'Oczami Justina'
Normalny dzień. Jak zwykle muszę iść do pracy, siedzieć w tym samym szpitalu i uśmiechać się do każdego kto obok mnie przejdzie.. Jestem chirurgiem od dziecka szkolonym na ten zawód. Wszedłem do budynku, gdy usłyszałem sygnał karetki. Nowy pacjent, nowe obowiązki, nowe serce.. Skierowałem się do mojej przebieralni, a potem od razu poszedłem na salę operacyjną, bo usłyszałem swoje nazwisko wywołane przez pielęgniarki. Pacjent? Nic specjalnego. Osiemdziesięcioletni dziadek. Serce ledwo bijące, dlatego nie ciągnęło mnie do niego tak bardzo. Aczkolwiek serce. Najważniejszy organ w ludzkim ciele... Operacja nie przebiegła pomyślnie. Mężczyzna zmarł. Nie dało się go uratować, przeważyło to, że był alkoholikiem od 20 lat. Gdy znalazłem się z powrotem na zapleczu, wyjąłem z mojej szafki artykuł o wspaniałej pani detektyw.
'Rose Coke to jedyna kobieta wśród detektywów w wydziale zabójstw. Przeprowadziliśmy z nią wywiad, który może bardzo państwa zainteresować...
-Panno Rose. Jak to się stało, że wybrała Pani akurat ten zawód?
-Od dziecka byłam na to szkolona i przygotowywana. Rodzice również pracowali jako detektywi..
-Z tego co wyczytaliśmy, zmarli w pożarze niecałe sześć lat temu. Miała pani wtedy 17 lat. Jak to się stało, że teraz, w wieku 23 lat, jest pani najlepszą detektyw w tym mieście?
-Tak jak mówiłam, rodzice mnie w to wciągnęli. W wieku 16 lat zaczęłam jeździć z nimi na różne dochodzenia, szkolenia i tym podobne. Od razu po skończeniu liceum zaczęłam pracę w biurze detektywistycznym w Los Angeles.
-Niczego Panie nie żałuje?
-Oj nie. [...]'
Pod artykułem było zamieszczone jej zdjęcie. Piękne, falowane włosy ciemnego koloru, lekko opadające na ramiona. Niebieskie oczy, śnieżnobiałe zęby, ogółem zdrowo wyglądająca, młoda kobieta. Zapewne z pięknym sercem.. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym. Przed moimi oczami ukazała się moja lodówka z trofeami. Oblizałem usta i schowałem skrawek gazety do szuflady. Odpaliłem komputer i wstukałem w klawiaturę imię i nazwisko mojej nowej koleżanki. Pojawił się adres jej biura. Jak na razie było to wystarczające. Reszty dowiem się później.. Spisałem go na kartkę i poszedłem na popołudniowy obchód...
'Oczami Rose'
Dochodziła 18, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i chwyciłam za klamkę. Otworzyłam je, a przede mną stanął Tony. Głupio się czułam. Pierwszy raz jakiś mężczyzna zobaczył mnie w niechlujnym koku, starych dresach i białej bokserce.
-Co Ty tu robisz?-zapytałam zakładając wystający kosmyk włosów za ucho.
-Przyjechałem sprawdzić czy wszystko okay. Po tej rozmowie... Martwiłem się.
Uśmiechnęłam się i otworzyłam szerzej drzwi.
-Wszystko dobrze. Wejdź.
Mężczyzna skinął głową i pewnym krokiem przekroczył próg mojego domu. Był ode mnie starszy o rok. Nasi rodzice się znali i tak się stało, że go również wkręcili do tego zawodu. Weszliśmy do salonu. Tony usiadł na kanapie, a ja na fotelu. Zapanowała niezręczna cisza. Jak nigdy..
-Jak tam urlop?
-Chyba to nie dla mnie. Jestem stworzona, żeby pracować-głośno westchnęłam.
Chłopak zaśmiał się serdecznie i przyznał, że jest w tym być może ziarnko prawdy. Postanowiliśmy, że obejrzymy wiadomości. Trzeba wiedzieć co się dzieje na tym wielkim świecie. Prowadząca mówiła o budowach autostrad, o tym, że jacyś sławni ludzie lecą w kosmos, że czterolatek uratował życie babci.. Ostatnia wiadomość zainteresowała mnie najbardziej. W szpitalu w LA znikło serce do przeszczepu. Oblizałam nerwowo usta i w największym skupieniu jakim mogłam być, słuchałam słów kobiety.
'Serce zostało przywiezione z Bostonu. Miało być dane ośmioletniej dziewczynce o imieniu Reneesme. Leżała już na stole operacyjnym, gdy do lekarzy dotarła wiadomość, że przenośna lodówka z sercem jest pusta. Natychmiastowo wykonano serię telefonów do szpitala, z którego miało pochodzić serce. Okazało się, że wysłano je z lekarzem Alfredem D. Wszczęto śledztwo. Znaleziono ciało przesłannika. Z dowodów wynika, że mężczyzna został postrzelony trzy razy. Obok niego leżała otwarta lodówka, niestety bez narządu. Dochodzenie jest prowadzone przez bostońskich detektywów. Reneesme przeżyła. Znalazł się kolejny dawca, który przekazał organ dziewczynce. Teraz w jej malutkiej piersi tętni nowe życie, a ona sama uśmiecha się i ma nowe marzenia...'
-Rose, o co chodzi?
Spojrzałam na Tony'ego. W jego oczach widziałam troskę. Zorientowałam się, że na mojej twarzy było wyraźnie widoczne przerażenie.
-Nie rozumiesz?-nerwowo oblizałam usta.
Mężczyzna zaprzeczył z zdezorientowaniem w oczach.
-Serce. Znowu zabrano serce...
*Następny dzień*
Nie mogę gnić w tym domu. Myślałam, że odpocznę.. Najwyraźniej nie umiem. Te dwa wydarzenia dziwnie się dla mnie wiążą.. W jednej sprawie zabrane serce, w drugiej również. Różni je tylko to, że w drugim przypadku nie było rzeźni. Cholera.. Nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej. Jadę do biura. Błyskawicznie zjadłam śniadanie, przebrałam się, uczesałam i zrobiłam lekki makijaż. Wychodząc z domu spojrzałam na zegarek-7.15. No no, będę w pracy punktualnie. Odpalenie silnika i droga do pracy niczym się nie różniły od wykonywanych każdego dnia. Za 30 minut ósma przekroczyłam próg biura. Wjechałam windą na ostatnie piętro. Przy recepcji stał Jefrey, a gdy mnie zobaczył bardzo się zdziwił.
-Nie powinnaś być, hm... gdzieś indziej?-uśmiechnął się.
-Jestem człowiekiem sukcesu, nie mogę gnić w domu-moja twarz się rozpogodziła.
-Czyli z powrotem w pracy?-skinęłam głową-Uff.. Nie dawaliśmy bez Ciebie rady.
-Mój szef, z masą detektywów nie dawał sobie rady przez jeden dzień bez JEDNEJ kobiety?
-Najlepszej kobiety z tej branży w Los Angeles.
Zaśmiałam się i ruszyłam do swojego miejsca pracy. Wszystko bez zmian. Długopisy na miejscu, papiery też. Usiadłam na krześle i włączyłam komputer. W dzisiejszych czasach bez tego w pracy ani rusz. Zanim się uruchomi, postanowiłam wyjąć z szafki dokumenty dotyczące sześciu morderstw. Wszystkie kartki ładnie spięte. Zaczęłam jeszcze raz je studiować, gdy przy biurku obok mojego usiadł Tony.
-Ślicznotka znowu w pracy?-zapytał uwodzicielsko.
-Oj przestań-zaśmiałam się-Wiadomo już coś więcej o Mishelle?
-O właśnie. Jadę za dziesięć minut do kostnicy, jedziesz ze mną?
Bez cienia wątpliwości zgodziłam się. Dowiem się, czy te dwie sprawy mają coś ze sobą wspólnego. Znajdę Cię cholero.. Nie zabijesz nikogo więcej, bo to ja zabiję Ciebie. Takie miałam myśli związane z mordercą.
*
Wyszliśmy z Tonym z biura. Mężczyzna postanowił, że pojedziemy jego samochodem. Usiadłam z przodu na miejscu pasażera. Zapięłam pas i ruszyliśmy.
-Dlaczego nie zostałaś na urlopie?
-A wolisz jak mnie nie ma?-wystawiłam język.
-Ależ skąd. Taka współpracownica to skarb-uśmiechnął się.
Zaśmiałam się. Podziękowałam za komplement i zanim się obejrzałam, zatrzymaliśmy się przed kostnicą. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę pomieszczenia. Spojrzałam na swoje ręce. Znowu ciarki. Zwinnie przejechałam jedną ręką po drugiej i je zlikwidowałam. Weszliśmy do budynku. Panował tam odurzający zapach.. Niestety powoli rozkładające się ciała nie pachną zbyt ciekawie. Sala numer 209-tam znajdowało się ciało Mishelle. Weszliśmy tam i znaleźliśmy Spencer'a. Trzymał w reku skalpel. Gdy nas zobaczył, uśmiechnął się lekko i odłożył przyrząd na szafkę. Stanęliśmy obok niego. Mężczyźni zaczęli wymianę zdań, a ja przyglądałam się Mishelle. Tak na prawdę, nie wyglądała już jak człowiek. Jej ciało było jak porozrywane. Nerki na wierzchu, brak serca, mostek przecięty na pół, kilka połamanych żeber.. Nie jestem lekarzem, a tak szybko to stwierdziłam. Lepszego dowodu na to, że wyglądało strasznie nie trzeba. Odwróciłam się do Spencer'a i Tony'ego.
-Niestety mamy do czynienia z zawodowcą.
-Co masz na myśli, Tonnie?-podniosłam jedną brew.
Mężczyzna wyjaśnił nam, że główny organ był ponownie idealnie wyjęty. Tak, jak wycina się je do przeszczepu. Zszokowało mnie to, że mają oni podejrzenia, że morderca może pracować w normalnym szpitalu jako chirurg.
-To niemożliwe. Za dużo by ryzykował. Odciski palców, próbki włosów.. Jeżeli to prawda, to podziwiam tego psychola za odwagę. Ale według mnie-niemożliwe.
-Na żadnym ciele nie ma odcisków palców, ani próbek włosów. Nasz koleżka robi wszystko z wcześniejszym, dokładnym przemyśleniem.
Tak pogrywasz? Myślisz, że Cię nie znajdę? Mylisz się, dupku. Znajdę i to szybciej niż Ci się wydaje. Ciesz się wolnością, bo za chwilę będziesz smażył się w piekle...
~*~
Jak wiecie, przeniosłyśmy tutaj nasze opowiadanie.Wcześniej prowadziłyśmy je na bloblo. Postanowiłyśmy, że będzie lepiej jak nasze wypociny będą publikowane tutaj ;p
Wyjeżdżam w czwartek na 10 dni na obóz, ale rozdział normalnie pojawi się za tydzień. Wstawi go Paulina :)
Mamy nadzieję, że spodoba się Wam ten rozdział :* Baaardzo prosimy, aby znalazły się tu jakieś komentarze. To bardzo motywuje.. ^^
Do następnego xxx
Rose <3
Uu :3 czekam na następny :**
OdpowiedzUsuńNwm czm, ale rozdział wydaje się MEGA krótki przy czytaniu xD
OdpowiedzUsuńAle ogólnie bardzo mi się podoba c;
Szkoda, że nie piszecie na bloblo bo moim zdaniem byłoby o wiele wygodniej ;c
czekam nn
zapowiada się fajnie , czekam na nastepny rozdział ;* ;>
OdpowiedzUsuńOjoj *.* Następnyy ! <3 xd
OdpowiedzUsuń