgniarkom, które podłączały Reneesme do kroplówki.
Wyszedłem z sali i dostrzegłem Rose, która siedziała na krześle i zalewała się łzami. Podniosła głowę i gdy mnie zobaczyła, od razu zapytała:
- Co z nią?
- Skarbie, spokojnie. - podszedłem i usiadłem obok niej. - Wszystko będzie dobrze - złapałem ją za rękę. - Jest teraz osłabiona i leży pod kroplówką. Nic nie możemy zrobić, dopóki nie pobierzemy jej krwi i nie będziemy znali dokładnych wyników.
- To moja wina. - mruknęła, lekko się trzęsąc.
- Kochanie, przestań. - szepnąłem, przyciskając ją do siebie. - Nieważne gdzie była, i tak by to się stało. A że akurat my byliśmy przy niej, to tylko wyszło na dobre. Mała jest teraz w naprawdę dobrych rękach, nic jej nie będzie.
Rose nic już mi nie odpowiedziała, tylko mocno się we mnie wtuliła. Pocałowałem ją w czoło i zacząłem głaskać jej włosy, szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Po chwili zaproponowałem jej, aby zadzwoniła do rodziców Reneesme. Muszą wiedzieć co dzieje się z ich najstarszą córką.
- Tak, masz rację. - mruknęła, ścierając łzę. - To ja się z nimi skontaktuję, a Ty... Mógłbyś czas być przy niej? Chciałabym, żeby czuła się bezpiecznie... - szepnęła, patrząc mi w oczy.
- No pewnie. - złapałem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją we włosy. - Jak skończysz z nimi rozmawiać, to przyjdź na salę. Jak nie będą chciały Cię wpuścić, to powiedź, że masz pozwolenie doktora Biebera. - puściłem do niej oczko, na co ona lekko się zaśmiała.
- Okay. - skinęła głową, lekko się uśmiechając. - To.. zaraz wracam. - odsunęła się powoli ode mnie, wyjmując telefon z tylnej kieszeni spodni.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na swoją dziewczynę jak rozpoczyna rozmowę, lecz po chwili ruszyłem do sali, gdzie znajdowała się Reneesme.
- Hej mała, jak się czujesz? - uśmiechnąłem się do bladej pacjentki.
- Lepiej.. - mruknęła.
- Boli Cię coś? - zapytałem, stając przed łóżkiem.
- Głowa - zamilkła na chwilę - i brzuch.
- A tutaj Cię nie boli? - położyłem rękę na swojej klatce piersiowej.
- Nie, a dlaczego miałoby mnie boleć? - na jej twarz wkradło się lekkie przestraszenie.
- Nie wiem, spokojnie. Tylko pytam. - zaśmiałem się. - Nie ciąga Cię już na wymioty? - spojrzałem na nią łagodnym wzrokiem.
- Nie, jest okay, tylko po prostu nie mam na nic siły. Tak troszkę mi słabo. - szepnęła, próbując się uśmiechnąć.
- To dobrze. - uśmiechnąłem się. - No to odpoczywaj tu sobie, a ja zaraz wracam. - odwróciłem się, chąc wyjść z sali.
- Panie Bieber.. - usłyszałem, co spowodowało, że od razu się odwróciłem.
- Tak? - spojrzałem na Renee, marszcząc brwi.
- Wyzdrowieję? - zapytała bardzo cicho ze łzami w oczach.
- Skarbie.. Pewnie, że tak. - podszedłem do niej i usiadłem na rogu łóżka.
- A co mi jest? To coś z moim serduszkiem? - zapytała, ścierając spływającą po jej policzku łzę.
- Księżniczko, przecież nie boli Cię serduszko, prawda? - zaśmiałem się. - A brzuszek.. Po prostu może coś nie tak zjadłaś. - wzruszyłem ramionami. - Daliśmy Ci już leki, więc niedługo już przestanie boleć.
- Na pewno? - szepnęła.
- Oj no chodź tu.. - złapałem ją za ramiona i przytuliłem do siebie. - Na pewno. - pocałowałem ją we włoski.
Dziewczynka mocno się we mnie wtuliła, a ja poczułem przyspieszone bicie jej serca.
SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE SERCE
- Tu jestem. - usłyszeliśmy ten piękny głos.
Reneesme momentalnie się ode mnie odsunęła i spojrzała w stronę brunetki.
- Jesteś. - uśmiechnęła się.
- Nie zostawiłabym Cię, Słońce. - mruknęła i podeszła do nas.
Usiadła przede mną i złapała małą rączkę Renee. Ja natomiast objąłem swoją dziewczynę w pasie i przyciskając ją do siebie patrzyłem na Reneesme.
- Dzwoniłaś do nich? - mruknąłem w ucho Rose.
- Em.. Tak. - szepnęła, opierając głowę o moje ramię.
W tej chwili do sali weszła pielęgniarka, Rose zmieszała się, chciała już się ode mnie odsuwać, ale przycisnąłem ją mocno do siebie i szepnąłem z uśmiechem:
- Kotku, siedź jak siedzisz.
Dziewczyna przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się do małej.
- Skarbie, Pani teraz da Ci leki, a my zaraz wrócimy. - uśmiechnąłem się.
- Dobrze. - powiedziała spokojnie mała, patrząc na pielęgniarkę.
Wstałem więc z łóżka i razem z Rose udaliśmy się do lekarskiego gabinetu. Brunetka usiadła na kanapie, a ja zaparzyłem wodę na herbatę. Wiedziałem, że jej tego trzeba.
- Zaraz tu będą. - mruknęła. - Jej mama strasznie się przestraszyła, w sumie to się jej nie dziwię. - Przejechała palcami po włosach. - To na pewno odrzucenie przeszczepu? - spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo do gabinetu wszedł lekarz, którego poprosiłem o natychmiastowe zbadanie krwi Reneesme.
- A, przepraszam.. - mruknął i spojrzał na Rose. - Przyjść później? - zapytał, ukazując mi z daleka wyniki badań.
- Nie, mów. - zmarszczyłem brwi, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.
- Okay, więc.. To nie odrzucenie przeszczepu. - powiedział podając mi dokumenty.
- No to co to jest? - zapytałem, przenosząc wzrok znad kartek na Ryan'a. - Racja, trochę za późno, odrzut powinien wystąpić dwa dni po operacji.. Ale tak też się zdarza. Objawy na to wskazują, normalna grypa tak nagle by nie przyszła. - powiedziałem, siadając przy biurku.
- A może po prostu coś nie tak zjadła? - lekarz wzruszył ramionami.
- No u nas na pewno nie. - wtrąciła się Rose. - Nie zdążyła.
- No to zostaje nam rozmowa z jej rodzicami. - powiedziałem, głęboko wciągając powietrze.
NEXT DAY
OCZAMI ROSE
- Colly, ścisz tą muzykę! - warknęłam.
- Przeszkadza Ci coś? - spojrzała na mnie uśmiechając się głupio.
- Co tam? - do gabinetu wszedł uśmiechnięty Tony.
- Tonnie, musimy porozmawiać. - powiedziałam stanowczo, wstając z krzesła.
Podeszłam do mężczyzny i łapiąc go za rękę wyciągnęłam z gabinetu.
- O co chodzi? - zapytał, krzyżując ręce na piersiach.
- Możesz łaskawie zająć czymś swoją kochaną dziewczynę? - warknęłam, czując jak złość ogarnia moje ciało. - Nie mogę się skupić przy tych jej piosenkach! - syknęłam.
- Zazdrosna. - Tony wyszczerzył się. - Kotku, nie byłoby tego wszy--- - podniósł rękę i zaczął gładzić mój policzek, gdy, nie panując nad sobą, walnęłam go z otwartej dłoni w twarz.
- Nie dotykaj mnie NIGDY WIĘCEJ. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wróciłam do gabinetu.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do biura Bayle'a.
- Hej Mała, co jest? - zapytał, gdy usiadłam przed jego biurkiem.
- Nie ogę pracować przy nowej stażystce. - wypuściłam powietrze.
- Ciebie też wkurza? Uff, myślałem, że tylko mnie. - zaśmiał się.
Zaczęłam się śmiać, gdy mój telefon zaczął dzwonić.
- Przepraszam.. - mruknęłam i wyjęłam dzwoniące urządzenie z torebki. - Tak?
- Hej Rose, tu Bella. - usłyszałam jej zmęczony głos.
- No hej, coś nie tak z Reneesme? - odruchowo zadałam pytanie, gorączkując się.
- Nie, jest już lepiej, tylko mam do Ciebie prośbę.. - zaczęła.
- No mów. - powiedziałam zachęcająco.
- Mogłabyś dzisiaj przenocować z Reneesme w szpitalu? Mój mąż ma nocną zmianę i nie może już się zwolnić, a ja muszę zostać z Carly.. Jeżeli oczywiście nie zrobi Ci to żadnego problemu.
- No pewnie. - odpowiedziałam, uśmiechając się. - Załatwię sobie, żeby przyjść jutro do pracy na popołudnie. - Bayle spojrzał na mnie spod rzęs, a ja wysłałam mu buziaka w powietrzu. - O której mam być? - zapytałam, po czym oblizałam usta.
- Jeżeli możesz, to za godzinę.
- Okay, nie ma problemu. - uśmiechnęłam się.
- Jeju, dziękuję Ci bardzo! - wypuściła powietrze. - Jesteś po prostu naszą rodzinną przyjaciółką. - zaśmiała się. - Naprawdę nie wiem jak mam Ci dziękować.
- Nie musisz. Kocham małą i zawsze znajdę dla Was czas. Okay, to ja jadę do domu, przygotuję sobie jakieś rzeczy. Do zobaczenia. A, no i uściskaj ode mnie Carly! - zaśmiałam się.
- Nie ma sprawy. - również się zaśmiała. - Do zobaczenia. - czułam, że się uśmiechnęła, po czym zakończyła połączenie.
- Bayle.. - zaczęłam, patrząc na niego słodkimi oczkami.
- Jedź do domu, jutro bądź na 11. - uśmiechnął się, po czym wstał z krzesła i podszedł do mnie.
- Dziękuję! - krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Mogłabyś mi tak dziękować częściej. - mruknął mi do ucha.
Odsunęłam się od niego, wyciągnęłam rękę i z grobową miną powiedziałam:
- Dziękuję.
- Ej! - krzyknął, robiąc oburzoną minę.
Zaśmiałam się i cmoknęłam jego policzek, po czym wyszłam z jego iura i zjechała windą na parking. Wsiadłam do swojego samochodu, nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Zrobiło mi się czarno przed oczami, niesamowity ból... Poczekałam chwilę i nie zwracając na to uwagi od razu ruszyłam do domu.
OCZAMI JUSTINA
- Hej. - usłyszałem słodki głos za moimi plecami.
Gorączkowo się odwróciłem i zobaczyłem Rose z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Hej Skarbie. - podszedłem do niej i musnąłem jej usta. - Co Ty tutaj robisz? - zapytałem, wkładając stetoskop do kieszeni mojego fartucha.
- Zostaję dzisiaj na noc u Reneesme.
CHOLERA CHOLERA CHOLERA CHOLERA CHOLERA CHOLERA CHOLERA CHOLERA
- Naprawdę? - uśmiechnąłem się, zastanawiając się co wymyślić..- Mhm, Bella mnie o to poprosiła. Ty masz dzisiaj nocną zmianę, prawda? - założyła wystający kosmyk włosów za ucho.
Oblizałem usta. MAM PLANY NA DZISIEJSZĄ NOC.
- Tak. - lekko się uśmiechnąłem.
- To wspaniale! - zaśmiała się, zarzucając mi ręce na szyję.
- Tak, wspaniale. - mruknąłem, tuląc ją do siebie.
Pocałowałem ją w czubek głowy i gdy dziewczyna spojrzała mi w oczy, powiedziałem jej, że muszę wracać iść kontynuować wieczorny obchód.
- Okay, to ja lecę do małej. - uśmiechnęła się lekko i cmoknęła mnie w kącik ust. - Pa. - zaśmiała się i po chwili zniknęła za drzwiami od gabinetu.
- Cholera! - warknąłem i walnąłem pięścią w ścianę.
Wyjąłem z kieszeni swój telefon i wybrałem potrzebny numer.
- Cześć Rick, jesteś jeszcze w pracy? - mruknąłem, nerwowo bawiąc się breloczkiem od kluczy.
- Tak, a co? - usłyszałem w odpowiedzi.
- Zaraz do Ciebie zejdę. - rzuciłem obojętnie i zakończyłem połączenie.
Szybko wyszedłem z gabinetu i udałem się do szpitalnej windy. Zjechałem nią na pierwsze piętro i poszedłem do pomieszczenia z kamerami.
- Siema. - wyszczerzył się, gdy stanąłem obok niego.
- Mam problem. - warknąłem, siadając na krześle.
- Co się stało? - zapytał, marszcząc brwi.
- Rose zostaje dzisiaj na noc w szpitalu. - mruknąłem, po czym przejechałem dłonią po twarzy.
- E.. To w czym problem? - zaśmiał się.
- Ty jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?! - warknąłem, patrząc na niego zabójczym wzrokiem. - Miałem dzisiaj jechać do Jenifer! - zacząłem głośno oddychać ze zdenerwowania.
- Do kogo? - podniósł jedną brew.
Moje żyły zaczęły pulsować. Z jakim idiotą ja mam współpracować!
- Miałem ją dzisiaj zabić, rozumiesz?! - syknąłem mu w twarz, ledwo panując nad sobą.
- I co, planujesz mnie teraz pobić tylko dlatego, że jakaś Twoja laska zostaje na noc w szpitalu?! - krzyknął. - Mówiłem Ci już dawno, żebyś trzymał się od niej z daleka. - odsunął się ode mnie i zagroził mi palcem.
- Złamać Ci ten paluszek? - zaśmiałem się zabójczo. - Mówiłem Ci już, że ona będzie moją koleją ofiarą. - warknąłem, przejeżdżając palcami po włosach.
- W tym mieście jest kilka tysięcy kobiet, dlaczego akurat ona? - wyrzucił ręce w powietrze. - To nie jest TYLKO kolejna ofiara, ona jest kimś więcej, prawda? - skrzyżował ręce na piersiach.
- Tak, kocham ją, i co?! - krzyknąłem.
Dotarło do mnie co powiedziałem dopiero wtedy, gdy zobaczyłem wielkie zdziwienie na twarzy Rick'a.
- Co powie---
- Tak, kocham ją. - przełknąłem ślinę i mruknąłem, wychodząc z pomieszczenia.
Cholera, co się ze mną dzieje?! Nie mogę tak się zachowywać. Jeszcze jakiś czas temu myślałem tylko o jej sercu. NIEMOŻLIWE, ŻE SIĘ ZAKOCHAŁEM. Ja nie wiem co to jest miłość. Moje serce jest zimne jak lód i twarde jak kamień. Kim ona dla mnie jest? Właśnie. Powiedziałem, że ją kocham. Ale czy to prawda? Ughr...
Szedłem korytarzem, gdy usłyszałem krzyki:
- Doktorze!
Szybko odpędziłem myśli i dostrzegłem pielęgniarkę, która gorączkowo wołała mnie z sali, w której leżała Reneesme. Przyspieszyłem kroku, bałem się, że coś stało się małej. W końcu dotarłem do pokoju i dostrzegłem... Rose! Leżała na podłodze, a z jej skroni powoli sączyła się krew...
~*~
Hej. :)
Jak zwykle Was przepraszam..
Ale jak łatwo było zauważyć, piszę te opowiadanie SAMA.
Hej. :)
Jak zwykle Was przepraszam..
Ale jak łatwo było zauważyć, piszę te opowiadanie SAMA.
Tak, to już drugi mój.. samodzielny rozdział. ;p
Mam nadzieję, że się nie gniewacie i nie odeszliście od tego bloga tylko przez mój brak czasu.
Mam nadzieję, że się nie gniewacie i nie odeszliście od tego bloga tylko przez mój brak czasu.
Za dwie godziny wyjeżdżam na Mistrzostwa Polski i postanowiłam, że wstawię rozdział. :)
Trzymajcie kciuki! ;p
Trzymajcie kciuki! ;p
Okay, widziałam, że dobrze Wam idzie, więc gdy pod tym rozdziałem będzie
10 komentarzy od dziesięciu różnych osób
wtedy wstawię 15 rozdział. :)
Kocham Was. <3
Do następnego. xxx
Rose.
Do następnego. xxx
Rose.
Naprawdę świetny rozdział. Wgl co z Rose?! Mam nadzieje, że Justin się ogarnie i przestanie zabijać.
OdpowiedzUsuńKocham kocham kocham *-* Doczekałam się i z niecierpliwością czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńZajebisty *___* Co się stało z Rose?! :O czekam na następny! :*
OdpowiedzUsuńJeju, super! *.* następny! :3
OdpowiedzUsuńZajebisty! *-* awww, Justin się zakochał ^^ następny proszę ;3
OdpowiedzUsuńNext please! :*
OdpowiedzUsuńcudny <3 czekam na nn : *
OdpowiedzUsuńEj, ej, kiedy nowy? Czekam i czekam... ;P
OdpowiedzUsuńInfinitivee. <3
Kiedy bd następny? =(
OdpowiedzUsuńSorki, ale nie mam tutaj konta ;/ wiec piszę anonimowo =[
Super rozdział *-*
Czekam na następny! <3
Jeeejku :3 dalej <3
OdpowiedzUsuńAwwwww... Świetny jest! ;) Mam nadzieję że w miarę szybko dodasz 15:)
OdpowiedzUsuń