poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 6

Od razu zakryłam usta dłonią i szepnęłam w nią - cholera - Poczułam jak momentalnie łzy napłynęły mi do oczu. Od razu spuściłam głowę w dół i nerwowo oblizałam usta.
-Boję się..-szepnęłam.
Tony szybko przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. Mocno się w niego wtuliłam, gdy poczułam, że po moim policzku spłynęła ciepła łza.
-Spokojnie, jestem przy Tobie-szepnął gładząc moje włosy.
-Nie rozumiesz tego?! Ja będę następna! Na nagrobku jest serce namalowane krwią. SERCE! Rozumiesz?! Boję się Tony..-objęłam jego tułowie ramionami.
-Nie dopuszczę do tego, żeby coś Ci się stało-wziął moją twarz w dłonie i zaczął się do mnie przybliżać, ale się od odsunęłam i podeszłam do nagrobka.
Wyciągnęłam rękę chcąc dotknąć plamę krwi. Poczułam lekkie szarpnięcie w tył. Spojrzałam pytająco na Tony'ego, a on powiedział, żebym tego nie dotykała.
-Nie dotykaj, może uda nam się znaleźć właściciela krwi.
-Racja-pomachałam twierdząco głową.
Wyjęłam telefon z torby i zadzwoniłam do Bayle'a.
-.. Ale jeszcze raz. Co jest na nagrobku?
-Serce namalowane krwią.
Po chwili milczenia i kilku przyśpieszonych oddechach usłyszałam odpowiedź:
-Zostań na miejscu i niczego nie dotykaj. Zaraz będziemy.
Rozłączyłam się i spojrzałam po raz setny na nagrobek. Serce. Znowu serce. Wiąże się z poprzednimi wydarzeniami i to cholernie. Przeprowadzałam wiele tragicznych śledztw, ale to przeraża mnie najbardziej. Tak cholernie się boję, że mogę umrzeć...
Bawiłam się nerwowo palcami czekając aż przyjedzie Bayle razem z załogą. Tony był oddalony ode mnie o kilkanaście metrów i rozmawiał z kimś przez telefon. Próbowałam uspokoić swój oddech, gdy zobaczyłam, że z samochodu, który zaparkował na parkingu wysiada Bayle. Za nim podjeżdża ciemny wóz, z którego wysiada Jefrey z beaglem wabiącym się Chuck. Zebrali się wszyscy w grupkę i coś omówili. Gdy podeszłam bliżej, Bayle od razu do mnie podszedł i przyciągnął do siebie. Po chwili odsunął się i zapytał:
-Wszystko okej, słońce?
-Nie.. Boję się, ale chodźmy sprawdzić czyja to krew.
Blado-skóry machnął ręką w stronę chłopaków i poszliśmy do grobu moich rodziców. Gdy ponownie zobaczyłam plamę krwi, moje serce zaczęło szybciej bić. Oblizałam usta i spojrzałam na Jerey'a. Trzymał na smyczy znajomego mi psa. Zawsze braliśmy go na dochodzenia na świeżym powietrzu. Zwierzę intensywnie szukało  zapachu, który mógłby nam pomóc. Przez dłuższą chwilę nie reagował - straciłam nadzieję, że coś znajdziemy. Odwróciłam głowę w stronę osoby pobierającej próbkę krwi. Wykonywała czynność w wielkim skupieniu. Gdy włożyła próbkę do plastikowej torebki, Jefrey krzyknął:
-Jest!
Wszyscy skierowaliśmy na niego wzrok. Mężczyzna ruszył za psem. Zwierzę zaczynało biec coraz szybciej. Ruszyliśmy za nimi. Po przebiegnięciu około 150 metrów, zatrzymaliśmy się. Pies zaczął nerwowo wąchać. Nasze oddechy stawały się coraz szybsze. Niemożliwe. Nie możemy zgubić tropu. Nie teraz... Zwierzę podniosło głowę i spojrzało przepraszająco na Jefrey'a. Cholera. Mój szef nerwowo przeczesał włosy na koniec ciągnąc za ich końce.
-Wracajmy...-szepnął zmarnowanie.
Zamknęłam oczy i głęboko wciągnęłam powietrze. To niewiarygodne jak szybko może zginąć nadzieja. Myślałam, że znajdziemy tego idiotę, że to już to... Jednak się myliłam. I tak się nie poddam i go znajdę. Prędzej czy później.
Wróciliśmy do miejsca gdzie są pochowani moi rodzice. Pomodliłam się jeszcze przez chwilę i dołączyłam do chłopaków. Porozumiewali się szeptem, ale gdy tylko mnie zobaczyli, od razu ucichli. Gdybym nie była tak bardzo przerażona tym, co stało się przed chwilą, zapytałabym co się stało. Bez słowa wsiadłam do swojego samochodu. Nie minęła minuta, Tony siedział koło mnie na miejscu pasażera.
-Jesteś pewna, że chcesz prowadzić?
-Tak, jestem pewna.-oblizałam usta.
-Bo jeżeli chcesz, t---
-Jest okay-powiedziałam niemiło, odpaliłam samochód i ruszyłam z miejsca.
Nie odzywając się jechałam powoli przez praktycznie bezludne uliczki miasta. Było pusto, zamyślona odpływałam myślami. Nie przekraczając dozwolonej prędkości przejechałam skrzyżowanie na zielonym świetle.
-ROOOOOOSE!-nerwowo odwróciłam głowę w stronę Tony'ego i skierowałam wzrok za jego palcem.
Przed nami z ogromną prędkością jechał tir. Natychmiast nacisnęłam pedał gazu i ... Udało mi się uniknąć wypadku. Zatrzymałam się na najbliższym zjeździe. Dopiero teraz poczułam, że moje nogi zrobiły się jak z waty. Odchyliłam głowę i oparłam ją o oparcie.
-Może jednak ja poprowadzę?
Lekko skinęłam głową i bez słowa wysiadłam z samochodu. Podtrzymując się auta doszłam do drzwi pasażera. Tony przesiadł się w środku. Gdy wsiadłam do samochodu i zapięłam pas,  mężczyzna położył swoją rękę na moim kolanie.
-Wszystko okay?-zapytał troskliwym głosem.
Nie odpowiedziałam, tylko głęboko wciągnęłam powietrze. Bez słowa ruszyliśmy w stronę mojego domu.
*
-Mogę Cię zawieźć do domu-powiedziałam wysiadając samochodu.
-Nie ma potrzeby-lekko się uśmiechnął-przejdę się.
-Okay, to... Do jutra-wymusiłam uśmiech.
Tony pomachał mi przyjaźnie na pożegnanie i odszedł. Podeszłam do drzwi mojego domu i włożyłam kluczyk. Lekko go przekręciłam i po chwili znalazłam się w środku. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności padłam na łóżko i momentalnie zasnęłam...
*Następny dzień*
Rano obudził mnie sms. Niechętnie otworzyłam oczy i sięgnęłam ręką na szafkę nocną. Złapałam telefon i ziewając odblokowałam ekran.
Od: Tony.
'Hej. Jak się czujesz? Będziesz w pracy?'
Do: Tony.
'Hej. Jakoś żyję. Tak, będę. Do zobaczenia :)'
Przetarłam dłonią twarz i odłożyłam telefon na szafkę. Była 5.45. Mogłam sobie pozwolić jeszcze na piętnastominutową drzemkę. Niestety zdołałam tylko leżeć i wpatrywać się w sufit. Mój telefon ponownie zabrzęczał. Myślałam, że to Tony odpowiedział na moją poprzednią wiadomość, ale nie był to mój współpracownik...
Od: Justin.
'Witaj Rose xx. Jestem właśnie na dyżurze, co prawda dobiegającym końca, ale jednym słowem w pracy. Myślałem o Tobie dość dużo.. :). Zadzwonię do Ciebie koło 17, gdy skończę pracę. Dobrze?'
Na mojej twarzy pojawił się przelotny uśmieszek. Oblizałam usta i z lepszym humorem odpisałam mojemu koledze na wiadomość.
