OCZAMI ROSE
- Ręce za głowę. - warknęłam, wyciągając pistolet zza paska. Taki tam plus bycia detektywem w wydziale zabójstw.
Nie zrobił tego co chciałam, jednak odsunął się o krok, nadal się do mnie nie odwracając. Zamknęłam na chwilę oczy. Justin, mój Justin to morderca. Dupek, którego od tak długiego czasu chciałam zabić, jest tą samą osobą, która sypiała ze mną w tym samym łóżku. Miałam oczy pełne łez. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić, jak się zachować, najgorsze jest to, że obdarzyłam tego człowieka bez serca głębokim uczuciem.
- Rose, co Ty tu robisz? - odezwał się tym, jak zwykle, opanowanym głosem, zakładając ręce za głowę.
Naprawdę myślał, że utnę sobie z nim teraz pogawędkę? Zabawny. Podeszłam do kobiety, która zanosiła się łzami.
- Nic Ci się już nie stanie, spokojnie. Jestem tu. - mruknęłam i rzuciłam jej swój telefon na łóżko, wcześniej uwalniając jej nadgarstki. - Wybierz numer Tony'ego i dzwoń.
- Nie radziłbym tego robić. - szatyn zaśmiał się i odwrócił się w moją stronę.
Odbezpieczyłam pistolet. - Milcz. - szepnęłam.
- Strzelisz we mnie? - zaśmiał się. - To będzie ostatnia rzecz, którą zrobisz. - syknął.
Bałam się go. Cholernie się go bałam. Jednak nie mogłam mu tego pokazać. Bałam się, że zabije tą kobietę mimo mojej obecności, a do tego odbierze życie też mnie.
- Oddaj mi pistolet. - wyciągnął rękę w moją stronę.
Pokręciłam głową, a po moich policzkach spłynęły łzy. - Kochałam Cię..
- Twój problem kochanie. - westchnął.
- Nie przerywaj mi. - warknęłam. Zaśmiał się. - Nic nie zrobisz tej kobiecie, inaczej Cię zabiję.
- Pewnie skarbie, wszystko da się umówić. - uśmiechnął się. - Ale gdy oddzwoni Tony, powiesz mu, że wszystko jest okay. Ty, Kendall - spojrzał na dziewczynę - nie powiesz nikomu, że o mało nie stałaś się kolejną moją ofiarą, inaczej spalę Cię żywcem. Wyjdziemy stąd Rose, razem. Gdyby nigdy nic się nie stało. Inaczej ją zabiję.
Co to za dupek. Co to za człowiek.. Jebany kutas bez serca. Spojrzałam na "ofiarę", zanosiła się łzami. Nie mogłam się nie zgodzić.
- Dobra. - zacisnęłam szczękę, a w tym samym momencie oddzwonił telefon. - Leć się wykąp, przyjdę jeszcze do Ciebie. - szepnęłam do dziewczyny, a ta momentalnie uciekła z pokoju.
Przejechałam kciukiem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha. - Tak?
- Rose, wszystko okay? Późno jest. - usłyszałam jego przejęcie w głosie.
Nie, Tony nie jest okay. Justin to morderca, boję się Go, przyjedź tu.
- Tak, tak jasne. Chciałam Cię przeprosić, że tak nagle wyszłam. - powiedziałam najspokojniej jak tylko potrafiłam.
- Nie ma sprawy, wystraszyłem się, że coś Ci się stało. - wypuścił powietrze.
- Jeszcze raz przepraszam, za wszystko. Zobaczymy się jutro. - zamknęłam oczy, hamując łzy.
- Jasne słońce, hej. - zakończyłam połączenie i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni.
- Grzeczna dziewczynka. - Justin posłał mi buziaka w powietrzu, a ja miałam ochotę zwrócić obiad na samą myśl o tym, co będę musiała przeżyć w najbliższym czasie. - Wychodzimy myszko. - mruknął i zaczął składać wszystkie swoje rzeczy, po czym podszedł do mnie.
- Daj mi minutę. - schowałam usta do środka, a ten zmarszczył brwi. - Obiecałam, że do niej pójdę. Chcesz żyć, czy nie? - warknęłam oschle, na co ten się zaśmiał.
- Czekam w samochodzie. - mruknął obojętnie i wyszedł.
Przejechałam dłońmi po twarzy, gdy tylko zostałam sama. Nie ujdzie mu to na sucho, nie ze mną. Jak na razie uratowałam jedno życie, on zapłaci za resztę. Dajcie mi kilka dni, wymyślę coś.
- Kendall? - wyszłam z jej sypialni. - Jestem sama, możesz wyjść. Nie zrobię Ci krzywdy.
Zaczynałam wątpić, że się pokaże, gdy drzwi, podejrzewam, że od łazienki, się otworzyły. Zaprosiła mnie gestem dłoni do środka. Usiadłam obok niej na podłodze.
- Nie płacz. - pokręciłam głową, łapiąc ją za rękę.
- Nagrałam to. - szepnęła, nie zwracając uwagi na spływające łzy po jej policzkach. Czy ona jest w jakimś szoku? Nie wiedziałam o czym mówi, więc o to spytałam. - To co powiedział. Że spali mnie żywcem.
To Twój koniec, gnoju. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dobrze. - skinęłam głową. - Daj mój telefon. - wyciągnęłam do niej rękę.
Podała mi go i w międzyczasie wzięłam jej numer. Poprosiłam, aby nikomu nie mówiła co się stało, wzięła leki nasenne, a ja zadzwonię rano. Pożegnałam się z dziewczyną i wyszłam na spotkanie ze śmiercią.
NEXT DAY
Założyłam swoje białe Conversy, wzięłam torebkę wraz z telefonem i ruszyłam do wyjścia, gdy usłyszałam za plecami:
- A Ty gdzie?
- Do pracy. - mruknęłam, patrząc w lustro.
- Ja Cię zawiozę.
Wow, o niczym innym nie marzę. Bez słowa wyszłam na dwór i oparłam się plecami o samochód. Byłam kłębkiem nerwów, nie mogłam zebrać myśli. Cholernie źle czułam się z tym, jak wczoraj potraktowałam Tonny'ego, i nie mogłam uwierzyć, że o mały włos Kendall uniknęła śmierci. Gdy tylko Justin pojawiał się w zasięgu moich oczu, robiło mi się niedobrze. Ale miałam plan. Zapłaci za to co zrobił. Mam gdzieś wszystkie uczucia, które do niego czułam. Zrobię to, mimo wszystko.
- Gotowa? - spojrzał na mnie, wychodząc z domu z uniesioną brwią.
- Zawsze i wszędzie. - mruknęłam, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
Wsiedliśmy do samochodu. Wszystko jak zawsze - on zapiął pas, ja też. On włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto, ja włączyłam radio. Leciała piosenka, na której punkcie ostatnio oszalałam - Major Lazer ft Ellie Goulding - Powerful. Zaczęłam ją nucić pod nosem, gdy ten dupek wyłączył dźwięk. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami, prowadził dalej, nie zwracając sobie na mnie uwagi. Zaczęłam się zastanawiać, czy poczuł do mnie kiedykolwiek coś więcej. Byłam pewna, że nie. Nie mogłam odnaleźć się w tej sytuacji.
Zaparkował przed moim biurem.
- Dzięki, cześć. - chwyciłam za klamkę, żeby wysiąść.
- E, e, e. - pokręcił głową, gdy na niego spojrzałam. - Gdzie buziak? - spojrzałam przez okno, po czym szybko się odwróciłam, cmoknęłam jego usta i wysiadłam z samochodu.
OCZAMI JUSTINA
- Kurwa. - warknąłem, w tym samym czasie uderzając dłońmi w kierownicę.
Jak mogłem tak spierdolić sprawę?! Jeszcze teraz Rose myśli, że kompletnie nic dla mnie nie znaczy. Szczerze, wolałbym, żeby tak było. Nie wiem co muszę teraz robić. Gdy Rick się dowie o tym wszystkim, oszaleje. Już słyszę te jego "a nie mówiłem?!". W dupie Go mam. To dla mnie pracował, więc może się wypchać. Odjechałem spod budynku pracy Rose, kierując się prosto do szpitala. Zatrzymałem się na czerwonym świetle i wbiłem wzrok w radio. Pendrive brunetki, włączyłem to, co wcześniej zatrzymałem. Wypuściłem powietrze, wsłuchując się w słowa.
'There’s an energy
When you hold me
When you touch me
It’s so powerful'
Powtarzałem te słowa w głowie, gdy z zamyślenia wyrwał mnie głośny klakson z tyłu. Spojrzałem na sygnalizator świetlny.. No jasne, zielone. Szybko ruszyłem, wcześniej wyłączając piosenkę. Jak ta dziewczyna mogła mi tak, do cholery, namieszać w głowie?
Wysiadłem z samochodu i z uśmiechem przywitałem kilka koleżanek z pracy. Może powinienem być aktorem?
OCZAMI ROSE
- Tony! - odetchnęłam z ulgą, widząc Go.
Podeszłam d
Nie zrobił tego co chciałam, jednak odsunął się o krok, nadal się do mnie nie odwracając. Zamknęłam na chwilę oczy. Justin, mój Justin to morderca. Dupek, którego od tak długiego czasu chciałam zabić, jest tą samą osobą, która sypiała ze mną w tym samym łóżku. Miałam oczy pełne łez. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić, jak się zachować, najgorsze jest to, że obdarzyłam tego człowieka bez serca głębokim uczuciem.
- Rose, co Ty tu robisz? - odezwał się tym, jak zwykle, opanowanym głosem, zakładając ręce za głowę.
Naprawdę myślał, że utnę sobie z nim teraz pogawędkę? Zabawny. Podeszłam do kobiety, która zanosiła się łzami.
- Nic Ci się już nie stanie, spokojnie. Jestem tu. - mruknęłam i rzuciłam jej swój telefon na łóżko, wcześniej uwalniając jej nadgarstki. - Wybierz numer Tony'ego i dzwoń.
- Nie radziłbym tego robić. - szatyn zaśmiał się i odwrócił się w moją stronę.
Odbezpieczyłam pistolet. - Milcz. - szepnęłam.
- Strzelisz we mnie? - zaśmiał się. - To będzie ostatnia rzecz, którą zrobisz. - syknął.
Bałam się go. Cholernie się go bałam. Jednak nie mogłam mu tego pokazać. Bałam się, że zabije tą kobietę mimo mojej obecności, a do tego odbierze życie też mnie.
- Oddaj mi pistolet. - wyciągnął rękę w moją stronę.
Pokręciłam głową, a po moich policzkach spłynęły łzy. - Kochałam Cię..
- Twój problem kochanie. - westchnął.
- Nie przerywaj mi. - warknęłam. Zaśmiał się. - Nic nie zrobisz tej kobiecie, inaczej Cię zabiję.
- Pewnie skarbie, wszystko da się umówić. - uśmiechnął się. - Ale gdy oddzwoni Tony, powiesz mu, że wszystko jest okay. Ty, Kendall - spojrzał na dziewczynę - nie powiesz nikomu, że o mało nie stałaś się kolejną moją ofiarą, inaczej spalę Cię żywcem. Wyjdziemy stąd Rose, razem. Gdyby nigdy nic się nie stało. Inaczej ją zabiję.
Co to za dupek. Co to za człowiek.. Jebany kutas bez serca. Spojrzałam na "ofiarę", zanosiła się łzami. Nie mogłam się nie zgodzić.
- Dobra. - zacisnęłam szczękę, a w tym samym momencie oddzwonił telefon. - Leć się wykąp, przyjdę jeszcze do Ciebie. - szepnęłam do dziewczyny, a ta momentalnie uciekła z pokoju.
Przejechałam kciukiem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha. - Tak?
- Rose, wszystko okay? Późno jest. - usłyszałam jego przejęcie w głosie.
Nie, Tony nie jest okay. Justin to morderca, boję się Go, przyjedź tu.
- Tak, tak jasne. Chciałam Cię przeprosić, że tak nagle wyszłam. - powiedziałam najspokojniej jak tylko potrafiłam.
- Nie ma sprawy, wystraszyłem się, że coś Ci się stało. - wypuścił powietrze.
- Jeszcze raz przepraszam, za wszystko. Zobaczymy się jutro. - zamknęłam oczy, hamując łzy.
- Jasne słońce, hej. - zakończyłam połączenie i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni.
- Grzeczna dziewczynka. - Justin posłał mi buziaka w powietrzu, a ja miałam ochotę zwrócić obiad na samą myśl o tym, co będę musiała przeżyć w najbliższym czasie. - Wychodzimy myszko. - mruknął i zaczął składać wszystkie swoje rzeczy, po czym podszedł do mnie.
- Daj mi minutę. - schowałam usta do środka, a ten zmarszczył brwi. - Obiecałam, że do niej pójdę. Chcesz żyć, czy nie? - warknęłam oschle, na co ten się zaśmiał.
- Czekam w samochodzie. - mruknął obojętnie i wyszedł.
Przejechałam dłońmi po twarzy, gdy tylko zostałam sama. Nie ujdzie mu to na sucho, nie ze mną. Jak na razie uratowałam jedno życie, on zapłaci za resztę. Dajcie mi kilka dni, wymyślę coś.
- Kendall? - wyszłam z jej sypialni. - Jestem sama, możesz wyjść. Nie zrobię Ci krzywdy.
