piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 2

'Oczami Rose'
-Wracaj do pracy, ślicznotko.
-Mam jeszcze pięć minut przerwy-wystawiłam język.
-Skracam ją. Twoja przerwa skończona.
Wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam usta.
-Jestem Twoim szefem. Mam władzę, słońce-powiedział z szerokim uśmiechem Jefrey wracając do swojego biura.
Zaśmiałam się i biorąc ostatni łyk kawy wróciłam na swoje miejsce pracy. Usiadłam na krześle i odpaliłam komputer. Musiałam sprawdzić pocztę. Po półgodzinnej przerwie doszło pewnie kilka e-mail'i. Wbiłam login w klawiaturę, gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałam:
-Detektyw Rose Coke.
-Witaj Rose. Tu Tony. Mamy kolejne morderstwo.
Wyprostowałam się. Cholera, znowu? Nerwowo oblizałam usta.
-Co tym razem?
-Wygląda na to, że to samo. Litry krwi, włosy w koku, fioletowa wstążka...
-A se--
-Tego jeszcze nie wiemy-przerwał mi-Ciało jak zwykle jest zszyte.
-Ulica?
-Roosvelta 5 przez 16.
-Zaraz będę.
Wzięłam notes i inne potrzebne rzeczy. Wrzuciłam je do torby i ruszyłam w stronę windy. Zatrzymałam się przy recepcji.
-Gdzie lecisz, piękna?
Odwróciłam się. Zastępca szefa-Bayle. Jestem jedyną kobietą w tej branży. Każdy mężczyzna mówi do mnie: piękna, śliczna, słońce, skarbie.. Nie mam partnera, więc mi to nie przeszkadza. Nie mam czasu na życie towarzyskie. Jestem w pełni pochłonięta pracą.
-Kolejne morderstwo. Jadę to sprawdzić.
-Jechać z Tobą?
Podpisałam kartkę potwierdzającą moje wyjście i podeszłam do windy. Nacisnęłam przycisk i odwróciłam się do Bayle'a.
-Dzięki, dam radę.-weszłam do środka i nacisnęłam '0'.
-Powodzenia!-krzyknął.
Zaśmiałam się i zjechałam na dół. Wyszłam z budynku i spojrzałam na swój samochód. Stał jak zwykle w cieniu, na swoim stałym miejscu. Włożyłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam silnik. Jak najszybciej dotarłam na ulicę Roosvelta. Budynek był otoczony przez przechodniów. Zatrzymałam się na najbliższym parkingu, wysiadłam z samochodu i podeszłam bliżej. Przedarłam się przez tłum i stanęłam przed dwa razy większym ode mnie ochroniarzem.
-Przykro mi, ale pani nie może tutaj wejść.
-Założymy się?-wyciągnęłam swój dokument i pokazałam mężczyźnie.
Przyglądał się chwilę, a potem powiedział:
-Trzeba było tak od razu-odsunął się i dał mi dostęp do drzwi.-Co taka ślicznotka robi w tej branży?-na jego twarzy pojawił się durnowaty uśmieszek.
-Daruj sobie-burknęłam i podeszłam do schodów.
Wbiegłam na górę. Szukałam drzwi numer 16. Długo mi to nie zajęło, ponieważ były otwarte na oścież. Bez chwili zastanowienia weszłam do środka. Odruchowo najpierw do sypialni. Był tam Tony z policjantami i lekarzami.
-Dobrze, że jesteś-na jego twarzy zobaczyłam lekką ulgę.
-Dotarłam tu jak najszybciej -stanęłam obok niego-co wiemy o ofierze?
-Dwudziestoczteroletnia kobieta. Nazywała się Mishelle Clark. Mieszkała sama, nie miała partnera. Pracowała w pobliskiej pizzeri.
-Cholera. Pod jakim względem on wybiera te kobiety?
-Nie wiemy, czy to morderstwo należy do tamtych..
-Tony! Związane włosy, fioletowa wstążka.. Jeżeli potwierdzi się reszta, to będzie to szóste morderstwo takiego typu w tym miesiącu. Kiedy ją zabrali?
-Cztery godziny temu. Zaraz będą wyniki. Powinni zadzwonić do Ciebie.
Skinęłam głową i podeszłam bliżej łóżka. Założyłam białe rękawiczki, żeby nie zostawić śladów. Krople krwi dochodziły aż do okna. Co ten psychol robił? Wyciągnęłam burczący telefon z kieszeni.
-Detektyw Rose Coke.
-Tu Spencer. Sekcja zwłok potwierdza, że to jest takie samo morderstwo..
-Identyczne? Se--
-Tak. Przykro mi. Masz teraz dużo pracy.
Wypuściłam powietrze.
-Dzięki. Zajmę się tym.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Tony'ego. Patrzył na mnie oczekując odpowiedzi. Przełknęłam slinę i powiedziałam:
-Ten chuj znowu wyciął serce...
*
Pracuję już długo, ale za każdym razem, jak muszę oglądać martwe ciało, mam ciarki na ciele.. Tym razem zapowiadało się tak samo. Jechałam samochodem z Tonym do kostnicy. Wydawało się to ciągnąć godzinami. Gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, odpłynęłam myślami. Zastanawiałam się, jak ten dupek może zabijać niewinne kobiety w tak bezczelny sposób. Gdy Tony ruszył na zielonym świetle, ocknęłam się.
-Hej, mała.. Co jest?-zapytał ciepłym głosem.
-Niee, nic.-westchnęłam głośno.
-Za bardzo oddajesz się pracy. Może porozmawiasz z Jefreyem i weźmiesz sobie trochę wolnego?
-Masz rację.. Muszę odpocząć. Zaraz nie będę odróżniać rzeczywistości, od pracy.