Do: Justin.
'Hej Justin xx. A ja jeszcze przed pracą :) Mam nadzieję, że się za bardzo nie zamyśliłeś i żaden pacjent na tym nie ucierpiał :P. Jasne, czekam na telefon.'
Z lepszym nastawieniem do życia wyskoczyłam z łóżka. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne spodnie, białą koszulkę i czarną marynarkę. Przygotowałam do tego czerwone szpilki i tego samego koloru torbę. Z uśmiechem na twarzy poszłam do łazienki. Wszystkie poranne czynności spłynęły mi szybciej i z większą przyjemnością. Udało mi się zapomnieć na chwilę o tym, co się stało wczoraj.
*
-Są wyniki?
-Bayle... Nie ma. Spokojnie. Ja o tym nie myślę, więc jestem pewna, że Ty również zdołasz to zrobić.-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem wypełniając dokumenty w swoim biurze.
Moi przyjaciele nie dawali mi dzisiaj spokoju. Jestem w pracy od zaledwie dwóch godzin, a co pięć minut ktoś do mnie przychodził i pytał o wyniki. Jeżeli chcą, żebym nie myślała i była spokojna, powinni unikać tego tematu. Postanowiłam zająć się innymi dochodzeniami. Zaczęłam czytać wstępne informacje o kobiecie, która rzekomo popełniła samobójstwo, gdy do biura wszedł Tony. Lekko się do niego uśmiechnęłam.
-Co robisz?-zapytał siadając przy swoim biurku.
-Sprawa z Mishelle zamknięta, prawda? Więc szukam sobie nowego zajęcia-puściłam oczko.
- Jefrey nie dał Ci nowego zlecenia?-podniósł swój kubek z kawą i przyłożył do ust.
-A Wam dał?
-Noo... Nie.
Przełknęłam ślinę i wróciłam do czytania dokumentów. Po chwili podniosłam wzrok i spojrzałam na zegarek - było piętnaście minut po 10. Miałam zamiar zacząć wypisywać ważne informacje jakie wyczytałam o kobiecie, gdy zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torby i kciukiem odblokowałam ekran.
-Rose Coke. Słucham?
-Cześć Rose, tu Jefrey. Jesteś w pracy?
- Tak, jestem u siebie w biurze-powiedziałam bawiąc się długopisem.
Po kilku sekundach ciszy mój szef ponownie się odezwał.
-Przyjdź do mojego biura. Musimy porozmawiać.
Wyrzuciłam długopis z rąk i się wyprostowałam. Nie zapowiada się to ciekawie... Nerwowo oblizałam usta i prawie szeptem zapytałam:
-Co się stało?
-Nic słońce, nic. Po prostu przyjdź, proszę.-poczułam, że się uśmiechnął.
Lekko wciągnęłam powietrze i wymuszając uśmiech przytaknęłam. Wyłączyłam monitor mojego komputera, schowałam dokumenty do teczki i wyszłam z pomieszczenia. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę miejsca pracy Jefrey'a. Po drodze spotkałam Bayle'a. Otworzył usta, zapewne żeby zapytać mnie o wyniki, ale z lekkim uśmiechem na twarzy powiedziałam - Nie wiem. - i go minęłam. Stanęłam przed gabinetem mojego szefa. Lekko zapukałam. Usłyszałam ciche - proszę - i minęłam próg pomieszczenia. Na krześle przy biurku siedział Jefrey. Na mój widok uśmiechnął się pogodnie i wskazał ręką na fotel na przeciwko siebie. Z lekkim uśmiechem usiadłam na wskazanym miejscu i czekałam na wypowiedź mężczyzny.
-Ostatnio... Czy coś ostatnio przykuło Twoją uwagę?
Lekko podniosłam prawą brew. Tego się nie spodziewałam.
-Co masz na myśli?
-Po prostu próbujemy ustalić kto jest na tyle psychiczny, żeby zastraszać moją ślicznotkę-lekko się uśmiechnął.
Wymusiłam uśmiech i poprawiłam się na krześle. Dlaczego oni próbują robić to sami. Wszyscy doskonale wiemy, że mogłabym robić to z nimi.
-Chciałbym.. Dam Ci inne zlecenie, dobrze?
-Dlaczego nie mogę uczestniczyć w TYM?-powiedziałam zimnym tonem. Jefrey westchnął i spojrzał w okno. Najwyraźniej nie podobała mu się moja odpowiedź.- Skoro dotyczy to mojej osoby, chciałabym na bieżąco wiedzieć co się dzieje. Nie mam ośmiu lat, umiem zapewnić sobie bezpieczeństwo-wstałam i założyłam kosmyk włosów za ucho-Przepraszam-szepnęłam i odwróciłam się w stronę drzwi.
-Rose?-Odwróciłam głowę-Podoba mi się, że dbasz o swoje. Porozmawiaj z Tonym. On Cię wtajemniczy w tą sprawę.
Z uśmiechem skinęłam głową i wróciłam do swojego biura. Przy biurku siedział mój współpracownik. Gdy mnie zobaczył rozpogodził się lekko.
-Wtajemniczysz mnie?-zapytałam.
Spoglądał na mnie nie rozumiejąc. Streściłam mu moją rozmowę z szefem. Tonnie ucieszył się, że kolejną sprawę badamy razem i powiedział mi co i jak. Usiedliśmy przy moim biurku i rozpoczęliśmy studiowanie dokumentów...
*
-Idę zrobić kawę. Chcesz?
Na chwilę podniosłam wzrok z nad papierów i przecząco pokiwałam głową. Tony uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. Bawiłam się długopisem w ręce, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na zegarek-17.01. Justin! Szybko wzięłam urządzenie do ręki i odblokowałam ekran.
-Hej. Nie przeszkadzam?-usłyszałam ten ciepły, pełen spokoju głos.
-Cześć, nie skąd. Cieszę się, że dzwonisz-uśmiechnęłam się.
Mężczyzna lekko się zaśmiał i zapytał:
-Co robisz dzisiaj wieczorem?
-Podejrzewam, że siedzę w domu.-westchnęłam.
-Wyjdziemy gdzieś?
Randka? Czy Rose Coke wie jeszcze co to randka? Ostatni raz byłam na niej, gdy miałam 15 lat. Jack, mój 'chłopak' zaprosił mnie na pizzę. Nie było zbyt ciekawie...
-A może po prostu przyjedź do mnie?-nieśmiało zapytałam.
-Ymm.. Dobrze, więc wyślij mi swój adres sms'em, to przyjadę o 21. Dobrze?
-Jasne-uśmiechnęłam się szeroko.
-O której kończy---
Do mojego biura wszedł blady Tony. Nie zwróciłam zbytnio na niego uwagi. Spojrzał na mnie i zrobił ruch ustami oznaczający, że musimy porozmawiać. Machnęłam ręką, żeby pokazać mu, że jestem zajęta i żeby wyszedł jeszcze na chwilę. Niestety on nie dawał za wygraną.
-Mamy wyniki próbki krwi z nagrobka..-szepnął.
Oblizałam usta i powiedziałam do Justina:
-Poczekaj chwilę.-zakryłam słuchawkę dłonią i spojrzałam oczekująco na Tony'ego.
Mężczyzna przełknął ślinę i z przerażeniem szepnął:
-To krew Reneesme...
                                                                             ~*~
Hej :) Więc jak widzicie jest 6 rozdział. Miał być w poniedziałek, i jest ;) Niestety kolejny rozdział nie pojawi się za tydzień. Zostanie on wstawiony aż 6 września.. ;/ W roku szkolnym rozdziały będą pojawiały się co tydzień w piątki :) 
Mamy nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział i zostawicie po sobie komentarze :*
Do następnego xxx

Przeraża mnie fakt, że został tylko tydzień wakacji...
Rose <3

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5

Wszystko wygląda normalnie. Nic nie zniknęło.. Kazali mi dokładnie się przyjrzeć, no ale ja wiem, że wszystko jest. Nie mogę niczego dotykać, bo pobierają odciski palców. Równie dobrze mogłabym to zrobić sama, ale nie mam pozwolenia. Martwią się tu o mnie, i to aż za bardzo. Jest Tony, Jefrey, Bayle.. Nie potrzebnie. Mówiłam, żeby do nich nie dzwonić. Usiadłam na fotelu szefa i zaczęłam bawić się długopisem, gdy do pomieszczenia wszedł Bayle.
-Nie mamy żadnych odcisków. Kolejny zawodowiec..-powiedział, po czym usiadł na krześle na przeciwko mnie.
-Albo ten sam..-burknęłam po nosem.
-Słucham?
-Nie nic-wypuściłam powietrze-za dużo godzin bez snu. Mogę już jechać do domu?
Chłopak przygryzł wnętrze policzka i chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
-Mmm.. Chyba tak.
Uśmiechnęłam się i wstałam. Wzięłam swoją torbę i zarzuciłam ją sobie na ramię. Gdy byłam już przy drzwiach, Bayle ponownie się odezwał.
-Rose..
-Hm?-odwróciłam głowę w jego stronę.
-Może chcesz.. Żebym pojechał z Tobą?
Spróbowałam nie pokazać, że to co on powiedział bardzo mnie rozśmieszyło, więc zaśmiałam się tylko lekko i powiedziałam, że nie ma takiej potrzeby. W swoim domu czuję się bezpiecznie i nic mi się nie stanie. Pożegnałam się z nim, potem z resztą i wyszłam z biura. Pojechałam do domu i od razu padłam na łóżko. Tej nocy śnili mi się rodzice...
 *
-Zrobić Ci kawę?-uśmiechnięty Tony wszedł do naszego biura.
-Nie, już mam-wskazałam ręką na kubek z gorącym napojem.
Mężczyzna zaśmiał się i usiadł przy swoim biurku. Ja mogłam siedzieć już przy swoim, bo nie znaleziono żadnych dowodów. Starałam się o tym nie myśleć i normalnie wykonywać swoje obowiązki. Za godzinę musieliśmy jechać do domu Mishelle. Zapewne i tak tam nic nie znajdziemy, ale trzeba omówić prawdopodobny przebieg akcji.. Tym razem jechaliśmy moim samochodem, bo auto Tony'ego jest w naprawie. Ktoś tu lubi bardzo szybko jeździć...
W sypialni ofiary nic się nie zmieniło. Może tylko zapach. Stał się bardziej odurzający, ale całe szczęście byłam już do tego prawie przyzwyczajona. Założyłam białe rękawiczki i podeszłam do łóżka. Oglądałam wszystko z jak największą dokładnością. Na czterech rogach łóżka były przywiązane metalowe linki, wszystkie zakrwawione. Najpierw musiał ją przywiązać... Róg poduszki przypalony. Potem zapewne bawił się ogniem... Następnie morderstwo.. Krople krwi dochodzą aż do okna. Więc zabił ją i podszedł, żeby przyjrzeć się czemuś w większym świetle. W poprzednich morderstwach było podobnie.
-Nie mamy więcej informacji, prawda?-zapytałam odwracając się do Tony'ego.
-Co masz na myśli?-podniósł jedną brew.
-Czy te kobiety.. One nie zostają najpierw zgwałcone?
Chłopak przełknął ślinę. Poruszyłam temat niezbyt miły do rozmowy. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, oblizał usta i powiedział:
-Nawet jeśli, nie mamy dowodów. Nie znaleźliśmy spermy w żadnej z nich.
Przyswoiłam słowa i z powrotem odwróciłam się do łóżka. Spisałam wszystkie informacje w notesie i schowałam go do torby.
-Nic tu po nas. Możemy wracać do biura.
Tony zdjął rękawiczki i wyrzucił je do kosza. Zrobiłam to samo i wyszliśmy z mieszkania. Wsiedliśmy do samochodu, odpaliłam silnik i ruszyliśmy.
-Chciałabym porozmawiać z Reneesme- szepnęłam, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.
-Z kim?
-Z tą dziewczynką, której zabrano pierwsze serce do przeszczepu..-ruszyłam ponownie.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Nie byłam do niej przyzwyczajona, bo zawsze rozmawialiśmy z Tonym. Głównie o pracy, ale dobre i to. Gdy zatrzymaliśmy się przed biurem, a ja wyjęłam kluczyki ze stacyjki, mój współpracownik w końcu się odezwał:
-Co by Ci to dało?
-Ten, kto zabrał to serce, musiał wiedzieć komu ono ma być dane. Chcę ją zobaczyć, dowiedzieć się, jakie ma marzenia. Ma dopiero osiem lat i trzeba być na prawdę chorym psychicznie, żeby życzyć takiemu dziecku śmierci. Tym bardziej, że była ona pierwsza w kolejce po serce..
-Możemy pojechać do niej po pracy.
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się do niego. Nie było to nasze zlecenie, ani nic w tym stylu. Ale ten przyjaciel zawsze pomoże mi spełnić to, czego chcę. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy prosto na zebranie podsumowujące śledztwo. Byli na nim wszyscy, którzy 'maczali w tym palce'. Jak zwykle, musiałam wyrazić zdanie kończące nasze spotkanie.
-Jak wszystkim wiadomo, morderstwo należy do poprzednich. Teraz wiemy to już oficjalnie...
*
-Reneesme, masz gości-powiedziała pielęgniarka, która weszła przed nami do pokoju.
Dziewczynka skierowała na nas swoje duże, niebieskie oczy. Pierwszy raz w życiu widziałam tak piękne dziecko. Miała długie, falowane, brązowe włosy. Twarz malutką, ale śliczną. Była chudziutka, ubrana w fioletową piżamkę. Ciało miała przykryte kolorową kołdrą, a dookoła niej było pełno pluszowych misiów i lalek. Dostawiliśmy po jednym krześle i usiedliśmy przed małym aniołkiem.
-Jestem Rose-uśmiechnęłam się-a to Tony-wskazałam ręką na mężczyznę siedzącego obok mnie-Usłyszeliśmy o Tobie w telewizji i bardzo chcieliśmy Cię poznać. Jak się czujesz?
Dziewczynka jeszcze przez chwilę przyglądała się nam w milczeniu, a po chwili powiedziała:
-Dobrze, nawet bardzo-uśmiechnęła się szeroko.
Rozmawialiśmy z nią przez dobrą godzinę. Dowiedzieliśmy się, że chciałaby zostać piosenkarką i zagrać w filmie. Pojechać na Hawaje i przede wszystkim jak najszybciej wrócić do domu. Dawno tam nie była. Ma malutką siostrzyczkę, która urodziła się miesiąc temu i jeszcze jej nie widziała.. Wie tylko, że ma na imię Carly. Zostalibyśmy jeszcze dłużej, ale zbliżał się wieczorny obchód. Do Tony'ego zadzwonił telefon i wyszedł z pomieszczenia. Umówiliśmy się, że spotkamy się na dole, przed moim samochodem.
-Jesteś śliczną dziewczynką- powiedziałam ściskając jej rączkę-Zdrowiej szybko-uśmiechnęłam się i wstałam.
Pomachałam ostatni raz i odwróciłam się w stronę drzwi. Otworzyły się z drugiej strony i stanął przede mną widziany już gdzieś przeze mnie człowiek. Uśmiechnął się do mnie serdecznie i powiedział:
-Znowu się spotykamy, to przeznaczenie.
No tak. To Justin. Spotkaliśmy się w kawiarni.. Wyciągnął rękę w moją stronę. Lekko ją ścisnęłam, a mężczyzna zostawił na mojej dłoni pocałunek.
-Zaczekasz chwilę? Sprawdzę tylko, czy nowe serduszko mojej ulubionej pacjentki bije prawidłowo.
Skinęłam głową i spojrzałam na Reneesme. Zaśmiała się i podniosła koszulkę. Lekarz przyłożył do jej drobnego ciała stetoskop. Zaczął słuchać bicia jej serduszka. Zaczął od spodu. Dziwne, zazwyczaj zaczyna się od góry... Gdy doszedł do nowego narządu jego szczęka się zacisnęła. Coś nie tak? Reszta obchodu nie trwała długo.
-Wszystko jest dobrze. Za chwilę przyjadą rodzice-uśmiechnął się do niej i podszedł do mnie.
Wyszliśmy z sali i stanęliśmy na korytarzu. Czułam, że kilkanaście par oczu zostało skierowanych na mnie. O co chodzi? Dziwnie się czuję.
-Co u Ciebie słychać?-uśmiechnął się.
-Wszystko dobrze-odwzajemniłam uśmiech-a u Ciebie?
-Jak widać, od kilku minut coraz lepiej.-Opanowałam chęć zaczerwienienia się i oblizałam usta.-może wypadniemy gdzieś na kawę, co? Chętnie bym z Tobą porozmawiał-powiedział uwodzicielsko.
Zgodziłam się. Oderwanie się od rzeczywistości w pełni mi pasowało. Pożegnałam się z mężczyzną i ruszyłam w stronę wyjścia. Zeszłam na dół i wyszłam ze szpitala. Więc mój nowy kolega jest lekarzem. Znudzony Tony czekał przed moim autem. Gdy mnie zobaczył, wymusił uśmiech. Zrobiło mi się cholernie głupio, że musiał przeze mnie tak długo czekać.
-Wszystko w porządku?-zapytał przeczesując włosy palcami.
-Tak, jak wyszedłeś z sali, to przyszedł lekarz. Byłam na całym obchodzie, mała czuje się świetnie i pewnie zaraz wypuszczą ją do domu-uśmiechnęłam się słodko.
Nagle poczułam obcą dłoń na mojej talii. Gwałtownie odwróciłam głowę, a moim oczom ukazały się te czekoladowe, pełne spokoju tęczówki. Justin wyjął z kieszeni swojego iPhone'a i przyglądał mu się chwilę.
-Może dasz mi swój numer?-spojrzał na mnie spod rzęs.
-Pewnie-odwróciłam się do niego całym ciałem i posłałam mu łagodny uśmiech.
Wymieniliśmy się numerami telefonów. Szatyn niespodziewanie przytulił mnie na pożegnanie. Zastygłam pod jego dotykiem, ale od razu odwzajemniłam uścisk. Kątem oka widziałam, że Tony robi się cały czerwony ze złości. Odchrząknął głośno i zniżonym głosem powiedział - Ymm.. Może jedziemy? - oderwałam się od Justina, posłałam mu przepraszające spojrzenie, a on uśmiechnął się pokazując mi, że nic się nie stało. Odwróciłam się do Tony'ego i zapytałam czy mam najpierw zawieźć go do domu czy pojedzie ze mną na cmentarz, ponieważ dzisiaj mija 6 rocznica od śmierci moich rodziców. Oczywiście chciał jechać ze mną.
'Oczami Justina'
Przed popołudniowym obchodem poprosiłem jednej z pielęgniarek, żeby pobrała krew Reneesme. Kobieta powiedziała, że zrobiła to już jakieś pół godziny temu. Dziękując za informację poszedłem do chłodni. Otworzyłem żelazne drzwi i upewniłem się, czy nikogo nie ma w środku. W końcu ujrzałem na woreczku nazwisko Reneesme. Uśmiechnąłem się lekko i odlałem sobie połowę zawartości. Wyszedłem z pomieszczenia jak gdyby nigdy nic. Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział. Miałem godzinną przerwę, więc opuściłem szpital.
'Oczami Rose'
-Kto to był?-syknął brunet, gdy wyjechałam z parkingu.
-To był lekarz Reneesme- powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach.
Wyjechaliśmy z obrzeży miasta powoli dojeżdżając na cmentarz.
-Taa, i tak po prostu prosił o Twój numer-prychnął spoglądając przez swoje okno.
-A co, zazdrosny?-zaśmiałam się szturchając go lekko w ramię.
-Możliwe.-powiedział wzruszając ramionami.
Gdy byliśmy już na miejscu kupiłam na stoisku mały, szklany znicz w kształcie serca. Poszliśmy z Tonym pod grób moich rodziców. Nie spoglądając na nagrobek od razu wyciągnęłam zapalniczkę z torby i zaczęłam zapalać knot. Nagle poczułam, że ktoś szturcha mnie w ramię.
-Rose...-powiedział zniżonym głosem mój przyjaciel.
-Słucham?-przeniosłam wzrok na mężczyznę.
-Spójrz-powiedział Tony wskazując palcem na tabliczkę.
Gdy tylko spojrzałam na nagrobek, z rąk wypadły mi zapalniczka i znicz, który uległ zniszczeniu...
                                                                            ~*~
Wróciłam już z obozu :) Było kilka komplikacji, ale jest okay ;p 
Mamy nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba :*
Dziękujemy za komentarze i mamy nadzieję, że pojawi się ich troszkę więcej ;pp
Do następnego xxx
Rose <3
 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 4

'Oczami Justina'
Jeszcze pół godziny i w biurze detektywistycznym zgasną światła. Będę mógł spokojnie wejść i zrobić to, co zaplanowałem. Siedzę w swoim Ferrari i czekam. Czas płynie bardzo wolno, ale spokojnie. Jestem cierpliwym człowiekiem i poczekam na nagrodę... W końcu zgasły. Wysiadam z samochodu i ruszam w stronę wejścia. Podrobione klucze się przydają. Z cennych informacji wiem, że pracujesz na ostatnim piętrze. Wchodzę schodami, żeby nie robić zbędnego hałasu. Znajduję biuro, gdzie codziennie o 7.30 siadasz przy biurku i odpalasz komputer. Z wielką przyjemnością robię to dzisiaj, o północy, za Ciebie, lecz w białych rękawiczkach. Nie chcemy szybko się odnaleźć. Automatycznie zapamiętane hasło bardzo się przydaje. Wpisuje to, co chcę, żebyś przeczytała. Jadę myszką na przycisk i klikam. 'Wysłanie wiadomości powiodło się'. Na dzisiaj to już koniec. Mogę w spokoju odejść i rozkoszować się dalszymi częściami planu...
'Oczami Rose'
-Może powinienem już jechać? Jest już po północy..
-Nie, Tony. Mówię Ci, patrz. Te dwie sprawy bardzo się łączą.
Mężczyzna po raz chyba setny tego wieczoru pochylił się nad kartkami. Widziałam w jego oczach zmęczenie. Chyba nic mu się tu nie wiązało, ale dla mnie tak. Załatwiłam informacje ze szpitala, z którego miało pochodzić serce. Nie było tam nic nadzwyczajnego. Ale zastrzelony przesłannik-zabrane serce. Zabita kobieta-zabrane serce. Jestem pewna, że ten sam dureń za tym stoi... Siedzieliśmy z Tonym od 3 godzin w moim domu i szukaliśmy chociaż najmniejszej drobnostki, która potwierdzałaby, że moje przeczucia są słuszne. Wzięłam notes do ręki i zaczęłam notować, gdy głośne powiadomienie informujące, że dostałam e-mail'a zabrzęczało w całym domu.
-Zaraz wrócę-powiedziałam do chłopaka i poszłam sprawdzić, kto nie może w nocy spać.
Usiadłam na wygodnym krześle i włączyłam monitor. 'Jedna nowa wiadomość'. Bez większego entuzjazmu otworzyłam ją i zamarłam... Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Nie było nadawcy, a treść była następująca: 'Ślicznie Ci w czerwonej, koronkowej bieliźnie, skarbie'. Gdybym nie miała takiej bielizny, to nie wzięłabym tego do siebie, ale tak się złożyło, że mam właśnie taką na sobie.. Wzięłam swój telefon do ręki i wykonałam telefon. Po trzech sygnałach odebrano:
-Cześć Josh, nie obudziłam?
-O, hej Rose. No coś Ty. Mam dzisiaj nocną zmianę. Stało się coś?
-Tak, w sumie to nie. Chciałabym, żebyś sprawdził od kogo dostałam pewną wiadomość. Osoba się nie podpisała, a treść nie jest zbyt ciekawa.
Usłyszałam stukanie klawiatury, a po chwili znowu głos mężczyzny.
-Jesteś teraz w domu?-przytaknęłam-Więc sprawdzić Twoją pocztę prywatną, tak?-przytaknęłam-Dobra, za dziesięć minut zadzwonię.
Podziękowałam i się rozłączyłam. Zaczęłam nerwowo bawić się palcami. Usłyszałam kroki, ktoś staną za mną. Gwałtownie odwróciłam głowę. Tony-lekko wypuściłam powietrze. 'Ogarnij się Rose. Masz już paranoję. Jesteś detektywem. Dasz radę. Ktoś tylko próbuje Cię wystraszyć.'-pomyślałam.
-Z kim rozmawiałaś? Stało się coś?
Odsunęłam się i pokazałam chłopakowi ekran monitora. Mężczyzna dłuższą chwilę przyglądał się w skupieniu, potem odsunął się lekko i wsadził ręce do kieszeni spodni pozwalając kciukom wystawać.
-Kto to wysłał?-zapytał zniżonym głosem.
Mój telefon zaczął dzwonić.
-Zapewne zaraz się dowiem.
Nerwowo podniosłam urządzenie i przyłożyłam je do ucha.
-Rose.. Ty sama go wysłałaś.
-Co?-nie rozumiałam tego, co słyszę.
-Tak.. Tylko, że z konta z pracy. Nam też wydaje się to dziwne, ale tak jest.
-Od trzech godzin siedzę z Tonym u siebie w domu i pracujemy. Nie byłam w pracy od rana, bo jeździłam po kostnicach i innych ważnych miejscach. Wyjaśnij mi, kiedy ja to mogłam wysłać?
-Nie rozumiesz..-zaczął-wygląda na to, że ktoś chwilę temu był w Twoim biurze, i wysłał tą wiadomość...