Zaczynałam wątpić, że się pokaże, gdy drzwi, podejrzewam, że od łazienki, się otworzyły. Zaprosiła mnie gestem dłoni do środka. Usiadłam obok niej na podłodze.
- Nie płacz. - pokręciłam głową, łapiąc ją za rękę.
- Nagrałam to. - szepnęła, nie zwracając uwagi na spływające łzy po jej policzkach. Czy ona jest w jakimś szoku? Nie wiedziałam o czym mówi, więc o to spytałam. - To co powiedział. Że spali mnie żywcem.
To Twój koniec, gnoju. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dobrze. - skinęłam głową. - Daj mój telefon. - wyciągnęłam do niej rękę.
Podała mi go i w międzyczasie wzięłam jej numer. Poprosiłam, aby nikomu nie mówiła co się stało, wzięła leki nasenne, a ja zadzwonię rano. Pożegnałam się z dziewczyną i wyszłam na spotkanie ze śmiercią.
NEXT DAY
Założyłam swoje białe Conversy, wzięłam torebkę wraz z telefonem i ruszyłam do wyjścia, gdy usłyszałam za plecami:
- A Ty gdzie?
- Do pracy. - mruknęłam, patrząc w lustro.
- Ja Cię zawiozę.
Wow, o niczym innym nie marzę. Bez słowa wyszłam na dwór i oparłam się plecami o samochód. Byłam kłębkiem nerwów, nie mogłam zebrać myśli. Cholernie źle czułam się z tym, jak wczoraj potraktowałam Tonny'ego, i nie mogłam uwierzyć, że o mały włos Kendall uniknęła śmierci. Gdy tylko Justin pojawiał się w zasięgu moich oczu, robiło mi się niedobrze. Ale miałam plan. Zapłaci za to co zrobił. Mam gdzieś wszystkie uczucia, które do niego czułam. Zrobię to, mimo wszystko.
- Gotowa? - spojrzał na mnie, wychodząc z domu z uniesioną brwią.
- Zawsze i wszędzie. - mruknęłam, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
Wsiedliśmy do samochodu. Wszystko jak zawsze - on zapiął pas, ja też. On włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto, ja włączyłam radio. Leciała piosenka, na której punkcie ostatnio oszalałam - Major Lazer ft Ellie Goulding - Powerful. Zaczęłam ją nucić pod nosem, gdy ten dupek wyłączył dźwięk. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami, prowadził dalej, nie zwracając sobie na mnie uwagi. Zaczęłam się zastanawiać, czy poczuł do mnie kiedykolwiek coś więcej. Byłam pewna, że nie. Nie mogłam odnaleźć się w tej sytuacji.
Zaparkował przed moim biurem.
- Dzięki, cześć. - chwyciłam za klamkę, żeby wysiąść.
- E, e, e. - pokręcił głową, gdy na niego spojrzałam. - Gdzie buziak? - spojrzałam przez okno, po czym szybko się odwróciłam, cmoknęłam jego usta i wysiadłam z samochodu.
OCZAMI JUSTINA
- Kurwa. - warknąłem, w tym samym czasie uderzając dłońmi w kierownicę.
Jak mogłem tak spierdolić sprawę?! Jeszcze teraz Rose myśli, że kompletnie nic dla mnie nie znaczy. Szczerze, wolałbym, żeby tak było. Nie wiem co muszę teraz robić. Gdy Rick się dowie o tym wszystkim, oszaleje. Już słyszę te jego "a nie mówiłem?!". W dupie Go mam. To dla mnie pracował, więc może się wypchać. Odjechałem spod budynku pracy Rose, kierując się prosto do szpitala. Zatrzymałem się na czerwonym świetle i wbiłem wzrok w radio. Pendrive brunetki, włączyłem to, co wcześniej zatrzymałem. Wypuściłem powietrze, wsłuchując się w słowa.
'There’s an energy
When you hold me
When you touch me
It’s so powerful'
Powtarzałem te słowa w głowie, gdy z zamyślenia wyrwał mnie głośny klakson z tyłu. Spojrzałem na sygnalizator świetlny.. No jasne, zielone. Szybko ruszyłem, wcześniej wyłączając piosenkę. Jak ta dziewczyna mogła mi tak, do cholery, namieszać w głowie?
Wysiadłem z samochodu i z uśmiechem przywitałem kilka koleżanek z pracy. Może powinienem być aktorem?
OCZAMI ROSE
- Tony! - odetchnęłam z ulgą, widząc Go.
Podeszłam d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz