piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 1

'Oczami Justina'
Mishelle spała w swoim wielkim, wygodnym łóżku z metalowymi zakończeniami. Między nogami miała jasną pościel, a pod głową ciemną poduszkę. Miała na sobie perłową koszulę nocną z białymi koronkami. Podszedłem blisko jej łóżka. Nachyliłem się nad jej twarzą nasłuchując jej spokojnego oddechu. Zlustrowałem wzrokiem jej ciało. Wyglądała tak niewinnie. Wyciągnąłem z czarnej, skórzanej walizki metalowa linkę. Przywiązałem ją do poręczy łóżka, a na drugim końcu linki zrobiłem pętelkę i zwinnie przełożyłem ją prze rękę Mishelle lekko ją zaciskając. Sięgnąłem do kieszeni moich spodni po zapalniczkę. Zacząłem bawić się ogniem. Wyciągnąłem rękę na tę samą wysokość co jej poduszka i zacząłem przypalać jej róg. Oddech młodej kobiety stawał się coraz szybszy. Stałem ciesząc się tym, co miało stać się za chwilę. Po minucie zgasiłem ogień. Ofiara zaczęła czuć niemiły zapach dymu. Powoli zaczęła się przebudzać. Odsunąłem się wtapiając się w ciemne światło pokoju. Obserwowałem jej wszystkie powolne ruchy. Mishelle otworzyła oczy i sięgnęła ręką po włącznik od lampki nocnej. Zauważyła, że ma owinięty w okół nadgarstka metalowy sznurek. Szarpnęła ręką zaciskając go jeszcze bardziej. Bez namysłu drugą ręką zrobiła to samo. Nie wiedziała, co się dzieje. Podniosła głowę i ujrzała nad sobą moją ciemną postać. Jej ciemnoniebieskie oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem i iskierkami strachu.
-Rozpoczynamy naszą grę, aniołku.-szepnąłem zachrypniętym głosem.
Mishelle wpatrywała się we mnie najpierw nic nie rozumiejąc, a potem zaczęła krzyczeć. Złapałem najbliżej leżący mnie ostry, cienki przedmiot i wbiłem jej w gardło powodując utratę jej głosu. Przebiłem jej struny głosowe. Z ust kobiety wydobył się niemy krzyk. Nie zwróciłem na to uwagi, najważniejsze było to, co stanie się za chwilę. Ponownie sięgnąłem do mojej skórzanej torby i wyciągnąłem z niej skalpel. Odłożyłem go na szafkę i zabrałem się za przywiązywanie nóg ofiary do łóżka. Wyrywała się, próbowała się uwolnić, ale byłem silniejszy. Gdy zakończyłem tę czynność spojrzałem na jej twarz. Z jej oczu spływały strumieniami łzy. Wziąłem z szafki skalpel i podszedłem jak najbliżej Mishelle. Przeciąłem górę jej koszulki następnie ją rozrywając. Kobieta leżała przede mną nago. Następnie lekko przyłożyłem skalpel nad jej prawą piersią. Lekko zjechałem ukosem w dół. Z drugiej strony zrobiłem to samo. Gdy te dwie linie złączyły się, zjechałem prostą linią do jej podbrzusza. Wyciąłem głęboką ranę w kształcie litery Y. Wyjąłem z torby strzykawkę. Wstrzyknąłem jej dwie igły. Jedna zawierała adrenalinę, a druga sterydy. Chciałem, żeby do ostatniej chwili widziała co się dzieje. Zacząłem odrywać od kości płaty jej skóry. Zaczęła krzyczeć, ale wiem, że to sprawiało jej wielki ból. Przez mostek dostrzegłem jej skaczące serce. Biło w bardzo szybkim rytmie-bała się. Wyrywała się tak mocno, że z miejsc gdzie była przywiązana zaczęła lecieć krew. Zacząłem lekko jeździć palcami po jej żebrach, a potem przyłożyłem skalpel do jej wnętrza. Mishelle wygięła się w łuk pod wpływem metalowego narzędzia na jej ciele. Widziałem jak cierpi. Wyjąłem torbę piłę elektryczną. Uśmiechnąłem się do niej i zacząłem przecinać mostek. Świst piły i zapach przecinanej kości sprawił, że moja ofiara zamknęła oczy. Chciała jak najszybciej umrzeć. Niestety nie ma tak dobrze. Jeżeli chcesz umrzeć, musisz jeszcze pocierpieć. Otworzyłem klatkę piersiową i wziąłem do ręki skalpel. Zatrzymałem się nad workiem osierdziowym. Kolejne zadanie wymagało precyzji i ostrożności, musiałem przeciąć błonę. Teraz miałem jej serce na wyciągnięcie dłoni. Zwinnym ruchem wsadziłem rękę w głąb jej klatki piersiowej i zacząłem pieścić jej serce. Sięgnąłem jedna rękę po sól fizjologiczną. Po chwili trzymałem już serce w swoich dłoniach. Podszedłem do okna, żeby mieć trochę więcej światła i obejrzeć je dokładnie. W moich rękach tętniło życie. Osiągnąłem cel. Wróciłem do łóżka i wyjąłem z torby słoik z lodem. Delikatnie włożyłem zdobycz do środka. Schowałem słoik w skórzanej torbie. Zaszyłem jej ciało.. Po trzydziestu minutach wglądało już całkiem normalnie, no może pomijając litry krwi rozlane w okół niej. Schowałem swoje przyrządy do torby. Wyjąłem jeszcze tylko dwie rzeczy: gumkę do włosów i fioletową wstążkę. Pochyliłem się nad jej głową i związałem jej włosy w niechlujny kok. Wstążkę zawiązałem w okół jej lewego nadgarstka. Wziąłem torbę i wyszedłem z pokoju i skierowałem się ku tylnemu wyjściu. Nie minęła minuta i byłem już na podwórku. Wsiadłem do swojego Ferrari i z zadowoleniem odpaliłem silnik. Po godzinie byłem już w domu. Wszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Odprężyłem się i wyjąłem ze skórzanej torby słoik z trofeum. To serce będzie jeszcze biło przez dobrą godzinę. Potem dołączy do reszty...do reszty w mojej lodówce.

1 komentarz:

  1. okey wiesz powiem szczerze że źle się czyta i nie za bardzo mnie to zachęciło :(

    OdpowiedzUsuń