-Zawieźć Cię do biura?
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. Wzięłabym tydzień wolnego. Miałabym czas dla siebie. Odpoczęłabym psychicznie i fizycznie. Tak, to dobry pomysł. Długo mu nie odpowiadałam, gdy spojrzałam na niego, mężczyzna z uśmiechem na ustach powiedział:
-Uznaję to za tak.
Zaśmiałam się lekko i skinęłam głową. Nie minęła godzina, byłam już w biurze i siedziałam na swoim fotelu. Dostałam, jak to stwierdził Jefrey, tydzień zasłużonego urlopu. Ostatni raz sprawdziłam pocztę, pozamykałam niepotrzebne rzeczy, zgasiłam światło i wyszłam z pomieszczenia. Opuściłam budynek i podeszłam do swojego samochodu. Za wycieraczką była wsadzona jakaś mała karteczka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam: 'Udanego urlopu, śliczna! :)' odwróciłam kartkę na drugą stronę. Osoba podpisała się jako: 'najlepszy współpracownik na świecie-Tony'. Zaśmiałam się. Jest wspaniałym przyjacielem. Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Ledwo widząc wyjechałam z parkingu. Moje powieki same się zamykały ze zmęczenia. Postanowiłam, że pojadę jeszcze dzisiaj na kawę. Pyszną latte, z pianką, kawałkami czekolady.. Tak, tego mi trzeba. Po piętnastu minutach zatrzymałam się przed kawiarnią o nazwie 'Starbucks'. Dawno tu nie byłam. Czemu? Nie miałam najzwyczajniej czasu. Gdy weszłam do środka, nie było żadnych wolnych miejsc. Stanęłam w kolejce i czekałam na moją kolej. Gdy zamówiłam już swoją latte rozglądałam się za miejscem. Zaczęłam już wychodzić z knajpki, gdy ktoś mnie zaczepił.
- Może Pani ze mną usiądzie? - uśmiechnął się ciepło w moim kierunku.
Długo się nie zastanawiając dosiadłam się do niego. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. Wcześniej taka nie byłam. Mężczyzna był bardzo przystojny. Na oko miał 23 lata, czekoladowe oczy, szatyn, około 175 wzrostu. Z racji tego, że pracuję jako detektyw, zawsze oceniam tak ludzi.
-Co tu robi taka ślicznotka i na dodatek sama?-uśmiechnął się.
-Odpoczywa po pracy-odwzajemniłam uśmiech.
Zapomniałam, że mam przy sobie kawę. Podniosłam ją i wzięłam łyk gorącego napoju. Odłożyłam kubek i spojrzałam na szatyna.
-Jestem Justin-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Rose-lekko ją ścisnęłam.
Ludzie powoli zaczęli opuszczać kawiarnię. Przyglądałam się im. Byłam bardzo zmęczona. Marzyłam teraz tylko o gorącej kąpieli.
-Chyba jesteś zmęczona-chłopak uśmiechnął się lekko.
-Oj tak..-westchnęłam.
-Odwieść Panią.. To znaczy Ciebie, Rose, do domu?
-Nie, jestem tu samochodem. Ale dziękuję, za troskę-odsłoniłam swoje śnieżnobiałe zęby.
Dokończyłam swoją kawę i wstałam.
-Miło mi było Cię poznać, Justin.
-Mnie Ciebie również, Rose-powiedział uwodzicielsko.
Było w nim coś, co mnie strasznie pociągało. Nie mogłam rozgryźć co..
-Spotkamy się jeszcze kiedyś?-zapytał wstając.
-Mam nadzieję, że tak-lekko się uśmiechnęłam-to.. do zobaczenia-wyciągnęłam rękę.
-Do zobaczenia-pocałował moją dłoń.
Z uśmiechem na twarzy wyszłam z kawiarni. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Zastanawiałam się, czy to był przypadek, że spotkałam dzisiaj tego mężczyznę. Niestety, zmysł detektywa czasami zwycięża. Gdy zaparkowałam przed swoim mieszkaniem, odetchnęłam z ulgą. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki i wysiadłam z auta. Po chwili byłam już w swoim przytulnym domu. Zakluczyłam drzwi, rzuciłam buty w kąt i od razu skierowałam się do łazienki. Spędziłam tam dobrą godzinę relaksując się. Około 22 leżałam już w swoim ciepłym i wygodnym łóżku. Świadomość że nie muszę jutro wstawać o 6, wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Sumując wydarzenia z dzisiejszego dnia, odpłynęłam w głęboki sen...
'Oczami Tony'ego'
Cholera. Gdzie Rose wsadziła te przeklęte dokumenty? Są mi bardzo potrzebie do śledztwa. Jest na urlopie i nie chcę jej przeszkadzać, ale nie mam wyjścia. Jest wspaniałą kobietą, więc podejrzewam, że się nie obrazi. Wyjąłem telefon z kieszeni moich czarnych spodni i kciukiem odblokowałem ekran. Z racji tego, że często do niej dzwonię, znam jej numer na pamięć. Wstukałem cyfry i przyłożyłem urządzenie do ucha. Po trzech sygnałach usłyszałem przyśpieszony oddech młodej dziewczyny. To Rose. Jest wystraszona. Boi się czegoś.
-Tak?
Wyobraziłem ją sobie stojącą gdzieś z telefonem, z iskierkami strachu w oczach i kroplami potu spływającymi po jej czole. Moje serce zaczęło szybciej bić.
-Rose? Co się stało?!
Cisza. Brak odpowiedzi. Myślałem, że serce wyskoczy mi zaraz z mojej piersi.
-Tony..
-Rose, co się dzieje?
-Znów miałam ten sam koszmar. Ten, który przepowiada, że wkrótce stanie się coś złego...

2 komentarze: