niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 16.

OCZAMI TONY'EGO

- Zadzwoniłeś do niej? - do biura wpadł poddenerwowany Bayle.
- Mhm. - mruknąłem, rzucając telefon na biurko.
Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco, najwyraźniej nie rozumiejąc mojego zachowania.
- Ten idiota odebrał jej telefon. - warknąłem, przejeżdżając palcami po włosach, na koniec mocno ciągnąc za ich końce. Dostrzegłem, że brunet przejechał dłońmi po twarzy.
- Ale dowiedział się czegoś? - zapytał po chwili ciszy.
- Nie wiedziałem, że to on i powiedziałem, że jest kolejne morderstwo. - zacisnąłem szczękę.
- Dobra, spokojnie. - chłopak podszedł do mojego biurka i oparł się na nim rękami. - Może nie zawracajmy jej teraz głowy, hm? - mruknął. - Ostatnio jest bardzo zalatana. Nie wiem czy wiesz, ale zemdlała wczoraj. - oblizał usta.
- Słucham? - mruknąłem, szerzej otwierając oczy.
- Tak, nic nie je. - westchnął. - Zastąpię ją w tej akcji, niech odpocznie. - mruknął, wkładając ręce do kieszeni, pozwalając kciukom wystawać.
Przygryzłem wnętrze policzka. - Jest jeszcze Colly. - mruknąłem niepewnie.
- Nie wtrącaj na miejsce Rose tej stażystki. - warknął.
- Bo? - uniosłem brew.
- Bo Ci na to nie pozwalam. - mruknął, zaciskając szczękę i wyszedł z naszego biura.
Wywróciłem oczami i usiadłem przy biurku.
Wziąłem wszystkie najbardziej potrzebne rzeczy i ruszyłem do Jefrey'a. Musiałem pojechać do domu zamordowanej. Pierwszy raz miałem przeprowadzić akcję bez Rose.
- Jadę do mieszkania tej Jennifer. - mruknąłem, wchodząc do jego gabinetu.
- Wracaj do zdrowia Słońce. - dostrzegłem, jak uśmiecha się do telefonu, więc to chyba normalne, że wydawało mi się, iż jego rozmówcą była Rose. - Nie przejmuj się, Bayle jakoś w tych dniach Cię zastąpi. - powiedział z tym samym uśmiechem na ustach. - Bayle jedzie z Tobą. - spojrzał na mnie, po odłożeniu telefonu na biurko.
- Po co? - jęknąłem. - Dam radę sam.
- Jedzie z Tobą. Rozumiesz? - powiedział chłodno, a ja prychnąłem w myślach. - A i jeszcze jedno. Ile Twoja dziewczyna zostaje u nas na praktykach? - uniósł brew.
Skąd on wie, że jestem z Colly?!
- Do końca tego tygodnia. - mruknąłem.
- O, to tylko dwa dni. Wspaniale. - uśmiechnął się do mnie po raz pierwszy tego dnia.
Wywróciłem oczami i wyszedłem z gabinetu. Czego oni wszyscy do cholery chcą od Colly? Okay, wiem. Mnie też zaczyna wkurzać i wydaje mi się, że totalnie nie nadaje się do tego zawodu, ale SPOKOJNIE, to tylko praktyki. Każdy powinien mieć szansę, prawda?
Szedłem korytarzem, pisząc sms'a do Rose, gdy w pewnym momencie...
- Cholera, Colly! - jęknąłem, widząc ciemną plamę na moich jasnych spodniach.
- Jejku, Kotku! - pisnęła - Wybacz. Zrobiłam Ci kawę i.. - pochyliła się, żeby wytrzeć chusteczką mokrą ciecz, lecz lekko ją odepchnąłem.
- Daruj sobie. - mruknąłem, ruszając dalej.
- Ale o co Ci chodzi?! Przeprosiłam! - krzyknęła za mną.
Zamknąłem oczy, wchodząc do windy. Mam dość, naprawdę. Dlaczego nie mogę znaleźć tak idealnej dziewczyny jak Rose? Dlaczego ten frajer, Justin czy jak mu tam, ją zdobył?! Ja wiem, że coś z nim nie tak, a to tylko kwestia czasu jak się o tym dowiem.

Wyszedłem na dwór i automatycznie zmrużyłem oczy, chcąc uchronić je przed mocnymi promieniami słońca.
- E, bruneciku, komuś nie zdążyło się do łazienki? - zaśmiał się Bayle, zakładając swoje okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Spieprzaj. - mruknąłem pod nosem, idąc do swojego samochodu.

- Jedziemy moim. - wskazał skinieniem głowy na swoje auto.
- Widzisz jak ja wyglądam? - wsiadłem do swojego samochodu i zapytałem, otwierając okno.
- Jak zawsze, a co? - uniósł brew.
- Jadę się przebrać. - westchnąłem.
Chłopak podszedł do swojego samochodu od tyłu, otworzył bagażnik, chwilę tam czegoś poszukał, a nim się obejrzałem, rzucił mi parą spodni w twarz.
- Masz pięć minut, dłużej nie czekam. - usiadł za kierownicą.
- Dzięki. - wyszczerzyłem się, wysiadając z samochodu.
- Tak, wiem. Ja Ciebie też. - zaśmiał się, zakładając ręce za głowę.

OCZAMI BAYLE'A
- Co ten idiota odpierdala... - pokręciłem z niedowierzaniem głową, dowiedziawszy się jak wyglądało morderstwo. - Mogę go zabić własnymi rękami? - podniosłem wzrok, patrząc na mojego towarzysza.
- Możesz, ale najpierw go znajdź. - mruknął policjant, szukając jakichkolwiek dokumentów z informacjami o danych osobowych zamordowanej kobiety.
Przejechałem dłońmi po twarzy. To się musi skończyć. Wyjąłem telefon z kieszeni, żeby zadzwonić do Rose, gdy jeden z policjantów kazał mi jechać do siostry ofiary i powiedzieć co się wydarzyło.
Znaleźli jej dowód osobisty i kalendarz z adresami najbliższych osób. Tylko siostra mieszka w tym mieście, to nawet lepiej. Ciężej byłoby przekazać rodzicom tak tragiczną informację.
Potwierdzając skinieniem głowy, że zrozumiałem co mam zrobić, opuściłem dom i wsiadłem do samochodu. Wpisałem adres do GPS i pojechałem. Podróż zajęła mi z pół godziny, ponieważ kobieta mieszkała aż na drugim końcu miasta, a przebrnąć w godzinach przed południem to nie lada wyzwanie. Gdy się zatrzymałem przed, małym, skromnym domkiem jednorodzinnym, przeszła mi przez głowę ważna myśl, o czym wcześniej nie pomyślałem. A co jeśli tej kobiety nie będzie w domu? Sprawa się przeciągnie. Takie życie, niestety. Stanąłem przed drzwiami i zadzwoniłem dzwonkiem. Przez dłuższą chwilę cisza, już straciłem nadzieję, a tu, jednak. Drzwi się otworzyły a w progu stanęła niska,około dwudziestopięcioletnia, śliczna blondynka. Trzymała na rękach malutkie dziecko - dziewczynkę, podejrzewam, że jej. Delikatnie się do niej uśmiechnąłem, za co jednak spoliczkowałem siebie w myślach. Mam jej powiedzieć, że tej nocy brutalnie zamordowano jej siostrę, więc skąd uśmiech?! Bayle, jesteś idiotą.
- Dzień dobry, Bayle
Rodrigez, biuro detektywistyczne w Los Angeles. - powiedziałem, pokazując dokument, potwierdzający moją tożsamość.
Na twarz kobiety wkradło się przerażenie. Pocałowała małą dziewczynkę w czoło.
- W czym mogę pomóc? - przełknęła ślinę.
- Może wejdę do środka, hm? To nie jest zbyt miły temat.. - zbyt miły temat?! Jestem idiotą.
- Oczywiście, proszę. - mruknęła niepewnie i otworzyła szerzej drzwi, pozwalając mi wejść. - Proszę wybaczyć ten bałagan, nie spodziewałam się gości.. - mruknęła, zbierając zabawki dziecka z podłogi. - Tak to jest jak samotnie wychowuje się dziecko. - westchnęła.
- Rozumiem, nie ma Pani za co przepraszać. - posłałem jej delikatny uśmiech, pomagając zbierać porozrzucane rzeczy.
- Więc o co chodzi? - zapytała, gdy już usiedliśmy przy stole.
Schowałem wargi do środka. - Jennifer Cesarion to Pani siostra? - mruknąłem.
- Tak, a coś z nią nie tak? - kobieta od razu się przejęła.
- Tej nocy została.. brutalnie zamordowana. - wyszeptałem ostatnie dwa słowa.
Blondynka zmarszczyła brwi, po czym oblizała usta. Po jej policzku powoli spłynęła pojedyncza, słabo widoczna łza. Mam okropną pracę.

OCZAMI TONY'EGO




- Odbierz Rose, odbierz.. - mruknąłem pod nosem, chodząc w kółko.
Minęło już kilka sygnałów, a ona nadal nie odebrała. Musi odebrać..
- Tak? - usłyszałem jej spokojny głos.
- O, hej. Hej Rose. - odetchnąłem z ulgą.
- Stało się coś?
- Tak. Ten morderca jest kompletnie popieprzony. - zamknąłem oczy.
- Morderca? Znowu coś jest? - zapytała po chwili ciszy.

Milczałem. - Dzwoniłem rano. Justin nie mówił? - zacisnąłem szczękę.
- Nie. - przełknęła głośno ślinę. - Wybacz, zadzwonię później.

OCZAMI ROSE

- Justin. - mruknęłam, idąc na górę.
- Tak? - usłyszałam jego głos z naszej sypialni.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym, że dzwonił Tony? Dlaczego nic nie wiem o kolejnym morderstwie? - warknęłam lekko.
Szatyn zaśmiał się pod nosem. - Po prostu. - wzruszył ramionami.
- Po prostu? - prychnęłam. - Do cholery, wtrącaj się we wszystko co chcesz, ale od moich służbowych spraw trzymaj się z daleka. - zacisnęłam szczękę.

~*~
Bum.. 7 miesięcy.
Bardzo Was z całego serca przepraszam.
Jest mi cholernie głupio, że tak długo czekaliście.
Wiem, że czekaliście. Dostałam pytania na asku.
Karolina, myszko, wszystko ze mną okay. :)
Mam nadzieję, że moi czytelnicy są nadal ze mną. :)
Dlatego każdego proszę o komentarz.
I serdecznie dziękuję za 14 pod ostatnim rozdziałem!
Jesteście najwspanialsi. :3
Rose.

3 komentarze:

  1. Jezu,wreszcie!! ^^ bałam się, że rozdziału już wgl nie bd :/
    Czekam z niecierpliwoscia nn:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje, że Justin nic nie zrobi Rose :/
    Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze się, że nic Ci nie jest! :) Tak, 7 miesięcy to spory szmat czasu, ale waarto było czekać! Cały rozdział, jak zwykle wspaniały, ale końcóweczka, aż zaprasza do kolejnego rozdziału. Ciekawe jak Justin zareaguje na złość Rose. Jestem ciekawa, czy przez przypadek nie powie czegoś nieodpowiedniego. Może Rose zacznie o tym rozmyślać i z czasem dowie się, że za wszystkim stoi jej ukochany? Albo będzie odrzucała od siebie tę myśl cały czas? Hm? No, nie mogę się doczekać, na nowy rozdział! Pozdrawiam i życzę weny na kolejne rozdziały. :* ~Karolcia

    OdpowiedzUsuń