~*~
Tutaj Paulina! Nareszcie ;p. Więc.. Rozdział 4 jest bardzo krótki jak widzicie.. Ale za to 5 będzie dłuższy ;p. Dodaję go dość późno.. Tak wiem, ale dopiero jestem w domu.. Rose biedulka sparzyła rękę i prawie nic nie może robić :c. I ma całe dnie zawalone tańcami, akrobatyką, baletem i inne.. Porażka. Strasznie jej współczuję :c.
No, ale dobra. Tutaj macie nasze aski. Tylko, że.. Rose nie ma, więc pytania do mnie ;p. mój i Rose

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 3

'Oczami Justina'
Normalny dzień. Jak zwykle muszę iść do pracy, siedzieć w tym samym szpitalu i uśmiechać się do każdego kto obok mnie przejdzie.. Jestem chirurgiem od dziecka szkolonym na ten zawód. Wszedłem do budynku, gdy usłyszałem sygnał karetki. Nowy pacjent, nowe obowiązki, nowe serce.. Skierowałem się do mojej przebieralni, a potem od razu poszedłem na salę operacyjną, bo usłyszałem swoje nazwisko wywołane przez pielęgniarki. Pacjent? Nic specjalnego. Osiemdziesięcioletni dziadek. Serce ledwo bijące, dlatego nie ciągnęło mnie do niego tak bardzo. Aczkolwiek serce. Najważniejszy organ w ludzkim ciele... Operacja nie przebiegła pomyślnie. Mężczyzna zmarł. Nie dało się go uratować, przeważyło to, że był alkoholikiem od 20 lat. Gdy znalazłem się z powrotem na zapleczu, wyjąłem z mojej szafki artykuł o wspaniałej pani detektyw.
'Rose Coke to jedyna kobieta wśród detektywów w wydziale zabójstw. Przeprowadziliśmy z nią wywiad, który może bardzo państwa zainteresować...
-Panno Rose. Jak to się stało, że wybrała Pani akurat ten zawód?
-Od dziecka byłam na to szkolona i przygotowywana. Rodzice również pracowali jako detektywi..
-Z tego co wyczytaliśmy, zmarli w pożarze niecałe sześć lat temu. Miała pani wtedy 17 lat. Jak to się stało, że teraz, w wieku 23 lat, jest pani najlepszą detektyw w tym mieście?
-Tak jak mówiłam, rodzice mnie w to wciągnęli. W wieku 16 lat zaczęłam jeździć z nimi na różne dochodzenia, szkolenia i tym podobne. Od razu po skończeniu liceum zaczęłam pracę w biurze detektywistycznym w Los Angeles.
-Niczego Panie nie żałuje?
-Oj nie. [...]'

Pod artykułem było zamieszczone jej zdjęcie. Piękne, falowane włosy ciemnego koloru, lekko opadające na ramiona. Niebieskie oczy, śnieżnobiałe zęby, ogółem zdrowo wyglądająca, młoda kobieta. Zapewne z pięknym sercem.. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym. Przed moimi oczami ukazała się moja lodówka z trofeami. Oblizałem usta i schowałem skrawek gazety do szuflady. Odpaliłem komputer i wstukałem w klawiaturę imię i nazwisko mojej nowej koleżanki. Pojawił się adres jej biura. Jak na razie było to wystarczające. Reszty dowiem się później.. Spisałem go na kartkę i poszedłem na popołudniowy obchód...
'Oczami Rose'
Dochodziła 18, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i chwyciłam za klamkę. Otworzyłam je, a przede mną stanął Tony. Głupio się czułam. Pierwszy raz jakiś mężczyzna zobaczył mnie w niechlujnym koku, starych dresach i białej bokserce.
-Co Ty tu robisz?-zapytałam zakładając wystający kosmyk włosów za ucho.
-Przyjechałem sprawdzić czy wszystko okay. Po tej rozmowie... Martwiłem się.
Uśmiechnęłam się i otworzyłam szerzej drzwi.
-Wszystko dobrze. Wejdź.
Mężczyzna skinął głową i pewnym krokiem przekroczył próg mojego domu. Był ode mnie starszy o rok. Nasi rodzice się znali i tak się stało, że go również wkręcili do tego zawodu. Weszliśmy do salonu. Tony usiadł na kanapie, a ja na fotelu. Zapanowała niezręczna cisza. Jak nigdy..
-Jak tam urlop?
-Chyba to nie dla mnie. Jestem stworzona, żeby pracować-głośno westchnęłam.
Chłopak zaśmiał się serdecznie i przyznał, że jest w tym być może ziarnko prawdy. Postanowiliśmy, że obejrzymy wiadomości. Trzeba wiedzieć co się dzieje na tym wielkim świecie. Prowadząca mówiła o budowach autostrad, o tym, że jacyś sławni ludzie lecą w kosmos, że czterolatek uratował życie babci.. Ostatnia wiadomość zainteresowała mnie najbardziej. W szpitalu w LA znikło serce do przeszczepu. Oblizałam nerwowo usta i w największym skupieniu jakim mogłam być, słuchałam słów kobiety.
'Serce zostało przywiezione z Bostonu. Miało być dane ośmioletniej dziewczynce o imieniu Reneesme. Leżała już na stole operacyjnym, gdy do lekarzy dotarła wiadomość, że przenośna lodówka z sercem jest pusta. Natychmiastowo wykonano serię telefonów do szpitala, z którego miało pochodzić serce. Okazało się, że wysłano je z lekarzem Alfredem D. Wszczęto śledztwo. Znaleziono ciało przesłannika. Z dowodów wynika, że mężczyzna został postrzelony trzy razy. Obok niego leżała otwarta lodówka, niestety bez narządu. Dochodzenie jest prowadzone przez bostońskich detektywów. Reneesme przeżyła. Znalazł się kolejny dawca, który przekazał organ dziewczynce. Teraz w jej malutkiej piersi tętni nowe życie, a ona sama uśmiecha się i ma nowe marzenia...'
-Rose, o co chodzi?
Spojrzałam na Tony'ego. W jego oczach widziałam troskę. Zorientowałam się, że na mojej twarzy było wyraźnie widoczne przerażenie.
-Nie rozumiesz?-nerwowo oblizałam usta.
Mężczyzna zaprzeczył z zdezorientowaniem w oczach.
-Serce. Znowu zabrano serce...
*Następny dzień*
Nie mogę gnić w tym domu. Myślałam, że odpocznę.. Najwyraźniej nie umiem. Te dwa wydarzenia dziwnie się dla mnie wiążą.. W jednej sprawie zabrane serce, w drugiej również. Różni je tylko to, że w drugim przypadku nie było rzeźni. Cholera.. Nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej. Jadę do biura. Błyskawicznie zjadłam śniadanie, przebrałam się, uczesałam i zrobiłam lekki makijaż. Wychodząc z domu spojrzałam na zegarek-7.15. No no, będę w pracy punktualnie. Odpalenie silnika i droga do pracy niczym się nie różniły od wykonywanych każdego dnia. Za 30 minut ósma przekroczyłam próg biura. Wjechałam windą na ostatnie piętro. Przy recepcji stał Jefrey, a gdy mnie zobaczył bardzo się zdziwił.
-Nie powinnaś być, hm... gdzieś indziej?-uśmiechnął się.
-Jestem człowiekiem sukcesu, nie mogę gnić w domu-moja twarz się rozpogodziła.
-Czyli z powrotem w pracy?-skinęłam głową-Uff.. Nie dawaliśmy bez Ciebie rady.
-Mój szef, z masą detektywów nie dawał sobie rady przez jeden dzień bez JEDNEJ kobiety?
-Najlepszej kobiety z tej branży w Los Angeles.
Zaśmiałam się i ruszyłam do swojego miejsca pracy. Wszystko bez zmian. Długopisy na miejscu, papiery też. Usiadłam na krześle i włączyłam komputer. W dzisiejszych czasach bez tego w pracy ani rusz. Zanim się uruchomi, postanowiłam wyjąć z szafki dokumenty dotyczące sześciu morderstw. Wszystkie kartki ładnie spięte. Zaczęłam jeszcze raz je studiować, gdy przy biurku obok mojego usiadł Tony.
-Ślicznotka znowu w pracy?-zapytał uwodzicielsko.
-Oj przestań-zaśmiałam się-Wiadomo już coś więcej o Mishelle?
-O właśnie. Jadę za dziesięć minut do kostnicy, jedziesz ze mną?
Bez cienia wątpliwości zgodziłam się. Dowiem się, czy te dwie sprawy mają coś ze sobą wspólnego. Znajdę Cię cholero.. Nie zabijesz nikogo więcej, bo to ja zabiję Ciebie. Takie miałam myśli związane z mordercą.
*
Wyszliśmy z Tonym z biura. Mężczyzna postanowił, że pojedziemy jego samochodem. Usiadłam z przodu na miejscu pasażera. Zapięłam pas i ruszyliśmy.
-Dlaczego nie zostałaś na urlopie?
-A wolisz jak mnie nie ma?-wystawiłam język.
-Ależ skąd. Taka współpracownica to skarb-uśmiechnął się.
Zaśmiałam się. Podziękowałam za komplement i zanim się obejrzałam, zatrzymaliśmy się przed kostnicą. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę pomieszczenia. Spojrzałam na swoje ręce. Znowu ciarki. Zwinnie przejechałam jedną ręką po drugiej i je zlikwidowałam. Weszliśmy do budynku. Panował tam odurzający zapach.. Niestety powoli rozkładające się ciała nie pachną zbyt ciekawie. Sala numer 209-tam znajdowało się ciało Mishelle. Weszliśmy tam i znaleźliśmy Spencer'a. Trzymał w reku skalpel. Gdy nas zobaczył, uśmiechnął się lekko i odłożył przyrząd na szafkę. Stanęliśmy obok niego. Mężczyźni zaczęli wymianę zdań, a ja przyglądałam się Mishelle. Tak na prawdę, nie wyglądała już jak człowiek. Jej ciało było jak porozrywane. Nerki na wierzchu, brak serca, mostek przecięty na pół, kilka połamanych żeber.. Nie jestem lekarzem, a tak szybko to stwierdziłam. Lepszego dowodu na to, że wyglądało strasznie nie trzeba. Odwróciłam się do Spencer'a i Tony'ego.
-Niestety mamy do czynienia z zawodowcą.
-Co masz na myśli, Tonnie?-podniosłam jedną brew.
Mężczyzna wyjaśnił nam, że główny organ był ponownie idealnie wyjęty. Tak, jak wycina się je do przeszczepu. Zszokowało mnie to, że mają oni podejrzenia, że morderca może pracować w normalnym szpitalu jako chirurg.
-To niemożliwe. Za dużo by ryzykował. Odciski palców, próbki włosów.. Jeżeli to prawda, to podziwiam tego psychola za odwagę. Ale według mnie-niemożliwe.
-Na żadnym ciele nie ma odcisków palców, ani próbek włosów. Nasz koleżka robi wszystko z wcześniejszym, dokładnym przemyśleniem.
Tak pogrywasz? Myślisz, że Cię nie znajdę? Mylisz się, dupku. Znajdę i to szybciej niż Ci się wydaje. Ciesz się wolnością, bo za chwilę będziesz smażył się w piekle...
                                                                              ~*~
Jak wiecie, przeniosłyśmy tutaj nasze opowiadanie.Wcześniej prowadziłyśmy je na bloblo. Postanowiłyśmy, że będzie lepiej jak nasze wypociny będą publikowane tutaj ;p 
Wyjeżdżam w czwartek na 10 dni na obóz, ale rozdział normalnie pojawi się za tydzień. Wstawi go Paulina :)
Mamy nadzieję, że spodoba się Wam ten rozdział :* Baaardzo prosimy, aby znalazły się tu jakieś komentarze. To bardzo motywuje.. ^^

Do następnego xxx
Rose <3

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 2

'Oczami Rose'
-Wracaj do pracy, ślicznotko.
-Mam jeszcze pięć minut przerwy-wystawiłam język.
-Skracam ją. Twoja przerwa skończona.
Wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam usta.
-Jestem Twoim szefem. Mam władzę, słońce-powiedział z szerokim uśmiechem Jefrey wracając do swojego biura.
Zaśmiałam się i biorąc ostatni łyk kawy wróciłam na swoje miejsce pracy. Usiadłam na krześle i odpaliłam komputer. Musiałam sprawdzić pocztę. Po półgodzinnej przerwie doszło pewnie kilka e-mail'i. Wbiłam login w klawiaturę, gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałam:
-Detektyw Rose Coke.
-Witaj Rose. Tu Tony. Mamy kolejne morderstwo.
Wyprostowałam się. Cholera, znowu? Nerwowo oblizałam usta.
-Co tym razem?
-Wygląda na to, że to samo. Litry krwi, włosy w koku, fioletowa wstążka...
-A se--
-Tego jeszcze nie wiemy-przerwał mi-Ciało jak zwykle jest zszyte.
-Ulica?
-Roosvelta 5 przez 16.
-Zaraz będę.
Wzięłam notes i inne potrzebne rzeczy. Wrzuciłam je do torby i ruszyłam w stronę windy. Zatrzymałam się przy recepcji.
-Gdzie lecisz, piękna?
Odwróciłam się. Zastępca szefa-Bayle. Jestem jedyną kobietą w tej branży. Każdy mężczyzna mówi do mnie: piękna, śliczna, słońce, skarbie.. Nie mam partnera, więc mi to nie przeszkadza. Nie mam czasu na życie towarzyskie. Jestem w pełni pochłonięta pracą.
-Kolejne morderstwo. Jadę to sprawdzić.
-Jechać z Tobą?
Podpisałam kartkę potwierdzającą moje wyjście i podeszłam do windy. Nacisnęłam przycisk i odwróciłam się do Bayle'a.
-Dzięki, dam radę.-weszłam do środka i nacisnęłam '0'.
-Powodzenia!-krzyknął.
Zaśmiałam się i zjechałam na dół. Wyszłam z budynku i spojrzałam na swój samochód. Stał jak zwykle w cieniu, na swoim stałym miejscu. Włożyłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam silnik. Jak najszybciej dotarłam na ulicę Roosvelta. Budynek był otoczony przez przechodniów. Zatrzymałam się na najbliższym parkingu, wysiadłam z samochodu i podeszłam bliżej. Przedarłam się przez tłum i stanęłam przed dwa razy większym ode mnie ochroniarzem.
-Przykro mi, ale pani nie może tutaj wejść.
-Założymy się?-wyciągnęłam swój dokument i pokazałam mężczyźnie.
Przyglądał się chwilę, a potem powiedział:
-Trzeba było tak od razu-odsunął się i dał mi dostęp do drzwi.-Co taka ślicznotka robi w tej branży?-na jego twarzy pojawił się durnowaty uśmieszek.
-Daruj sobie-burknęłam i podeszłam do schodów.
Wbiegłam na górę. Szukałam drzwi numer 16. Długo mi to nie zajęło, ponieważ były otwarte na oścież. Bez chwili zastanowienia weszłam do środka. Odruchowo najpierw do sypialni. Był tam Tony z policjantami i lekarzami.
-Dobrze, że jesteś-na jego twarzy zobaczyłam lekką ulgę.
-Dotarłam tu jak najszybciej -stanęłam obok niego-co wiemy o ofierze?
-Dwudziestoczteroletnia kobieta. Nazywała się Mishelle Clark. Mieszkała sama, nie miała partnera. Pracowała w pobliskiej pizzeri.
-Cholera. Pod jakim względem on wybiera te kobiety?
-Nie wiemy, czy to morderstwo należy do tamtych..
-Tony! Związane włosy, fioletowa wstążka.. Jeżeli potwierdzi się reszta, to będzie to szóste morderstwo takiego typu w tym miesiącu. Kiedy ją zabrali?
-Cztery godziny temu. Zaraz będą wyniki. Powinni zadzwonić do Ciebie.
Skinęłam głową i podeszłam bliżej łóżka. Założyłam białe rękawiczki, żeby nie zostawić śladów. Krople krwi dochodziły aż do okna. Co ten psychol robił? Wyciągnęłam burczący telefon z kieszeni.
-Detektyw Rose Coke.
-Tu Spencer. Sekcja zwłok potwierdza, że to jest takie samo morderstwo..
-Identyczne? Se--
-Tak. Przykro mi. Masz teraz dużo pracy.
Wypuściłam powietrze.
-Dzięki. Zajmę się tym.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Tony'ego. Patrzył na mnie oczekując odpowiedzi. Przełknęłam slinę i powiedziałam:
-Ten chuj znowu wyciął serce...
*
Pracuję już długo, ale za każdym razem, jak muszę oglądać martwe ciało, mam ciarki na ciele.. Tym razem zapowiadało się tak samo. Jechałam samochodem z Tonym do kostnicy. Wydawało się to ciągnąć godzinami. Gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, odpłynęłam myślami. Zastanawiałam się, jak ten dupek może zabijać niewinne kobiety w tak bezczelny sposób. Gdy Tony ruszył na zielonym świetle, ocknęłam się.
-Hej, mała.. Co jest?-zapytał ciepłym głosem.
-Niee, nic.-westchnęłam głośno.
-Za bardzo oddajesz się pracy. Może porozmawiasz z Jefreyem i weźmiesz sobie trochę wolnego?
-Masz rację.. Muszę odpocząć. Zaraz nie będę odróżniać rzeczywistości, od pracy.
-Zawieźć Cię do biura?
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. Wzięłabym tydzień wolnego. Miałabym czas dla siebie. Odpoczęłabym psychicznie i fizycznie. Tak, to dobry pomysł. Długo mu nie odpowiadałam, gdy spojrzałam na niego, mężczyzna z uśmiechem na ustach powiedział:
-Uznaję to za tak.
Zaśmiałam się lekko i skinęłam głową. Nie minęła godzina, byłam już w biurze i siedziałam na swoim fotelu. Dostałam, jak to stwierdził Jefrey, tydzień zasłużonego urlopu. Ostatni raz sprawdziłam pocztę, pozamykałam niepotrzebne rzeczy, zgasiłam światło i wyszłam z pomieszczenia. Opuściłam budynek i podeszłam do swojego samochodu. Za wycieraczką była wsadzona jakaś mała karteczka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam: 'Udanego urlopu, śliczna! :)' odwróciłam kartkę na drugą stronę. Osoba podpisała się jako: 'najlepszy współpracownik na świecie-Tony'. Zaśmiałam się. Jest wspaniałym przyjacielem. Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Ledwo widząc wyjechałam z parkingu. Moje powieki same się zamykały ze zmęczenia. Postanowiłam, że pojadę jeszcze dzisiaj na kawę. Pyszną latte, z pianką, kawałkami czekolady.. Tak, tego mi trzeba. Po piętnastu minutach zatrzymałam się przed kawiarnią o nazwie 'Starbucks'. Dawno tu nie byłam. Czemu? Nie miałam najzwyczajniej czasu. Gdy weszłam do środka, nie było żadnych wolnych miejsc. Stanęłam w kolejce i czekałam na moją kolej. Gdy zamówiłam już swoją latte rozglądałam się za miejscem. Zaczęłam już wychodzić z knajpki, gdy ktoś mnie zaczepił.
- Może Pani ze mną usiądzie? - uśmiechnął się ciepło w moim kierunku.
Długo się nie zastanawiając dosiadłam się do niego. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. Wcześniej taka nie byłam. Mężczyzna był bardzo przystojny. Na oko miał 23 lata, czekoladowe oczy, szatyn, około 175 wzrostu. Z racji tego, że pracuję jako detektyw, zawsze oceniam tak ludzi.
-Co tu robi taka ślicznotka i na dodatek sama?-uśmiechnął się.
-Odpoczywa po pracy-odwzajemniłam uśmiech.
Zapomniałam, że mam przy sobie kawę. Podniosłam ją i wzięłam łyk gorącego napoju. Odłożyłam kubek i spojrzałam na szatyna.
-Jestem Justin-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Rose-lekko ją ścisnęłam.
Ludzie powoli zaczęli opuszczać kawiarnię. Przyglądałam się im. Byłam bardzo zmęczona. Marzyłam teraz tylko o gorącej kąpieli.
-Chyba jesteś zmęczona-chłopak uśmiechnął się lekko.
-Oj tak..-westchnęłam.
-Odwieść Panią.. To znaczy Ciebie, Rose, do domu?
-Nie, jestem tu samochodem. Ale dziękuję, za troskę-odsłoniłam swoje śnieżnobiałe zęby.
Dokończyłam swoją kawę i wstałam.
-Miło mi było Cię poznać, Justin.
-Mnie Ciebie również, Rose-powiedział uwodzicielsko.
Było w nim coś, co mnie strasznie pociągało. Nie mogłam rozgryźć co..
-Spotkamy się jeszcze kiedyś?-zapytał wstając.
-Mam nadzieję, że tak-lekko się uśmiechnęłam-to.. do zobaczenia-wyciągnęłam rękę.
-Do zobaczenia-pocałował moją dłoń.
Z uśmiechem na twarzy wyszłam z kawiarni. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Zastanawiałam się, czy to był przypadek, że spotkałam dzisiaj tego mężczyznę. Niestety, zmysł detektywa czasami zwycięża. Gdy zaparkowałam przed swoim mieszkaniem, odetchnęłam z ulgą. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki i wysiadłam z auta. Po chwili byłam już w swoim przytulnym domu. Zakluczyłam drzwi, rzuciłam buty w kąt i od razu skierowałam się do łazienki. Spędziłam tam dobrą godzinę relaksując się. Około 22 leżałam już w swoim ciepłym i wygodnym łóżku. Świadomość że nie muszę jutro wstawać o 6, wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Sumując wydarzenia z dzisiejszego dnia, odpłynęłam w głęboki sen...
'Oczami Tony'ego'
Cholera. Gdzie Rose wsadziła te przeklęte dokumenty? Są mi bardzo potrzebie do śledztwa. Jest na urlopie i nie chcę jej przeszkadzać, ale nie mam wyjścia. Jest wspaniałą kobietą, więc podejrzewam, że się nie obrazi. Wyjąłem telefon z kieszeni moich czarnych spodni i kciukiem odblokowałem ekran. Z racji tego, że często do niej dzwonię, znam jej numer na pamięć. Wstukałem cyfry i przyłożyłem urządzenie do ucha. Po trzech sygnałach usłyszałem przyśpieszony oddech młodej dziewczyny. To Rose. Jest wystraszona. Boi się czegoś.
-Tak?
Wyobraziłem ją sobie stojącą gdzieś z telefonem, z iskierkami strachu w oczach i kroplami potu spływającymi po jej czole. Moje serce zaczęło szybciej bić.
-Rose? Co się stało?!
Cisza. Brak odpowiedzi. Myślałem, że serce wyskoczy mi zaraz z mojej piersi.
-Tony..
-Rose, co się dzieje?
-Znów miałam ten sam koszmar. Ten, który przepowiada, że wkrótce stanie się coś złego...

Rozdział 1

'Oczami Justina'
Mishelle spała w swoim wielkim, wygodnym łóżku z metalowymi zakończeniami. Między nogami miała jasną pościel, a pod głową ciemną poduszkę. Miała na sobie perłową koszulę nocną z białymi koronkami. Podszedłem blisko jej łóżka. Nachyliłem się nad jej twarzą nasłuchując jej spokojnego oddechu. Zlustrowałem wzrokiem jej ciało. Wyglądała tak niewinnie. Wyciągnąłem z czarnej, skórzanej walizki metalowa linkę. Przywiązałem ją do poręczy łóżka, a na drugim końcu linki zrobiłem pętelkę i zwinnie przełożyłem ją prze rękę Mishelle lekko ją zaciskając. Sięgnąłem do kieszeni moich spodni po zapalniczkę. Zacząłem bawić się ogniem. Wyciągnąłem rękę na tę samą wysokość co jej poduszka i zacząłem przypalać jej róg. Oddech młodej kobiety stawał się coraz szybszy. Stałem ciesząc się tym, co miało stać się za chwilę. Po minucie zgasiłem ogień. Ofiara zaczęła czuć niemiły zapach dymu. Powoli zaczęła się przebudzać. Odsunąłem się wtapiając się w ciemne światło pokoju. Obserwowałem jej wszystkie powolne ruchy. Mishelle otworzyła oczy i sięgnęła ręką po włącznik od lampki nocnej. Zauważyła, że ma owinięty w okół nadgarstka metalowy sznurek. Szarpnęła ręką zaciskając go jeszcze bardziej. Bez namysłu drugą ręką zrobiła to samo. Nie wiedziała, co się dzieje. Podniosła głowę i ujrzała nad sobą moją ciemną postać. Jej ciemnoniebieskie oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem i iskierkami strachu.
-Rozpoczynamy naszą grę, aniołku.-szepnąłem zachrypniętym głosem.
Mishelle wpatrywała się we mnie najpierw nic nie rozumiejąc, a potem zaczęła krzyczeć. Złapałem najbliżej leżący mnie ostry, cienki przedmiot i wbiłem jej w gardło powodując utratę jej głosu. Przebiłem jej struny głosowe. Z ust kobiety wydobył się niemy krzyk. Nie zwróciłem na to uwagi, najważniejsze było to, co stanie się za chwilę. Ponownie sięgnąłem do mojej skórzanej torby i wyciągnąłem z niej skalpel. Odłożyłem go na szafkę i zabrałem się za przywiązywanie nóg ofiary do łóżka. Wyrywała się, próbowała się uwolnić, ale byłem silniejszy. Gdy zakończyłem tę czynność spojrzałem na jej twarz. Z jej oczu spływały strumieniami łzy. Wziąłem z szafki skalpel i podszedłem jak najbliżej Mishelle. Przeciąłem górę jej koszulki następnie ją rozrywając. Kobieta leżała przede mną nago. Następnie lekko przyłożyłem skalpel nad jej prawą piersią. Lekko zjechałem ukosem w dół. Z drugiej strony zrobiłem to samo. Gdy te dwie linie złączyły się, zjechałem prostą linią do jej podbrzusza. Wyciąłem głęboką ranę w kształcie litery Y. Wyjąłem z torby strzykawkę. Wstrzyknąłem jej dwie igły. Jedna zawierała adrenalinę, a druga sterydy. Chciałem, żeby do ostatniej chwili widziała co się dzieje. Zacząłem odrywać od kości płaty jej skóry. Zaczęła krzyczeć, ale wiem, że to sprawiało jej wielki ból. Przez mostek dostrzegłem jej skaczące serce. Biło w bardzo szybkim rytmie-bała się. Wyrywała się tak mocno, że z miejsc gdzie była przywiązana zaczęła lecieć krew. Zacząłem lekko jeździć palcami po jej żebrach, a potem przyłożyłem skalpel do jej wnętrza. Mishelle wygięła się w łuk pod wpływem metalowego narzędzia na jej ciele. Widziałem jak cierpi. Wyjąłem torbę piłę elektryczną. Uśmiechnąłem się do niej i zacząłem przecinać mostek. Świst piły i zapach przecinanej kości sprawił, że moja ofiara zamknęła oczy. Chciała jak najszybciej umrzeć. Niestety nie ma tak dobrze. Jeżeli chcesz umrzeć, musisz jeszcze pocierpieć. Otworzyłem klatkę piersiową i wziąłem do ręki skalpel. Zatrzymałem się nad workiem osierdziowym. Kolejne zadanie wymagało precyzji i ostrożności, musiałem przeciąć błonę. Teraz miałem jej serce na wyciągnięcie dłoni. Zwinnym ruchem wsadziłem rękę w głąb jej klatki piersiowej i zacząłem pieścić jej serce. Sięgnąłem jedna rękę po sól fizjologiczną. Po chwili trzymałem już serce w swoich dłoniach. Podszedłem do okna, żeby mieć trochę więcej światła i obejrzeć je dokładnie. W moich rękach tętniło życie. Osiągnąłem cel. Wróciłem do łóżka i wyjąłem z torby słoik z lodem. Delikatnie włożyłem zdobycz do środka. Schowałem słoik w skórzanej torbie. Zaszyłem jej ciało.. Po trzydziestu minutach wglądało już całkiem normalnie, no może pomijając litry krwi rozlane w okół niej. Schowałem swoje przyrządy do torby. Wyjąłem jeszcze tylko dwie rzeczy: gumkę do włosów i fioletową wstążkę. Pochyliłem się nad jej głową i związałem jej włosy w niechlujny kok. Wstążkę zawiązałem w okół jej lewego nadgarstka. Wziąłem torbę i wyszedłem z pokoju i skierowałem się ku tylnemu wyjściu. Nie minęła minuta i byłem już na podwórku. Wsiadłem do swojego Ferrari i z zadowoleniem odpaliłem silnik. Po godzinie byłem już w domu. Wszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Odprężyłem się i wyjąłem ze skórzanej torby słoik z trofeum. To serce będzie jeszcze biło przez dobrą godzinę. Potem dołączy do reszty...do reszty w mojej lodówce.

Bohaterowie

Rose Coke - 23 lata, pracuje w biurze detektywistycznym w LA. Jedyna kobieta z całego personelu otoczona kochającymi ją przyjaciółmi. Po pewnym śledztwie jej życie wywróci się do góry nogami.










Justin Bieber - 23 lata, pracuje w szpitalu jako chirurg specjalizujący się w przeszczepach serc w LA. Ukrywa mroczną tajemnicę przed światem i dąży do swojego celu za wszelką cenę.

















Tony West - 24 lata, detektyw w biurze w LA od lat zakochany bez wzajemności w swojej współpracownicy Rose. Za wszelką cenę stara się jej pomóc i zrobić wszystko, żeby czuła się bezpiecznie.












Jefrey Collins - 46 lat, właściciel biura detektywistycznego w LA specjalizujący się w tej dziedzinie. Troszczy się o swoich pracowników.















Bayle Rodrigez - 35 lat, zastępca szefa firmy w LA. Stara się w każdej sprawie pomóc Jefrey'owi.




Przeniosłyśmy te opowiadanie z bloblo tutaj, ponieważ uznałyśmy, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich :)