poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5

Wszystko wygląda normalnie. Nic nie zniknęło.. Kazali mi dokładnie się przyjrzeć, no ale ja wiem, że wszystko jest. Nie mogę niczego dotykać, bo pobierają odciski palców. Równie dobrze mogłabym to zrobić sama, ale nie mam pozwolenia. Martwią się tu o mnie, i to aż za bardzo. Jest Tony, Jefrey, Bayle.. Nie potrzebnie. Mówiłam, żeby do nich nie dzwonić. Usiadłam na fotelu szefa i zaczęłam bawić się długopisem, gdy do pomieszczenia wszedł Bayle.
-Nie mamy żadnych odcisków. Kolejny zawodowiec..-powiedział, po czym usiadł na krześle na przeciwko mnie.
-Albo ten sam..-burknęłam po nosem.
-Słucham?
-Nie nic-wypuściłam powietrze-za dużo godzin bez snu. Mogę już jechać do domu?
Chłopak przygryzł wnętrze policzka i chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
-Mmm.. Chyba tak.
Uśmiechnęłam się i wstałam. Wzięłam swoją torbę i zarzuciłam ją sobie na ramię. Gdy byłam już przy drzwiach, Bayle ponownie się odezwał.
-Rose..
-Hm?-odwróciłam głowę w jego stronę.
-Może chcesz.. Żebym pojechał z Tobą?
Spróbowałam nie pokazać, że to co on powiedział bardzo mnie rozśmieszyło, więc zaśmiałam się tylko lekko i powiedziałam, że nie ma takiej potrzeby. W swoim domu czuję się bezpiecznie i nic mi się nie stanie. Pożegnałam się z nim, potem z resztą i wyszłam z biura. Pojechałam do domu i od razu padłam na łóżko. Tej nocy śnili mi się rodzice...
 *
-Zrobić Ci kawę?-uśmiechnięty Tony wszedł do naszego biura.
-Nie, już mam-wskazałam ręką na kubek z gorącym napojem.
Mężczyzna zaśmiał się i usiadł przy swoim biurku. Ja mogłam siedzieć już przy swoim, bo nie znaleziono żadnych dowodów. Starałam się o tym nie myśleć i normalnie wykonywać swoje obowiązki. Za godzinę musieliśmy jechać do domu Mishelle. Zapewne i tak tam nic nie znajdziemy, ale trzeba omówić prawdopodobny przebieg akcji.. Tym razem jechaliśmy moim samochodem, bo auto Tony'ego jest w naprawie. Ktoś tu lubi bardzo szybko jeździć...
W sypialni ofiary nic się nie zmieniło. Może tylko zapach. Stał się bardziej odurzający, ale całe szczęście byłam już do tego prawie przyzwyczajona. Założyłam białe rękawiczki i podeszłam do łóżka. Oglądałam wszystko z jak największą dokładnością. Na czterech rogach łóżka były przywiązane metalowe linki, wszystkie zakrwawione. Najpierw musiał ją przywiązać... Róg poduszki przypalony. Potem zapewne bawił się ogniem... Następnie morderstwo.. Krople krwi dochodzą aż do okna. Więc zabił ją i podszedł, żeby przyjrzeć się czemuś w większym świetle. W poprzednich morderstwach było podobnie.
-Nie mamy więcej informacji, prawda?-zapytałam odwracając się do Tony'ego.
-Co masz na myśli?-podniósł jedną brew.
-Czy te kobiety.. One nie zostają najpierw zgwałcone?
Chłopak przełknął ślinę. Poruszyłam temat niezbyt miły do rozmowy. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, oblizał usta i powiedział:
-Nawet jeśli, nie mamy dowodów. Nie znaleźliśmy spermy w żadnej z nich.
Przyswoiłam słowa i z powrotem odwróciłam się do łóżka. Spisałam wszystkie informacje w notesie i schowałam go do torby.
-Nic tu po nas. Możemy wracać do biura.
Tony zdjął rękawiczki i wyrzucił je do kosza. Zrobiłam to samo i wyszliśmy z mieszkania. Wsiedliśmy do samochodu, odpaliłam silnik i ruszyliśmy.
-Chciałabym porozmawiać z Reneesme- szepnęłam, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.
-Z kim?
-Z tą dziewczynką, której zabrano pierwsze serce do przeszczepu..-ruszyłam ponownie.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Nie byłam do niej przyzwyczajona, bo zawsze rozmawialiśmy z Tonym. Głównie o pracy, ale dobre i to. Gdy zatrzymaliśmy się przed biurem, a ja wyjęłam kluczyki ze stacyjki, mój współpracownik w końcu się odezwał:
-Co by Ci to dało?
-Ten, kto zabrał to serce, musiał wiedzieć komu ono ma być dane. Chcę ją zobaczyć, dowiedzieć się, jakie ma marzenia. Ma dopiero osiem lat i trzeba być na prawdę chorym psychicznie, żeby życzyć takiemu dziecku śmierci. Tym bardziej, że była ona pierwsza w kolejce po serce..
-Możemy pojechać do niej po pracy.
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się do niego. Nie było to nasze zlecenie, ani nic w tym stylu. Ale ten przyjaciel zawsze pomoże mi spełnić to, czego chcę. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy prosto na zebranie podsumowujące śledztwo. Byli na nim wszyscy, którzy 'maczali w tym palce'. Jak zwykle, musiałam wyrazić zdanie kończące nasze spotkanie.
-Jak wszystkim wiadomo, morderstwo należy do poprzednich. Teraz wiemy to już oficjalnie...
*
-Reneesme, masz gości-powiedziała pielęgniarka, która weszła przed nami do pokoju.
Dziewczynka skierowała na nas swoje duże, niebieskie oczy. Pierwszy raz w życiu widziałam tak piękne dziecko. Miała długie, falowane, brązowe włosy. Twarz malutką, ale śliczną. Była chudziutka, ubrana w fioletową piżamkę. Ciało miała przykryte kolorową kołdrą, a dookoła niej było pełno pluszowych misiów i lalek. Dostawiliśmy po jednym krześle i usiedliśmy przed małym aniołkiem.
-Jestem Rose-uśmiechnęłam się-a to Tony-wskazałam ręką na mężczyznę siedzącego obok mnie-Usłyszeliśmy o Tobie w telewizji i bardzo chcieliśmy Cię poznać. Jak się czujesz?
Dziewczynka jeszcze przez chwilę przyglądała się nam w milczeniu, a po chwili powiedziała:
-Dobrze, nawet bardzo-uśmiechnęła się szeroko.
Rozmawialiśmy z nią przez dobrą godzinę. Dowiedzieliśmy się, że chciałaby zostać piosenkarką i zagrać w filmie. Pojechać na Hawaje i przede wszystkim jak najszybciej wrócić do domu. Dawno tam nie była. Ma malutką siostrzyczkę, która urodziła się miesiąc temu i jeszcze jej nie widziała.. Wie tylko, że ma na imię Carly. Zostalibyśmy jeszcze dłużej, ale zbliżał się wieczorny obchód. Do Tony'ego zadzwonił telefon i wyszedł z pomieszczenia. Umówiliśmy się, że spotkamy się na dole, przed moim samochodem.
-Jesteś śliczną dziewczynką- powiedziałam ściskając jej rączkę-Zdrowiej szybko-uśmiechnęłam się i wstałam.
Pomachałam ostatni raz i odwróciłam się w stronę drzwi. Otworzyły się z drugiej strony i stanął przede mną widziany już gdzieś przeze mnie człowiek. Uśmiechnął się do mnie serdecznie i powiedział:
-Znowu się spotykamy, to przeznaczenie.
No tak. To Justin. Spotkaliśmy się w kawiarni.. Wyciągnął rękę w moją stronę. Lekko ją ścisnęłam, a mężczyzna zostawił na mojej dłoni pocałunek.
-Zaczekasz chwilę? Sprawdzę tylko, czy nowe serduszko mojej ulubionej pacjentki bije prawidłowo.
Skinęłam głową i spojrzałam na Reneesme. Zaśmiała się i podniosła koszulkę. Lekarz przyłożył do jej drobnego ciała stetoskop. Zaczął słuchać bicia jej serduszka. Zaczął od spodu. Dziwne, zazwyczaj zaczyna się od góry... Gdy doszedł do nowego narządu jego szczęka się zacisnęła. Coś nie tak? Reszta obchodu nie trwała długo.
-Wszystko jest dobrze. Za chwilę przyjadą rodzice-uśmiechnął się do niej i podszedł do mnie.
Wyszliśmy z sali i stanęliśmy na korytarzu. Czułam, że kilkanaście par oczu zostało skierowanych na mnie. O co chodzi? Dziwnie się czuję.
-Co u Ciebie słychać?-uśmiechnął się.
-Wszystko dobrze-odwzajemniłam uśmiech-a u Ciebie?
-Jak widać, od kilku minut coraz lepiej.-Opanowałam chęć zaczerwienienia się i oblizałam usta.-może wypadniemy gdzieś na kawę, co? Chętnie bym z Tobą porozmawiał-powiedział uwodzicielsko.
Zgodziłam się. Oderwanie się od rzeczywistości w pełni mi pasowało. Pożegnałam się z mężczyzną i ruszyłam w stronę wyjścia. Zeszłam na dół i wyszłam ze szpitala. Więc mój nowy kolega jest lekarzem. Znudzony Tony czekał przed moim autem. Gdy mnie zobaczył, wymusił uśmiech. Zrobiło mi się cholernie głupio, że musiał przeze mnie tak długo czekać.
-Wszystko w porządku?-zapytał przeczesując włosy palcami.
-Tak, jak wyszedłeś z sali, to przyszedł lekarz. Byłam na całym obchodzie, mała czuje się świetnie i pewnie zaraz wypuszczą ją do domu-uśmiechnęłam się słodko.
Nagle poczułam obcą dłoń na mojej talii. Gwałtownie odwróciłam głowę, a moim oczom ukazały się te czekoladowe, pełne spokoju tęczówki. Justin wyjął z kieszeni swojego iPhone'a i przyglądał mu się chwilę.
-Może dasz mi swój numer?-spojrzał na mnie spod rzęs.
-Pewnie-odwróciłam się do niego całym ciałem i posłałam mu łagodny uśmiech.
Wymieniliśmy się numerami telefonów. Szatyn niespodziewanie przytulił mnie na pożegnanie. Zastygłam pod jego dotykiem, ale od razu odwzajemniłam uścisk. Kątem oka widziałam, że Tony robi się cały czerwony ze złości. Odchrząknął głośno i zniżonym głosem powiedział - Ymm.. Może jedziemy? - oderwałam się od Justina, posłałam mu przepraszające spojrzenie, a on uśmiechnął się pokazując mi, że nic się nie stało. Odwróciłam się do Tony'ego i zapytałam czy mam najpierw zawieźć go do domu czy pojedzie ze mną na cmentarz, ponieważ dzisiaj mija 6 rocznica od śmierci moich rodziców. Oczywiście chciał jechać ze mną.
'Oczami Justina'
Przed popołudniowym obchodem poprosiłem jednej z pielęgniarek, żeby pobrała krew Reneesme. Kobieta powiedziała, że zrobiła to już jakieś pół godziny temu. Dziękując za informację poszedłem do chłodni. Otworzyłem żelazne drzwi i upewniłem się, czy nikogo nie ma w środku. W końcu ujrzałem na woreczku nazwisko Reneesme. Uśmiechnąłem się lekko i odlałem sobie połowę zawartości. Wyszedłem z pomieszczenia jak gdyby nigdy nic. Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział. Miałem godzinną przerwę, więc opuściłem szpital.
'Oczami Rose'
-Kto to był?-syknął brunet, gdy wyjechałam z parkingu.
-To był lekarz Reneesme- powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach.
Wyjechaliśmy z obrzeży miasta powoli dojeżdżając na cmentarz.
-Taa, i tak po prostu prosił o Twój numer-prychnął spoglądając przez swoje okno.
-A co, zazdrosny?-zaśmiałam się szturchając go lekko w ramię.
-Możliwe.-powiedział wzruszając ramionami.
Gdy byliśmy już na miejscu kupiłam na stoisku mały, szklany znicz w kształcie serca. Poszliśmy z Tonym pod grób moich rodziców. Nie spoglądając na nagrobek od razu wyciągnęłam zapalniczkę z torby i zaczęłam zapalać knot. Nagle poczułam, że ktoś szturcha mnie w ramię.
-Rose...-powiedział zniżonym głosem mój przyjaciel.
-Słucham?-przeniosłam wzrok na mężczyznę.
-Spójrz-powiedział Tony wskazując palcem na tabliczkę.
Gdy tylko spojrzałam na nagrobek, z rąk wypadły mi zapalniczka i znicz, który uległ zniszczeniu...
                                                                            ~*~
Wróciłam już z obozu :) Było kilka komplikacji, ale jest okay ;p 
Mamy nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba :*
Dziękujemy za komentarze i mamy nadzieję, że pojawi się ich troszkę więcej ;pp
Do następnego xxx
Rose <3
 

5 komentarzy:

  1. jeeeejku, dlaczego J musi być zabójcą XD jest za ładny, żeby nim być... omfg XD czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  2. opowiadanie wciąga :3 czekam z nieciepliwością na następny :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeshus!

    Wy wiecie jak to wciąga?! *U*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale czm musiało się skończyć akurat w tym momencie ja się pytam?! xDD
    Rozdział oczywiście jak zawsze intrygujący i ciekawy <33
    Czyżby Juju chciał zabrać serduszko Renee ? ;cc
    Mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej w następnym rozdziale :*

    OdpowiedzUsuń