piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 11

Chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Szczerze? Zaczynałam się bać.
- Nie rozumiem.. - mruknął. - Przecież byłem u Ciebie.
- Dlaczego wyszedłeś bez pożegnania?
Po dłuższej chwili ciszy Justin opowiedział:
- Mój przyjaciel był w niezręcznej sytuacji.. Musiałem mu pomóc.
- Mówiłeś, że musiałeś załatwić coś zaocznie. - mruknęłam.
- No tak, ale.. Przyjaciel zadzwonił do mnie w środku nocy i musiałem mu pomóc.
- Co było takiego ważnego? - zapytałam mocniej wtulając się w jego tors.
- Rose, kochanie. Nie mogę Ci powiedzieć. - zaśmiał się lekko.
- Dlaczego? - zapytałam oblizując usta.
- To trochę krępująca sprawa..
- Rozumiem, ale.. Muszę wiedzieć dokładnie co robiłeś wczorajszej nocy. - powiedziałam spokojnie.
- A do czego jest Ci ta informacja potrzebna?
- Jestem detektywem, a wczoraj---
- Ale co ja mam z tym wspólnego? - jego ciało się naprężyło.
- Po prostu muszę rozpatrzyć wszystkie możliwe opcje.
- Rose, nie wierzę, że mnie o to podejrzewałaś! - niemal krzyknął.
- Justin to nie tak.. - zaczęłam. - Gdy jest się detektywem, wszystko staje się podejrzane. To moja praca.
- Nie wierzysz mi? - szepnął.
- Justin.. - mruknęłam.
- Wierzysz czy nie?
Przygryzłam wnętrze policzka nie wiedząc co odpowiedzieć. Owszem, wierzę, ale..
- Dobranoc Rose. - Justin odwrócił się w drugą stronę lekko spychając mnie ze swojego torsu.
Przełknęłam ślinę i zakryłam twarz dłońmi. Byłam cholernie zmęczona tym dniem, więc postanowiłam, że wezmę przykład z Justina i pójdę już spać.
*Następny dzień*
Rano obudziły mnie dźwięki budzika. Niechętnie sięgnęłam ręką i zakończyłam tortury dla mych uszu. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że Justina ponownie nie ma obok mnie. De ja vu? Usiadłam na łóżku i związałam włosy w niechlujny kok. Wstałam i zaczęłam iść w stronę łazienki, gdy usłyszałam odgłos płynącej wody. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Jednak został. Lekko zapukałam do drzwi.
- Zajęte. - usłyszałam warknięcie.
Czy on do cholery będzie na mnie obrażony za wczorajsze pytanie? Ugh, gorzej niż dziecko.
- Mogę wejść? - zapytałam najłagodniej jak tylko potrafiłam.
- Chwila. - mruknął pod nosem i niedługo po tym otworzył mi drzwi.
Był w samych bokserkach, jego idealnie umięśnione ciało widniało. Miał mokre, rozwalone włosy. Mimowolnie przygryzłam wargę i lekko się zarumieniłam. Na twarz Justina wkradł się przelotny, seksowny uśmieszek, ale od razu zapanował nad tym i przełknął ślinę przywracając twarzy grobowy wyraz. Zwilżyłam wargi i spuściłam wzrok. Dlaczego on taki jest? Uraziłam go czymś?
- Mogę już się wykapać? - zapytałam prawie szeptem.
- Jasne. - mruknął zostawiając mnie samą w pomieszczeniu.
Wywróciłam oczami i kopnęłam nogą w drzwi, co spowodowało, że zamknęły się z wielkim hukiem. Zdjęłam piżamę i weszłam do kabiny prysznicowej. Dokładnie umyłam każdą część ciała i wyszłam owijając się puszystym ręcznikiem. Przyglądnęłam się w lustrze, gdy usłyszałam dźwięki jakiegoś telefonu. Rozejrzałam się po łazience i dostrzegłam, że na pralce leży czarny iPhone Justina z fioletową nakładką. Wzięłam go do ręki i dość głośno powiedziałam:
- Justin! Twój telefon dzwoni. Odbiorę.
- NIE! - usłyszałam krzyk dobiegający zza drzwi.
- Dlaczego? Masz przede mną jakieś tajemnice? - mruknęłam.
- Rose. Po prostu daj mi ten telefon.  - warknął.
- Jestem naga! - krzyknęłam oburzona.
- Jakoś mi to nie przeszkadza. Oddaj mi ten pieprzony telefon! -wysyczał przez zęby.
Wywróciłam oczami i sięgnęłam do klamki. Już miałam otwierać drzwi, gdy postanowiłam, że najpierw sprawdzę kto o tak wczesnej porze dobija się do mojego współlokatora. Dzwonił Rick. Nie kojarzyłam nikogo o takim imieniu, więc nacisnęłam klamkę. Justin stał odwrócony do drzwi plecami i miał tylko wyciągniętą rękę w moją stronę.
- Wiesz Ty co? - spojrzałam na niego przechylając głowę. - Odwróć się. - powiedziałam stanowczo.
- Jesteś naga.. - mruknął.
- Halo? Kto, Justin?  Nie zn---
Chłopak momentalnie się odwrócił i gorączkowo spojrzał na iPhone'a w mojej dłoni.
- Bardzo śmieszne. - prychnął i wyrwał telefon odwracając się na pięcie.
- Odbierasz przy mnie. - powiedziałam spokojnym, chłodnym tonem.
Szatyn zacisnął szczękę i z powrotem spojrzał mi w oczy. Kciukiem odblokował ekran i przyłożył urządzenie do ucha.
- Tak? ... Nie, mam na 7.30. ... Na której sali leży? ... Leki przeciwbólowe, stała kontrola. ... Do zobaczenia.
Wypowiadając każde słowo patrzył mi głęboko w oczy. Gdy odciągnął telefon od ucha, odwróciłam wzrok.
- Zadowolona? - uśmiechnął się głupio.
- Mhm. - mruknęłam pod nosem i wróciłam do łazienki.
'Oczami Justina'
-Odbierasz przy mnie. - powiedziała Rose spokojnym, chłodnym tonem.
Zacisnąłem szczękę. Dzwonił Rick. Może chciał znowu wypomnieć mi coś o brunetce albo powiedzieć coś o nowej ofierze.. Nie wiem i do końca się nie dowiedziałem. Cały czas patrząc jej w oczy, odebrałem:
- Tak?
- Mamy problem, musimy szy---
- Nie, mam na 7.30.
- Co? - mruknął zdezorientowany.
- Na której sali leży?
- Co Ty pierdolisz? Gorzej Ci? - warknął. - Mamy problem, a T---
- Leki przeciwbólowe, stała kontrola.
- CO CI JEST? - krzyknął.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłem się, a dziewczyna odwróciła wzrok.
- Zadowolona? - uśmiechnąłem się głupio.
- Mhm. - mruknęła i wróciła do łazienki.
Oblizałem usta i po chwili zszedłem na dół do salonu. Wybrałem numer Rick'a i przyłożyłem iPhone'a do ucha.
- Co to, kurwa, było?! - warknął po drugiej stronie słuchawki.
- Rose była obok mnie. - rzuciłem najobojętniej jak tylko potrafiłem.
- Stary, zbyt dużo ryzykujesz-- - zaczął, ale mu przerwałem.
- Wiem co robię, okay?! - krzyknąłem.
- Nie zakochałeś się w niej, prawda? - zakpił.
- Pogrzało? - syknąłem. - On jest TYLKO moją kolejną ofiarą, rozumiemy się?
- Uważaj.. - mruknął i zakończył połączenie.
Wywróciłem oczami i zaciskając szczękę wróciłem na górę. Musiałem się w cos ubrać. Wybrałem więc czarne, opuszczone spodnie, biały podkoszulek i niebieską koszulę. Ułożyłem włosy i zszedłem na dół, aby coś zjeść. Niedługo po tym dołączyła do mnie Rose. Przygotowała sobie na śniadanie płatki owsiane z jogurtem, a ja zjadłem kanapkę. Nie miałem ochoty na nic więcej. Przyglądałem się jej, gdy jadła płatki.
- Co? - spojrzała na mnie.
- Nic. - mruknąłem i poszedłem do salonu.
Usiadłem na kanapie przed telewizorem i sięgnąłem po pilota. Obok niego, na szklanym stoliku, leżał notes brunetki. Wziąłem go do ręki, gdy z środka wypadło jakieś zdjęcie. Podniosłem je z podłogi i.. Na tym zdjęciu była Rose z Tonym.. Przełknąłem ślinę, rzuciłem fotografię na stolik i wyszedłem z pokoju. Siedziałem w sypialni dziewczyny, gdy usłyszałem pytanie.
- Możemy już jechać? Nie chcę się spóźnić...
- Po co Ci zdjęcie Tony'ego w notesie? - zapytałem chłodnym tonem.
- Jakie zdjęcie Tony'ego? - zapytała zdezorientowana. - Jesteśmy na nich oboje. - stanęła przede mną.
- Zdjęcia ze mną też nosisz codziennie ze sobą? - spojrzałem z jadem w jej oczy.
- My nie mamy wspólnych zdjęć. - mruknęła.
- A szkoda. - chrząknąłem i wyszedłem z pokoju.
- Justin! O co Ci cholery chodzi?! - krzyknęła wyrzucając ręce w powietrze.
- Możemy jechać. - oblizałem usta i nie zwracając uwagi na jej reakcję zszedłem na dół się ubrać.
Założyłem białe supry i skierowałem się pośpiesznie do samochodu. Wsiadłem do środka i od razu odpaliłem silnik, naciskając gaz i trzymając sprzęgło. Patrzyłem na Rose, gdy wychodziła z domu, zamykając za sobą drzwi. Usiadła na miejscu pasażera i zapięła pasy. Ruszyłem z piskiem opon pod budynek pracy dziewczyny. W samochodzie panowała totalna cisza. Włączyłem radio i puściłem króla Popu. Była to piosenka 'They Don't Care About Us'. Michael Jackson był moim idolem od kiedy pamiętam. Wszystkie jego piosenki są świetne, ale ta podoba mi się najbardziej. Zrobiłem wobec tego dość głośno i zacząłem stukać palcami w kierownicę w rytm piosenki. Po chwili usłyszałem, że pasażerka mojego samochodu zaczęła nucić melodię pod nosem. Mimowolnie na moją twarz wkradł się lekki uśmieszek, ale szybko go zlikwidowałem. Oblizałem usta i patrząc na drogę sięgnąłem ręką do kieszeni po mój dzwoniący telefon. Ciągle patrząc na drogę odblokowałem kciukiem ekran i przyłożyłem do ucha.
- Tak?
- Dzień dobry panie doktorze. Przyszedł to nas Pan Rick od kamer. Mówi, że jest z Panem umówiony. Powiedzieć, żeby zaczekał?
- Tak, dziękuję. Już zaraz będę. Jestem niedaleko.
- Dobrze, do zobaczenia. - zakończyła połączenie, a ja odciągnąłem telefon od ucha.
Czego do cholery Rick ode mnie chce? Niech w końcu zrozumie, że uważam, a Rose nigdy się nie dowie kim tak naprawdę jestem. Po kilku minutach zatrzymałem auto przed biurem dziewczyny.
'Oczami Rose'
- Okay, to... Do zobaczenia. - pochyliłam się, aby pocałować Justina w ramach pożegania w policzek, ale on zaciskając szczękę odciągnął głowę.
- Nie no poddaję się.. - mruknęłam pod nosem. - Z łaski swojej możesz mi powiedzieć o co Ci do cholery chodzi? - wycedziłam.
- Jesteś na tyle tępa, że nie możesz się domyślić? - spojrzał na mnie zimnymi oczami.
- Słucham? - zmarszczyłam brwi. - Justin, nie przesadzaj. Nie będziesz mnie wyzywać tylko dlatego, że zapytałam co robiłeś wczorajszej nocy. - powiedziałam podniesionym głosem.
- Przecież Ci powiedziałem, że byłem u Ciebie! - krzyknął.
- Nie podnoś na mnie głosu. - powiedziałam wolno cedząc wyrazy. - To jest moje zboczenie zawodowe. Po prostu automatycznie rozważam KAŻDĄ, możliwą ewentualność. - zrobiłam nacisk na słowo 'każdą'. - Naprawdę próbuję ufać osobom, na których mi zależy, ale wybacz. Zawód jest we mnie.  - szepnęłam ostatnie słowa i sięgnęłam za klamkę od drzwi chcąc opuścić samochód Justina.
Przełożyłam już jedną nogę za próg, gdy usłyszałam głos szatyna:
- Rose, zaczekaj... - mruknął. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego lodowatym wzrokiem. - No usiądź normalnie. - zaśmiał się lekko.
Miałam słabość do jego uśmiechu, cholera no... Ale nie mogłam pokazać, że wszystko już jest okay. Bo nie było. Wróciłam więc do swojej poprzedniej pozycji i czekałam na dalszą wypowiedź Justina z grobową miną.
- Przepraszam.. Poniosło mnie. - powiedział przyciszonym głosem. - Nie powinienem... Rozumiem, też jestem pochłonięty pracą..
- Właśnie widzę. - mruknęłam pod nosem wywracając oczami.
- Nie gniewaj się.. - położył swoją ciepłą dłoń na moim bladym policzku, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. - Wynagrodzę Ci to wieczorem. - uśmiechnął się lekko - ale teraz już leć, bo się spóźnisz, a Jefrey na pewno by się zdenerwował. - zaśmiał się ciepło.
Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze, po czym spojrzałam w czekoladowe oczy szatyna.
- To przyjedziesz po mnie? - zapytałam obojętnym tonem.
- Oczywiście. - szepnął przykładając swoje miękkie wargi do moich malinowych ust.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, z lekkim uśmiechem na ustach powiedziałam:
- Do zobaczenia.
- Miłego dnia, kochanie. - Justin odwzajemnił mój uśmiech, gdy wysiadałam z samochodu.
Zamknęłam drzwi i szłam prosto do swojego gabinetu. Jak zwykle wjechałam windą na ostatnie piętro i skierowałam się do biura.
- Hej piękna. - przywitał mnie Bayle z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Hej. - lekko się uśmiechnęłam dalej kontynuując moją drogę do gabinetu.
Gdy weszłam do środka, zajęłam miejsce przy swoim biurku i odpaliłam komputer.
- Dlaczego ślicznotka jest nie w sosie? - zapytał Tony podając mi kawę.
- Dlaczego? Jest wszystko okay. - lekko podniosłam kąciki ust biorąc kubek do rąk.
Wzięłam łyk gorącego napoju i zaczęłam przeglądać stertę dokumentów leżącą na moim biurku. Domyśliłam się, że przyniósł je Jefrey i dotyczą one sprawy morderstw tych niewinnych kobiet.
- Co teraz? - zapytałam Tony'ego wyrywczo czytając zdania z arkuszy papierów.
- Musimy za wszelką ce---
- Rose, Jefrey chce z Tobą rozmawiać. Natychmiast. - do gabinetu wpadł Bayle z wyraźnym zdenerwowaniem na twarzy.
Oblizałam usta i z lekko uginającymi się nogami od strachu wstałam i ruszyłam do szefa. Przez moją głowę przelatywały setki pomysłów o co może chodzić. Gdy stanęłam przed drzwiami, lekko zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam równie zdenerwowany głos.
Weszłam do gabinetu i bez słowa usiadłam przed jego biurkiem. Mężczyzna spojrzał mi w oczy, potem powiedział:
- Cholernie nie chcę Ci tego mówić, ale.. Skarbie, ktoś przysłał do nas list..
- Jaki list? - zapytałam siedząc jak na szpilkach.
Mężczyzna sięgnął do szuflady i wyjął białą kartkę. Podał mi ją, a ja trzymając ją drżącymi rękami przeczytałam jej krótką treść.
'Rose Coke będzie moją kolejną ofiarą.'
~*~
Tak bardzo Was przepraszamy... ale szkoła robi swoje.
Tak strasznie jest mi głupio, że dopiero wstawiam rozdział. ;/ Postaramy się następny napisać szybciej. :)
7 Komentarzy = następny rozdział.
Do następnego. xxx
Rose. <3

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 10

Cholera, cholera, cholera. Kręcę się po domu Juliet od trzech godzin i nie mogę się skupić. Zaczynam bać się żyć..
- Hej słońce, co jest? - Tony podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.
Przetarłam dłońmi zmęczoną twarz i spojrzałam mojemu współpracownikowi w oczy.
- Nie daję rady, to jest dla mnie za dużo. Coś w środku mnie.. czuję, że w końcu ten debil przyjdzie do mnie.
- Skarbie.. - Tonnie pogładził mnie po ramieniu. - Ja, jako Twój przyjaciel, i Justin, jako Twój partner---
- Ohh, przestań. - zaśmiałam się.
-... Obiecuję Ci, że zadbamy o to, aby nawet najmniejszy włos nie spadł z Twojej głowy.
Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
- Dziękuję, jesteś wspaniały. - wspięłam się na palce i oplotłam ręce w okół jego szyi. - Chodź, trzeba w końcu znaleźć tego pierdolonego gnojka. - złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę basenu.
Na podwórku stała grupka mężczyzn: lekarze, policja i Bayle. Przyjechał wyjątkowo z nami, w sumie to nie wiem dlaczego... Podeszliśmy do nich i dołączyliśmy do rozmowy.
- Tym razem włosy były rozpuszczone, a na nadgarstku nie było wstążki. - powiedział Bayle odwracając się w moją stronę.
- Włosy mogły się rozwiązać. - zauważyłam. - A co z sercem?
- Czekamy na telefon.
- Okay. - skinęłam głową. - Idę się rozejrzeć. - stwierdziłam oddalając się od grypy.
Podeszłam bliżej zbiorowiska wody. Zawartość basenu była czerwona. Mdliło mnie od tego całego widoku. Założyłam wystający kosmyk włosów za ucho i zaczęłam dokładnie badać wzrokiem każdy centymetr dna basenu. Ciężko było mi to zrobić, woda była w brzydkim, czerwonym odcieniu. Mimo to, coś przykuło moją uwagę. Bardziej wytężyłam wzrok i...
- Tony.. - mruknęłam.
- Co jest? - mężczyzna momentalnie znalazł się obok mnie.
- Wstążka.. - wskazałam ręką w głąb basenu.
*Cztery godziny później*
Siedziałam w biurze i piłam piątą kawę. Chciałam go już znaleźć, zabić.. To niedorzeczne, co on robi. Morduje niewinne kobiety. Pierdolony gnojek...
Oczy mi się zamykały, już długo byłam na nogach. Przetarłam twarz dłońmi i ponownie pochyliłam się nad papierami, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Gwałtownie podniosłam głowę i sięgnęłam ręką do torby. Wzięłam iPhone'a i przyłożyłam do ucha nie sprawdzając kto dzwoni.
- Tak?
- Hej kochanie. - zachrypiał głos.
- Justin? - mruknęłam do siebie marszcząc brwi.
- Odbierasz telefon i nie wiesz kto dzwoni? - chłopak zaśmiał się lekko.
- Przepraszam.. - mruknęłam. - Mam dużo na głowie i---
- Co się stało? - zapytał troskliwie.
Przetarłam twarz dłonią i nagle się uśmiechnęłam. Wpadłam na pewien pomysł.
- To może ja dzisiaj do Ciebie przyjadę, huh? Wtedy Ci wszystko opowiem.
- NIE! - krzyknął.
Zmrużyłam oczy i przygryzłam wargę. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało. Zrobiło mi się trochę głupio. W końcu Justin postanowił przerwać tą cholernie niezręczną ciszę.
- Skarbie, mam remont w domu. - próbował się tłumaczyć. - Wolałbym przyjechać do Ciebie, jeżeli nie masz nic przeciwko.. - poczułam, że się uśmiechnął.
- Jasne. - lekko podniosłam kącik ust. - Poważny ten remont? - zapytałam biorąc długopis do ręki.
- Co? - zapytał najwyraźniej nie rozumiejąc.
- Remont. Powiedziałeś, że masz remont. - spojrzałam przed siebie.
- Aa, tak. - mruknął. - Dość poważny. Będzie jeszcze trwał długo.. - zaśmiał się.
- To przyjedź do mnie. - powiedziałam rysując kółka na kartce. - Zamieszkasz ze mną, dopóki wszystko nie wróci do normy. Nie pozwolę, żebyś mieszkał w kurzu. - uśmiechnęłam się.
- To nie będzie problem? - poczułam, że na jego twarz wkradł się wielki uśmiech.
Dla mnie problem? To wyjdzie na dobre. Będzie mnie miał kto bronić przed mordercą...
- Nie dyskutuj, a leć się pakować. - zaśmiałam się.
- Okay, to u Ciebie za dwie godziny? - zaśmiałam się. - Do zobaczenia, słońce.
- Paa. - uśmiechnęłam się.
Połączenie zostało zakończone. Uśmiechnęłam się do siebie. Pomimo strachu, który mnie prześladuje, jestem szczęśliwa. Było parę minut przed 19. Teoretycznie mogłam już opuścić biuro i jechać do domu. Przygotowałabym kolację, mmm.. Postanowiłam skończyć wypełnianie dokumentów. Byłam już przy ostatnim zdaniu, gdy do biura wszedł Tony.
- Jeszcze w pracy? - zdziwił się. - Nadgodziny? - zaśmiał się.
- Ohh... Po prostu---
- Musimy porozmawiać.. - mruknął patrząc na mnie poważnie.
Nagła zmiana nastroju? Zaczynam się bać.
- Koniecznie dzisiaj? - spojrzałam na niego jak małe dziecko.
- Tak. - mruknął siadając przed moim biurkiem. - Długo się zastanawiałem nad tymi wszystkimi morderstwami. I doszedłem do wniosku, że--- - zawiesił głos.
- No mów, słucham. - niecierpliwiłam się.
- Że to Justin. - kaszlnął.
Wytrzeszczyłam oczy. - Słucham?
- No zastanów się chwilę! Wszystkie znaki na to wskazują.
- Znowu zaczynasz? - spojrzałam na niego z jadem w oczach. - Daruj sobie. Morderca jest chory psychicznie. Zauważyłabym, że coś jest nie tak, prawda? - schowałam wszystkie swoje rzeczy do torby. - Twoje podejrzenia mnie przerażają. Ostatnio w ogóle jest coś z Tobą nie tak. - spojrzałam mu w oczy i przerzuciłam torebkę przez ramię. - Brakuje Ci czegoś? - wstałam z krzesła i podeszłam bliżej niego.
- Tak. Ciebie. - wstał i chwytając mnie za biodra przycisnął blisko siebie.
Momentalnie położyłam ręce na jego torsie i mocno go odsunęłam.
- Myślałam, że uszanujesz moja decyzję. - szepnęłam i jak najszybciej opuściłam gabinet.
Szybko wybiegłam z biura i trzaskając drzwiami wsiadłam samochodu. Oparłam łokcie o kierownicę i schowałam twarz w dłonie. Postanowiłam jak najszybciej pojechać do domu. Odpaliłam silnik i ruszyłam z parkingu. Przez całą drogę jechałam powoli, bo non stop dręczyły mnie myśli, a nie chciałam spowodować wypadku. A jeżeli Tony ma rację? Jeżeli to naprawdę Justin? Nie. Rose, ogarnij się. Zauważyłabym coś.. Cholera, co się ze mną dzieje? Zaparkowałam przed swoim domem i wysiadłam z samochodu. Miałam jeszcze około godzinę do przyjazdu Justina. Weszłam do domu i od razu skierowałam się do sypialni. Ogarnęłam trochę pokój, tak jak i całe mieszkanie. Gdy skończyłam było kilka minut przed 20.30. Cholera, nie wyrobię się z kolacją. To nic, Justin może zaczekać. Postanowiłam, że zmienię górę swojego stroju. Założyłam biały podkoszulek i luźny, fioletowy sweterek. Włosy rozpuściłam i zeszłam na dół. Od razu udałam się do kuchni. Nie miałam kompletnego pojęcia co mogłabym przygotować. Po chwili postanowiłam, że zrobię tortille. Zaczęłam przygotowania, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam do drzwi. Przejechałam palcami po włosach i sięgnęłam do klamki. Otworzyłam, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Justin. Miał rozwalone włosy, był ubrany w czarne, opuszczone spodnie, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Jego strój dopełniały fioletowe supry. Zlustrowaliśmy się nawzajem wzrokiem, a gdy nasze oczy się spotkały, oboje się zaśmialiśmy.
- Hej piękna. - powiedział, po czym oblizał usta.
Przygryzłam wargę i po chwili odpowiedziałam:
- Hej przystojniaku.
Chłopak przekroczył próg mojego domu i postawił walizkę koło drzwi. Następnie podszedł do mnie i złapał za biodra. Przycisnął mocno do siebie, a przed moimi oczami  ukazała się dzisiejsza sytuacja z Tonym.
- Ej, kochanie. Co jest? - Justin spojrzał mi w oczy.
Oblizałam usta i lekko się uśmiechnęłam.
- Nic, wszystko okay. Chodź - pomożesz mi przygotować kolację.
Szatyn założył kosmyk włosów za ucho i złapał mnie za rękę. Poszliśmy do kuchni wcześniej zostawiając walizkę chłopaka w salonie.
- Idę do łazienki, zaraz przyjdę. - uśmiechnął się do mnie i wyszedł z kuchni.
'Oczami Justina'
Poszedłem do łazienki Rose i zacząłem jej szperać po szafkach. Najpierw zaglądnąłem do szafki pod umywalką. Zacząłem z niej wybierać mydło, szampon, balsam, płyn do mycia podłóg, fioletowe pudełko, które mnie zaciekawiło. Zacząłem obracać je w dłoni, aż w końcu postanowiłem je otworzyć. W środku były żyletki. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się do czego mogą być jej potrzebne. Przyglądałem się im przez chwilę, po czym wzruszyłem ramionami i mruknąłem pod nosem:
- Mogą się przydać. Więcej nic szczególnego nie znalazłem. Sięgnąłem ręką do kieszeni moich spodni i wyjąłem torebkę z białym proszkiem. Muszę to dzisiaj zrobić. Ona ma być moją ofiarą. Podrapałem się po karku i westchnąłem. Chyba jednak nie dam rady. Do cholery, idioto, ogarnij się. Dasz radę, to jest jedna, zwykła dziewczyna na milion.
'Oczami Rose'
Ciągle słyszałam pomrukiwanie głosu Tony'ego:
'... Że to Justin.'
Zamknęłam oczy, chciałam pozbyć się tych myśli, które mnie prześladowały, gdy poczułam ciepłe ręce na mojej talii.
- To w czym mam Ci pomóc? - szatyn mruknął mi do ucha.
Zaśmiałam się lekko i zastanowiłam się chwilę. Powiedziałam, żeby kroił warzywa. Z niewielkimi chęciami zabrał się do roboty.
                                                                             ~*~
- Jesteś wspaniałą kucharką.
- Przestań, zrobiliśmy to razem. - uśmiechnęłam się odkładając kieliszek czerwonego wina.
Szatyn puścił do mnie oczko, a ja lekko się zarumieniłam. Zaśmialiśmy się, a Justin zapytał na którą mam jutro do pracy. Odpowiedziałam, że na 7.30. Okazało się, że on ma być o tej samej godzinie. Powiedział, że mnie zawiezie.
- Co? Nie, nie rób sobie kłopotu. - zaczęłam protestować.
- Żartujesz? Jak Cię nie odwiozę, to nie będę wiedział czy jesteś bezpieczna, kochanie. - poruszył zabawnie brwiami.
- Mmm.. Jak wolisz. - zaśmiałam się.
Spojrzałam na zegarek. Było już koło 23. Chyba powinniśmy iść spać. Justin chyba pofrafi czytać w myślach, bo po chwili zapytał:
- To gdzie ja będę spał?
- A gdzie chcesz? - zapytałam uwodzicielsko.
Chłopak przygryzł dolną wargę i wstał. Podszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać.
- PRZEEEEEEESTAAAAAŃ! - krzyczałam.
Nie skutkowało. W pewnym momencie wziął mnie na ręce i zaczął biec na górę. Wbiegł do sypialni położył mnie na łóżku. Jego oddech był nieco przyspieszony po biegu. Powoli zbliżył się do mojej twarzy i zostawił słodki pocałunek na moich ustach. Odsunął się lekko i ponownie zbliżył się do moich ust. Lekko przejechał językiem po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp, który od razu mu dałam. Nasze języki zaczęły walczyć o dominację. Gdy zabrakło nam powietrza, odsunęliśmy się od siebie głośnym mlaśnięciem. Justin podniósł prawy kącik ust, a ja przygryzłam dolną wargę.
- Leć się kąpać. - szepnął z uśmiechem.
Niechętnie zwlokłam się z łóżka i wydęłam dolną wargę.
- Co? - chłopak podniósł brew.
- Nic. - zaśmiałam się. - Poczekaj tu na mnie. - wskazałam na niego palcem.
Szatyn wysłał mi buziaka w powietrzu, a ja z wielkim uśmiechem na twarzy wyszłam z pokoju. Szybko poszłam do łazienki i zrzuciłam ubrania. Weszłam pod prysznic, dokładnie umyłam każdą część ciała i wyszłam owijając się białym ręcznikiem. Umyłam zęby i założyłam piżamę. Rozczesałam włosy i wróciłam do pokoju.
- Tak szybko? - zdziwił się Justin leżąc już w łóżku.
Spojrzałam na zegarek. - Dwadzieścia minut. Wow, mój rekord. - zaśmiałam się.
- Dobra skarbie, idziemy spać. - podniósł kawałek kołdry.
Uśmiechnęłam się i po chwili byłam już wtulona w nagi tors chłopaka. Pocałował mnie we włosy, a ja głęboko wciągnęłam powietrze. Musiałam teraz zadać pytanie, które dręczyło mnie od kilku godzin.
- Co robiłeś wczorajszej nocy?

~*~

Hej.. Wybaczcie, że tak długo nic nie dodałyśmy. Niestety mamy bardzo dużo nauki i wszystko się nawala. Ale to nie zmienia faktu, że nadal będziemy to pisać ;p Będziemy starały się dodawać rozdziały co dwa tygodnie, ALE NIC NIE OBIECUJEMY.
Dziękujemy za wytrwałość, mamy nadzieję, że nie straciłyśmy tak wielu czytelników. Jeszcze raz przepraszamy..
Do następnego xxx
Rose i Paulina <3

piątek, 4 października 2013

Rozdział 9

'Oczami Justina'
Przebudziłem się koło 1 w nocy. Otwierając oczy zobaczyłem słodko śpiącą Rose obok mnie. Szybko wstałem z łóżka ubierając swoje wczorajsze ubranie. Pospiesznym krokiem zszedłem na dół kierując się do kuchni. Na blacie leżały dwa naleśniki w talerzyku. Dopisałem do nich karteczkę, włożyłem do lodówki i wyszedłem z domu. Wsiadłem do swojego fiskersa i ruszyłem pod dom Juliet. Dziewczyna była moją kolejną ofiarą, uczyłem się z nią na studiach. Zaparkowałem 100 metrów od jej willi i wysiadłem z samochodu. Od dawna obserwowałem ten dom. Wyjąłem z bagażnika swoją czarną, skórzaną torbę. Założyłem białe rękawiczki i wszedłem do jej domu jak gdyby nigdy nic. Skierowałem się do jej sypialni. Juliet słodko spała w swojej skąpej, czarnej piżamie. Cicho położyłem torbę koło jej łóżka i wyjąłem z niej 4 metalowe linki. Powtórzyłem wszystkie czynności tak jak zrobiłem z Mishelle. Przywiązałem linkę do końców łóżka. Zrobiłem na końcach sznurków pętelki i założyłem je delikatnie na nadgarstki ofiary. Następnie wyjąłem z kieszeni zapalniczkę. Zacząłem bawić się ogniem i delikatnie przypalałem dłonie jasnym płomieniem. Następnie tradycyjnie przystawiłem zapalniczkę do rogu poduszki, który zacząłem przypalać. Dziewczyna czując niemiły zapach dymu powoli się budziła. Zgasiłem płomień i szybkim krokiem wycofałem się w ciemny kąt pokoju. Gdy dziewczyna się obudziła, zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju, jakby kogoś poszukując. Zauważyła na nadgarstkach linki, które pod wpływem emocji szybko zacisnęła. Zacząłem powoli wyłaniać się z ciemności.
-Rozpoczynamy naszą grę, aniołku.-wychrypiałem, szeroko się szczerząc.
Juliet zmrużyła oczy badając kim jestem.
-Justin?!-szeroko otworzyła oczy.
-Pamiętasz nasze krwawe ćwiczenia na studiach?-uśmiechnąłem się.-Pozwól, że je powtórzę.
Dziewczyna jęknęła wystraszona podciągając nogi pod siebie.
-Kochanie, nie jest tak łatwo.-Zaprzeczyłem głową sięgając po metalowy sznurek.
Juliet zaczęła krzyczeć, więc odłożyłem linki na bok i chwyciłem ostry przedmiot, który wbiłem w jej strunę głosową. Łzy spływały strumieniami po jej bladych policzkach. Ponownie wziąłem sznurki i przywiązałem ich końce do łóżka. Na drugich końcach zrobiłem pętelkę i zacząłem siłować się z jej nogami. Po chwili udało mi się przywiązać jej kostki. Kobieta szamotała się i próbowała krzyczeć. Ból jednak przeważał, a Juliet zaczęła lekko drżeć. Na moje usta wkradł się przelotny uśmieszek. Sięgnąłem do torby po mój ulubiony przyrząd-skalpel. Czas pozbyć się zbędnej piżamy. Przyłożyłem metalowy przyrząd do góry jej czarnej bokserki i zwinnie ją przeciąłem. Przerwany materiał rzuciłem na ziemię. Potem przeciąłem jej majtki po obu bokach przy szwach. Kobieta leżała teraz przede mną nago . Czas na większą przyjemność. Zacząłem skalpelem wycinać głęboko ranę w kształcie litery 'Y' na jej ciele. Z gardła Juliet wydobył się niemy krzyk, a z jej oczu łzy spływały strumieniami. Uśmiechnąłem się do niej i zacząłem odrywać płaty jej skóry od kości. Kobieta wygięła się w łuk, zaciskając zęby. Po chwili oboje poczuliśmy woń krwi. Wydawało się, że moją dawna koleżankę zaczęło nosić na wymioty. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem na mostek. Centralnie pod nim skakało serce Juliet. Ponownie przeniosłem wzrok na kobietę, jej oczy zaczęły powoli się zamykać. O nie nie nie, kotku. Tak łatwo, to nie będzie. Szybko sięgnąłem do mojej torby po dwie igły. Jedną ze sterydami, a drugą z adrenaliną. Wbiłem igły kobiecie w ramię. Zamknęła oczy, lecz wiedziałem, że za chwilę ponownie je otworzy, nie wytrzymując emocji. Tak jak podejrzewałem, tak się stało. Gdy podniosła powieki, ujrzałem jej rozszerzone źrenice. W jej oczach widziałem przerażenie i strach. Puściłem do niej oczko i sięgnąłem ręką do torby po piłę lekarską. Jej główny narząd był idealny. Szybko przeciąłem mostek ponownie powodując odruchy wymiotne u Juliet. Sięgnąłem ręką w głąb otwartej klatki piersiowej i zacząłem pieścić jej serce. Osiągnąłem cel. Później zrobiłem to co zwykle-wyciąłem serce przy pomocy skalpela, włożyłem je do słoika z lodem i schowałem do torby. Właśnie w tej chwili Juliet przeniosła się na łono Abrahama... Zszyłem jej ciało zostawiając je w miarę normalnym. Następnie związałem jej długie, ognistorude włosy w wysoki, niechlujny kok, a na lewym nadgarstku zawiązałem fioletową wstążkę. Nic nowego. Teraz jednak nadszedł czas na urozmaicenie mojego morderstwa. Uwolniłem nadgarstki i kostki martwej ofiary. Chwyciłem Juliet za ręce i ściągnąłem ją z łóżka. Ciało bezwładnie spadło na podłogę. Teraz zacząłem ciągnąć kobietę schodami na dół. Wyciągnąłem ją na podwórko i zostawiłem koło basenu. Poszedłem po wcześniej przeze mnie ukrytą w krzakach ciężką, kwadratową cegłę. Chwyciłem za łańcuch, który był przyczepiony do góry cegły i wykorzystując swoją całą siłę zaciągnąłem ją nad basen. Sięgnąłem ręką do kieszeni spodni po kawałek sznura. Klęknąłem koło Juliet i zawiązałem jej ręce, następnie to samo zrobiłem z nogami. Tym razem doczepiłem łańcuch od cegły do sznura, który oplatał kostki ofiary. Wstałem, lekko poprawiłem koszulę i wziąłem cegłę w ręce. Z całej siły zamachnąłem się i rzuciłem cegłę jak najdalej w głąb basenu. Martwe ciało Juliet zostało pociągnięte i z olbrzymią siłą uderzyło w taflę wody. Chwilę potem dostrzegłem, że zawartość basenu zaczyna zabarwiać się na czerwono. Lekko podniosłem prawy kącik ust i odwracając się na pięcie pobiegłem do sypialni Juliet. Zebrałem swoje wszystkie rzeczy i zbiegłem ponownie na dół. Jak gdyby nigdy nic poszedłem do samochodu. Zdjąłem rękawiczki i wsiadłem do fiskersa. Nie czekając ani chwili dłużej odpaliłem auto i odjechałem. Droga do domu trochę mi się ciągnęła, ale to pewnie dlatego, że byłem zmęczony. Koło 3 nad ranem zostawiłem samochód w garażu i wszedłem do domu. Od razu skierowałem się do łazienki. Zrzuciłem zakrwawione ubrania i wszedłem pod prysznic. Po dokładnym umyciu całego swojego ciała opuściłem kabinę prysznica. Założyłem na siebie czyste, białe bokserki i poszedłem do sypialni. Wyjąłem ze skórzanej torby swoją zdobycz i przyglądałem się martwemu sercu. Kolejne udane morderstwo. Zwinnym krokiem poszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Tam zostawiłem moje trofeo i wróciłem do sypialni. Położyłem się do łóżka i momentalnie zasnąłem.
~*~
Następnego dnia rano obudziły mnie dźwięki budzika. Lekko otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek-10.15. Miałem dzisiaj zmianę od 10. Westchnąłem i ponownie położyłem głowę na poduszkę. Jutro spróbuję pójść do pracy. Przewróciłem się na drugi bok i oddałem się krótkiej drzemce. O godzinie 12 obudziłem się już na dobre. Usiadłem na rogu łóżka i przejechałem palcami po włosach. Przypomniało mi się, że muszę zadzwonić do pewnego skarbka. Mianowicie do Rose. Sięgnąłem ręką na szafkę nocną po iPhone'a i wybrałem jej numer. Przyłożyłem telefon do ucha i po dwóch sygnałach usłyszałem jej głos.
-Tak?
-Hej skarbie-powiedziałem spokojnym głosem.-Przepraszam, że wyszedłem tak bez uprzedzenia, ale śpieszyło mi się do pracy..
-Justin..-mruknęła-Ale Cię dzisiaj nie było w pracy..
Cholera. Skąd ona to wie? Muszę uważać..
- Musiałem coś zrobić zaocznie.. - pociągnąłem nosem.
- Emm.. Okay.-ponownie mruknęła.
Usłyszałem dzwonek do drzwi i donośny głos Rick'a. 'Justin, otwórz! Musimy pogadać.'
- Rose muszę kończyć. - chrząknąłem i w maksymalnym tempie się rozłączyłem.
Rzuciłem telefon na łóżko i założyłem na siebie pierwsze lepsze dresy. Zbiegłem na dół i otworzyłem drzwi.
-Siema stary.-lekko się uśmiechnąłem.
-Lepiej będzie, jeśli wejdę do środka..-mruknął.
Wzruszyłem ramionami i otworzyłem szerzej drzwi pozwalając brunetowi wejść. Poszliśmy do salonu, ja usiadłem na kanapie, natomiast Rick oznajmił, że woli postać.
-Co jest?-zapytałem, po czym oblizałem usta
- Radziłbym Ci uważać na tą całą Rose, bo zaraz wywęszy, że to TY - pokazał na mnie palcem - jesteś mordercą.-Co jest?-zapytałem, po czym oblizałem usta.
'Oczami Rose'
Siedziałam z Tonym w biurze i dyskutowałam na temat śledztwa.
-Dlaczego lekarz miałby robić coś takiego? Tonnie, pomyśl chwilę.-powiedziałam lekko podniesionym tonem.
-A widzisz jakieś inne, logiczne wyjaśnienie?-podniósł ręce.
-Ohh..-westchnęłam. - Tak, je---
Drzwi od gabinetu gwałtownie się otworzyły, a do biura wpadł Bayle. Z grobową miną powiedział:
-Jest kolejne morderstwo.
Zamknęłam oczy i opadłam na swoje obrotowe krzesło...
~*~
Hej :) Ten rozdział jest krótszy, wiemy. Ale tak musi być. No cóż, dziękujemy za 3 komentarze pod ostatnim rozdziałem, ale jest sprawa.
5 komentarzy-następny rozdział.Nie chcemy Wam w ten sposób zagrozić czy coś, ale po prostu bardzo chcemy wiedzieć ile osób to czyta i czy opłaca się nam pisać dalej.. :) Możecie zostawiać zupełnie anonimowe komentarze, z ostrą krytyką. Wszystko przyjmiemy i rozpatrzymy :) Pamiętajcie, że Was kochamy i życzymy powodzenia we wszystkim. :* Trzymajcie się :)
Rose <3



piątek, 20 września 2013

Rozdział 8

'Oczami Rose'
Obudziły mnie promienie słońca lekko muskające moją twarz. Leniwie otworzyłam oczy i zauważyłam, że Justina już nie ma obok mnie. Przetarłam ręką zaspaną twarz i wstałam z łóżka kierując się do toalety. Związałam włosy w wysoki, niechlujny kok, zdjęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Wzięłam żel o zapachu arbuzowym i wsmarowałam go w ciało. Zmyłam pianę rozmyślając o tym, gdzie mógł pójść Justin. Po chwili rozmyśleń wyszłam spod prysznica owijając ciało białym, puszystym ręcznikiem. Wróciłam do pokoju i podeszłam do komody wybierając z niej czystą bieliznę. Ubrałam ją na siebie i rzuciłam ręcznik na łóżko. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moje czarne rurki, czarno-czerwoną koszulę w kratę  i czarny podkoszulek. Nałożyłam białe skarpetki dopełniając mój strój czerwonymi Conversami. Związałam włosy w wysoki kok, wzięłam torbę i zeszłam na dół. Nigdzie ani śladu Justina. Westchnęłam i podeszłam do lodówki. W środku, na talerzyku leżały dwa naleśniki i karteczka:
                                                    'Wczorajsze, ale... smacznego <3'

Na moją twarz wkradł się malutki, mimowolny uśmieszek. Wzięłam talerzyk do ręki i wspominając wczorajszy wieczór zjadłam śniadanie.
~*~
Miałam zaledwie kilkaset metrów do mojego miejsca na parkingu, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Zatrzymałam się na czerwonym świetle i sięgnęłam ręką do torby po swojego iPhone'a. Odblokowałam kciukiem ekran i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Tak?
-Cześć Rose, tu Tony. Jesteś już w pracy?
-Prawie. Stoję na ostatnich światłach.
Mężczyzna powiedział coś najwyraźniej do drugiej osoby, a potem do mnie:
-To musisz się zawrócić i przyjechać do szpitala.
-Co się stało?-natychmiastowo pomyślałam o Reneesme.
-Dziewczynka dzisiaj wraca do domu i chce się z Tobą pożegnać. A i przy okazji przejrzymy monitoring.
-Dobra, już jadę-powiedziałam gwałtownie zawracając samochód w kierunku szpitala.
*
-Heeeeej ciociu!-Reneesme rzuciła mi się na szyję, gdy przekroczyłam próg jej szpitalnego pokoju.
-Hej mała-odwzajemniłam uścisk-Jak się czujesz?
-Dobrze-uśmiechnęła się szeroko-Spójrz! Ładnie jestem ubrana? Nie mam już piżamki!-zaśmiała się.
Dziewczynka była ubrana w fioletowe rurki, czarny podkoszulek i biały, luźny sweterek. Na nogach miała czarne Conversy.
-Ślicznie-uśmiechnęłam się.
Rozglądając się po pokoju dostrzegłam dwie dorosłe osoby. Byli to rodzice Reneesme. Uśmiechnęli się ciepło i podeszli do mnie.
-Bardzo pani dzię---
-Jestem Rose-przerwałam młodej kobiecie ukazując swoje białe zęby.
-Okay-zaśmiała się-Bella-wyciągnęła do mnie rękę, którą ścisnęłam.-Więc kontynuując... Dziękuję, że opiekowałaś się naszym szczęściem-spojrzała na Reene z radością w oczach.
-Naprawdę nie ma za co. Pokochałam ją jak własną siostrzyczkę-złapałam małą za rękę.
-Ciociu, podobają Ci sie moje nowe kolczyki?-wskazała rączką na fioletowe kuleczki w jej uszkach.
-Bardzo-uśmiechnęłam się.
-Dał mi je doktor Biebier.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie o Justinie. To słodkie z jego strony. Bardzo zżył się z małą.
-Powiedział, że byłam jego ulubioną pacjentką!-krzyknęła- I że na pewno jeszcze kiedyś mnie odwiedzi.
Dziewczynka była cała rozradowana. Cieszyłam się jej szczęściem.
-Skarbie, a kiedy doktor Justin przyszedł się z Tobą pożegnać?-zapytałam.
-Wczoraj-odpowiedziała-Dzisiaj już go nie widziałam,a szkoda...-westchnęła.
-Renee, skarbie. Chcesz już poznać Carly?-mężczyzna kucnął obok dziewczynki.
-TAK!-krzyknęła uradowana.
-To pożegnaj się z ciocią i idziemy do domu.-zaśmiał się.
Reneesme podbiegła do mnie i mocno się do mnie przytuliła. Poczułam, że jej malutkie ciało drży. Odsunęłam się od niej i przykucnęłam.
-Hej mała, co jest?-starłam z jej policzka malutką łzę.
-Będę tęsknić-wyłkała.
-Skaaarbie, nie płacz. Ja też, ale obiecuję Ci, że niedługo do Ciebie przyjadę. Wiesz.. Ja też chcę poznać Carly- poruszyłam zabawnie brwiami.
Dziewczynka uśmiechnęła się i wtuliła się we mnie. Pocałowałam ją w czoło i przejechałam ręką po jej włosach.
-Jeżeli Twoi rodzice się zgodzą... to mogę któregoś dnia wziąć Cię do siebie. Nawet na noc.-uśmiechnęłam się patrząc w ich stronę.
-Czemu nie.-wzruszył ramionami z uśmiechem jej ojciec.
-Skarbie, muszę już iść-zwróciłam się do dziewczynki, a ona zrobiła smutną minkę.
-Dlaczego?-mruknęła cicho.
-Praca mnie wzywa-lekko się uśmiechnęłam.
-Ohh.. Okay-kiwnęła głową.
Podeszłam do niej i ostatni raz ją przytuliłam. Uśmiechnęłam się do Belli i jej męża i wyszłam z sali. Pokierwałam się do recepcji by znaleźć Tony'ego. Za ladą siedziała młoda kobieta, która poinformowała mnie, że mój współpracownik jest w pomieszczeniu z kamerami. Skierowałam się tam szybkim krokiem. Tony siedział na obrotowym krześle i nerwowo latał oczami po monitorach. Podeszłam do niego i zapytałam:
-Masz już coś?
Mężczyzna jakby nie przytomny przeniósł wzrok na mnie i zmęczonym głosem odpowiedział:
-Jesteś zmęczony. Przesuń się, ja na to spojrzę-uśmiechnęłam się i położyłam ręce na jego ramionach.
Tony wstał i ustąpił mi miejsca. Usiadłam na krześle i wstukałam w klawiaturę potrzebną datę. Na wszystkich ekranach wyświetlił się ten dzień. Powoli przenosiłam wzrok z jednego monitora na drugi.
-Która kamera znajduje się przy chłodni?
Tony spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc i wzruszył ramionami. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia, ale po chwili wrócił. Nie był jednak sam. Przyszedł z jakimś mężczyzną, najwyraźniej pracownikiem szpitala.
-Rozumiem, że ma pani pytanie dotyczące moich gwiazdeczek-towarzysz Tony'ego zwrócił się do mnie wskazując ręką na monitory.
-Tak-odparłam-Mógłby pan mi powiedzieć, która z tych kamer znajduje się przy chłodni?
Mężczyzna skinął głową i powoli, po kolei zlustrował wzrokiem każdy ekran. Po chwili odwrócił się do mnie i szepnął:
-Żaden.
-Słucham?-zmarszczyłam brwi.
-Przy chłodni nie ma kamer-powiedział po czym przygryzł dolną wargę.
-Ale j---
Nie skończyłam, bo facet od kamer chamsko mi przerwał.
-Normalnie. Przy chłodni nie ma kamery. Niech pani to w kocu zrozumie. Przepraszam, ale muszę już iść.-po tych słowach wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą z Tonym.
-Rose, dlaczego potrzebna Ci jest akurat kamera z chłodni?
-A gdzie trzyma się krew, geniuszu?-zaśmiałam się.
-Skąd ja to mogę wiedzieć?-zapytał-Jestem detektywem. A Ty? Skąd to wiesz? Doktor Biebier Ci powiedział?-w jego wypowiedzi górował sarkazm.
Spojrzałam na niego i powoli podniosłam pięść na koniec ukazując z chytrym uśmieszkiem środkowy palec, do tego wysyłając mu całusa. Razem z mężczyzna wybuchnęliśmy śmiechem. Po opanowaniu się wyjęłam telefon z kieszeni, żeby sprawdzić godzinę. Była 10.15. Przełknęłam ślinę i oznajmiłam Tony'emu, że musimy iść do dyrektora szpitala. Mój współpracownik powiedział, żebym poszła sama, a on do mnie dołączy. Przytakując wyszłam z pomieszczenia i udałam się na ostatnie piętro. Zapukałam do drzwi gabinetu i po usłyszeniu słowa 'proszę' weszłam do środka.
-Dzień dobry. Mogłabym zająć chwilę?
-Oczywiście, niech pani usiądzie-zdjął okulary i wskazał ręką  na krzesło stojące przed jego biurkiem-To może pani wie, dlaczego dzisiaj doktora Biebera nie ma w pracy?
-Słucham?-otworzyłam szerzej oczy.
-To państwo nie są razem?-uśmiechnął się.
-Nie rozumiem..-poczułam, że zaczynam się rumienić.
-Słyszałem kilka słów na ten temat od pielęgniarek..
Zaśmiałam się sztucznie i oblizałam usta.
-Mmm.. Nie w tej sprawie tutaj jestem. Detektyw Rose-wyjęłam swój dokument i pokazałam mężczyźnie-Zapewne słyszał pan o sprawie z krwią Reneesme..-mężczyzna skinął głową-więc mam do pana pytanie i prośbę.
-Słucham-mężczyzna spoważniał.
-Po pierwsze... Dlaczego nie ma kamery przy chłodni?
Dyrektor przez chwilę milczał zastanawiając się nad odpowiedzią, a potem powiedział ledwo słyszalnym szeptem:
-Szczerze, to nie wiem... Nie ja się tym zajmuję.
-A kto ma wiedzieć jak nie pan? Proszę się tym zając-powiedziałam patrząc mu w oczy-A teraz prośba. Mogłabym dostać pozwolenie na wejście do chłodni?
-Czy to konieczne?-zapytał cicho.
-Chyba pan sobie żartuje.. Muszę wiedzieć  czy tej dziewczynce nie zagraża niebezpieczeństwo.
Mężczyzna przełknął ślinę i oznajmił, że wyśle ze mną pielęgniarkę i będę mogła wejść. Podziękowałam i wyszłam z pomieszczenia. Przy recepcji czekał na mnie Tony z jakąś kobietą. Zgaduję, że pielęgniarką. Dołączyłam do nich i zeszliśmy do piwnicy. Blondynka otworzyła drzwi i wpuściła nas do środka. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy się rozglądać.
-Jak myślisz? Kto mógł to zrobić? - spojrzałam na Tony'ego.
-Nie mam zielonego pojęcia, ale sądzę, że to ten sam psychol, co morduje niewinne kobiety-powiedział oglądając pierwszą lepszą torebkę z krwią.
- Bardzo możliwe. - mruknęłam szukając torebki z krwią Reneesme.
Znalazłam ją i wzięłam do ręki.
- Kto pobierał jej krew? - spojrzałam na pielęgniarkę.
Kobieta oblizała usta i niepewnie odpowiedziała:
-Ja, ale.. nie mam z tym nic wspólnego..
- Jak może mi to Pani potwierdzić? - podniosłam lekko brwi.
-Nie wiem..-szepnęła i opuściła głowę. Nagle szybko ją podniosła i powiedziała:
-Reneesme.
- Z tego co wiemy to dziewczynka cały czas leżała w łóżku. Nikt nie wie co Pani robiła po wyjściu z jej sali. - wtrącił Tony.
Kobieta zaczęła nerwowo bawić się palcami. Widziałam, że strasznie się denerwuje. Gdyby była niewinna, nie byłaby teraz pod stresem.
- Proszę powiedzieć co Pani wie. - delikatnie warknęłam.
-Nic..-załkała-Po prostu poszłam do niej i pobrałam tą krew..
- I co było później? - powiedziałam łagodniej.
-Przyszłam tutaj. Przelałam krew do jednej z tych plastikowych torebek-wskazała ręką na torebki leżące na szafce-Położyłam ją pod względem alfabetycznym tutaj i wyszłam-starła łzę.
- Proszę nie płakać. Nie mamy złych zamiarów po prostu chcemy dojść do sedna. - podeszłam do niej i pogłaskałam ją po ramieniu. - Wie Pani czy ktoś może tu po Pani wchodził?
-Nie-szepnęła.-Ewentualnie ktoś z lekarzy albo pielęgniarek. Można tu wejsć tylko za pomocą specjalnej karty.
- Można zrobić odczyty kart? - oblizałam usta, patrząc na nią z nadzieją w oczach.
-Wcześniej było to możliwe. Niestety drzwi były wymieniane i teraz już takiej możliwości nie ma..
- Kurwa. - mruknęłam do siebie. - Tony co robimy? - spojrzałam na niego.
Mężczyzna podrapał się po karku i ze zrezygnowaną miną wzruszył ramionami.
- Super. - warknęłam do siebie wychodząc z chłodni.
-O co Ci chodzi?-Tony podszedł do mnie i złapał za ramię.
- Nic. Zły dzień. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Nic się nie dowiedzieliśmy.. A może ten idiota morduje akurat w tej chwili?! - wyrzuciłam ręce w powietrze.
-I tak nic na to nie poradzisz. Niech se morduje-przejechał dłonią po twarzy.
- Tony?! Jak Ty tak w ogóle możesz?! Niewinne kobiety giną! - warknęłam mu w twarz.
-A my nic na to nie poradzimy, zrozum- zmrużył oczy.
- Dlatego trzeba znaleźć tego skurwysyna. - warknęłam i pokierowałam się w stronę wyjścia.
-A jak zamierzasz to zrobić?!-krzyknął-O wiem. Poproś o pomoc kochanego doktorka.
- Co Ty do niego masz?! - odwróciłam się na pięcie pokazując na niego palcem. - Co on Ci takiego zrobił, huh? - zmrużyłam oczy.
-Może to, że mi Ciebie zabiera!?-syknął.
Lekko rozszerzyłam oczy.
-Nie widzisz tego?! Nie zauważyłaś, że ja Cię do cholery kocham?!
Oblizałam usta patrząc na niego w szoku. - Tony.. - mruknęłam.
-Co?-warknął-Zapomnij. Głupi współpracownik nie ma szans z doktorem. Rozumiem-kaszlnął i ruszył szybkim krokiem do drzwi.
Czułam jak opadają mi ramiona i łzy napływają do oczu.
-I jeszcze jedno..-zatrzymał się i się odwrócił. Powstrzymałam łzy i przekręciłam lekko głowę patrząc na niego zza ramienia. -Myślę, że będzie lepiej, jak złożę dzisiaj wypowiedzenie.
- Tony.. Nie. - odwróciłam się w jego stronę i do niego podeszłam. Przytuliłam go najmocniej jak mogłam. - Nie.. - szepnęłam.
Mężczyzna nie reagował pod moim dotykiem. Odsunęłam się i nie patrząc w jego stronę pokierowałam się do wyjścia.
-A będziesz potrafiła dalej ze mną współpracować?-szepnął łapiąc mnie za rękę.
Patrząc w jego oczy lekko skinęłam głową.
-Bez względu na wszystko, nadal jesteś moim przyjacielem.
- Ale Ty nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. - szepnął.
-Tony..-zamknęłam oczy-Nie potrafię Cię pokochać bardziej niż teraz. Jesteś dla mnie jak starszy brat-złapałam go za rękę.
Oblizał usta i kiwnął głową. - Okay.. Rozumiem.
Wspięłam się na palce i oplotłam ręce w okół jego szyi. Gdy się odsunęłam, powiedziałam:
-Chodź, musimy jechać do biura. Może tam coś się wyjaśni.
- Okay. - powiedział lekko się uśmiechając.
~*~
Siadałam przy swoim biurku , gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Tony spojrzał na mnie spod rzęs wyłaniając się z papierów, które uzupełniał. Uśmiechnęłam się lekko i wyjęłam telefon z mojej torby. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam nazwę 'Justin'. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam iPhone'a do ucha.
-Tak?
-Hej skarbie-usłyszałam ten jego spokojny głos.-Przepraszam, że wyszedłem tak bez uprzedzenia, ale śpieszyło mi się do pracy..
-Justin..-mruknęłam-Ale Cię dzisiaj nie było w pracy..
Spojrzałam na Tony'ego. Jego szczęka się zacisnęła, a moje oczy się zaszkliły.
- Musiałem coś zrobić zaocznie.. - pociągnął nosem.
- Emm.. Okay. - mruknęłam.
- Rose muszę kończyć. - chrząknął i w maksymalnym tempie się rozłączył.
- Co chciał Twój doktorek? - mruknął Tony, patrząc na mnie.
- Nic ważnego. - odłożyłam telefon na biurko, a do gabinetu wszedł Jefrey razem z Baylem.
- Wiecie już coś na temat krwi dziewczynki na nagrobku? - zaczął Jefrey.
- Niestety nic nie znaleźliśmy. - oblizałam usta.
- A w chłodni? - wtrącił Bayle.
- Żeby tam wejść, trzeba mieć kartę pracownika. - oznajmił Tony, wstając ze swojego miejsca.
- Czyli zrobił to ktoś z personelu. - stwierdził Jefrey.
Spojrzałam na niego z lekko rozszerzonymi oczami, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku.

~*~
Hej :) Na wstępie chcemy Wam powiedzieć, że zmieniamy główną bohaterkę. Teraz Rose będzie wyglądać tak:
Ariana nie pasowała nam do niektórych sytuacji... :)
Wyrobiłyśmy się! :p haha, rozdział miał być i jest w piątek ^^
Mamy nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba i zostawicie po sobie komentarze ;) 
Życzymy wszystkim  powodzenia w szkole i samych miłych chwil :* Trzymajcie się skarby <3
Rose i Paulina <3
P.S. Osoby, które mają słabe nerwy, niech nie czytają następnego rozdziału...

piątek, 6 września 2013

Rozdział 7

-Rose, gdzie Ty idziesz?!-słyszałam za sobą krzyki prawdopodobnie Tony'ego. Ignorowałam je i szłam dalej przed siebie. Poczułam mocne szarpnięcie. Gwałtownie odwróciłam głowę i ujrzałam Jefrey'a. W jego oczach widziałam lekkie zdenerwowanie.
-Co zamierzasz zrobić?-zapytał takim szeptem, że ledwo go usłyszałam.
Hamując łzy strachu, przerażenia, smutku i zdenerwowania przełknęłam ślinę. Powiedziałam:
-Do Reneesme.
Wyszarpałam rękę chcąc jak najszybciej wyjść z tego biura i zobaczyć zdrową i uśmiechniętą dziewczynkę. Pośpiesznie wybiegłam z biura i wsiadłam do mojego Smarta V6 ruszając z piskiem opon. Modliłam się, żeby policja mnie nie złapała. Przejechałam na czerwonym świetle i kilka skrzyżowań dalej byłam już na miejscu. Wysiadłam z auta i popędziłam w stronę drzwi wejściowych. Podbiegłam do windy i zaczęłam nerwowo ciskać przycisk. Przez dłuższą chwilę winda nie przyjeżdżała, więc pobiegłam w stronę schodów. W mgnieniu oka znalazłam się na piętrze, na którym leżała Reneesme. Przepychając się przez pielęgniarki biegłam do jej sali. Nie zastanawiając się weszłam do pomieszczenia. Reneesme leżała na swoim szpitalnym łóżku czytając książkę. Odetchnęłam z ulgą widząc ją całą. Dziewczynka przeniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się słodko.
-Hej ciociu-powiedziała-Stało się coś?-odłożyła książkę na szafkę.
Lekko się uśmiechając podeszłam do niej i ją przytuliłam.
-Nie nic, aniołku. Po prostu przyjechałam Cię odwiedzić. Kiedy wracasz do domu?
-Za DWA dni!-krzyknęła uradowana-w końcu zobaczę Carly - rozmarzyła się.
Zaśmiałam się lekko i pocałowałam ją w czubek głowy. Okay, nic jej nie jest, jest cała i zdrowa. Ale jednak to była jej krew...
-Skarbie, kto Cię dzisiaj odwiedzał?
-Tylko pielęgniarki..-posmutniała-no ale teraz przyszłaś Ty-uśmiechnęła się.
*
Cholera, umówiłam się z Justinem na 21, a jest 20.45 i nie jestem jeszcze w domu. Okay, muszę szybko dotrzeć do swojego mieszkania, ale najpierw zadzwonię do szatyna, żeby się nie spieszył. Trzymając kierownicę jedną ręką, drugą sięgnęłam do torby po telefon. Wyjęłam swojego iPhone'a i wybrałam numer do chłopaka. Po trzech sygnałach usłyszałam ten jego piękny, spokojny głos.
-Tak?
-Hej Justin, tu Rose. Przepraszam, ale dopiero teraz jadę do domu. Byłam u Reneesme i--
-Co się stało?-poczułam, że lekko się zdenerwował.
-Wyjaśnię Ci w domu, dobrze?
-Emm.. Jasne. A, i Rose?
-Tak?
Nie dowiedziałam się o co chodziło, ponieważ kilka metrów przede mną policjant 'machał' do mnie swoim biało-czerwonym lizakiem. - Cholera -szepnęłam pod nosem i zjechałam na pobocze. Rzuciłam telefon na miejsce pasażera i otworzyłam okno. Mężczyzna poprosił mnie o dokumenty. Gdy wręczyłam mu je, on chwilę stał i przyglądał się mojemu dowodowi osobistemu. Przeniósł wzrok i patrząc na mnie spod okularów zapytał:
-Panna Rose?
-Tak.. Coś nie tak?-zapytałam zakłopotanym głosem.
-Mam nadzieję, że najlepsza detektyw w mieście miała ważny powód, żeby rozmawiać przez telefon w trakcie prowadzenia samochodu.
Nie lubię takich ludzi. Już wolę zapłacić mandat, niż zmyślać, że na przykład rozmawiałam z Tonym na temat nowego śledztwa. Nic nie odpowiedziałam na jego durną wypowiedź, tylko po prostu przemilczałam.
-Ile mam zapłacić?-zapytałam chłodnym tonem.
-Więc jednak to nie był ważny powód?-zapytał policjant z durnym uśmiechem.
-Niech mi pan wypisze ten mandat i będzie po problemie!-krzyknęłam.
Mężczyzna przełknął ślinę i poszedł do radiowozu. Po kilku minutach wrócił i podał mi kartkę. Kwota? 300 zł. Dostałam również 'PREZENT'. Skoro jestem takim wspaniałym detektywem, to nie dostałam punktów karnych. Fajnie.
*
Zaparkowałam samochód przed swoim domem. Jak najszybciej wysiadłam z auta, ponieważ zauważyłam, że Justin czeka na mnie przed drzwiami. Przyspieszyłam kroku i stanęłam obok niego.
-Hej-powiedziałam lekko zdyszana-Przepraszam za spóźnienie.
-Nie ma sprawy-szatyn pocałował mnie w policzek.
Lekko się uśmiechnęłam i wyjęłam kluczyki z kieszeni marynarki. Od kluczyłam drzwi frontowe i wpuściłam gościa do środka. Położyłam torbę na szafce i od razu udałam się do kuchni. Zajrzałam do lodówki, żeby sprawdzić co w niej jest.
-Spokojnie-Justin podszedł do mnie i złapał mnie w talii-Leć się przebierz i potem bez pośpiechu przygotujemy kolację.
-Ohh... Okay-uśmiechnęłam się i pobiegłam na górę.
Zarzuciłam coś luźnego i zbiegłam z powrotem do Justina.
-Już-uśmiechnęłam się wchodząc do kuchni.
Szatyn siedział na stołku barowym przy wysepce, trzymał w ręku swojego iPhone'a i chyba pisał do kogoś wiadomość. Uśmiechnął się do mnie i schował urządzenie do kieszeni swoim dżinsowych spodni.
-To co robimy?-zapytałam zakładając kosmyk włosów za ucho.
-To Ty mnie do siebie zaprosiłaś-puścił do mnie oczko.
-Mmm... To może naleśniki z czekoladą?
Justin schował dolną wargę i drapiąc się w kark powiedział, że nie lubi czekolady.
-CO?! JAK MOŻNA NIE LUBIĆ CZEKOLADY?!-krzyknęłam ze zdziwiona miną.
-Po prostu-wzruszył ramionami.
Westchnęłam i podeszłam do szafki. Wyjęłam z niej składniki potrzebne do ciasta francuskiego. Sięgnęłam jedną ręką do półki, na której stała Nutella. Wzięłam się za przygotowywanie kolacji, gdy Justin podszedł do mnie i usiadł na blacie. Zapytał mnie, co robię. Odpowiedziałam, że naleśniki z czekoladą.
-Dla mnie zrób z dżemem-powiedział z uśmiechem.
-Nie. Zjesz z czekoladą-odparłam stanowczo nie przerywając wykonywania czynności.
-Ale ja...-zaczął, ale nie skończył, bo rzuciłam w niego mąką.
Szatyn otworzył buzię i krzyknął:
-Co to było?!
Zaśmiałam się i po chwili zaczęłam uciekać, bo Justin zeskoczył z blatu i zaczął mnie gonić. Wybiegłam z kuchni i skierowałam się do salonu. Krążyliśmy między fotelami, gdy postanowiłam, że wrócę do kuchni. Zaczęłam biec z jednej strony wysepki, gdy nagle Justin złapał mnie i chwycił w talii. Musiał przebiec z drugiej strony, czego najzwyczajniej nie zauważyłam. Miałam całe dłonie w mące i wahałam się czy mam narzucić ręce na jego szyję. Nie chciałam wybrudzić jego koszuli. Ale również nie mogłam tak stać jak jakaś sierota. Po krótkiej chwili zastanowienia przyłożyłam swoje dłonie do jego policzków. Justin zamknął oczy i z rozbawieniem w głosie zapytał:
-Mam to na twarzy?
-Tak-zaśmiałam się nadal nie zabierając rąk z jego policzków.
Szatyn powoli otworzył oczy. Utonęłam w jego czekoladowych tęczówkach. Patrzyliśmy sobie w oczy, gdy w pewnym momencie Justin spojrzał na moje usta. Zwilżył językiem swoje wargi i zaczął zbliżać się do mojej twarzy. Czułam, że moje serce po prostu skacze. Po chwili nasze usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Sekundę później poczułam jego wilgotne wargi na swoich. Oddałam pocałunek z taką samą gracją. Chwilę później Justin oderwał się ode mnie i powiedział:
-Przepraszam, nie powinienem...
-Nie, nie. Jest okay-powiedziałam uśmiechając się lekko.
Skapnęłam się, że nadal trzymam dłonie na jego policzkach. Szatyn zaśmiał się, a ja puściłam buraka. Powoli zabrałam ręce. Nie zdążyłam wykonać żadnej innej czynności, bo Justin złapał moją lewą rękę i prowadząc mnie do lady powiedział:
-Chodź, pomogę Ci zrobić naleśniki.
Zaśmiałam się i ściskając jego rękę powiedziałam:
-Najpierw musisz umyć twarz-po chwili ciszy podniosłam nasze złączone dłonie-i ręce-zaśmiałam się.
*
-Czyli pani detektyw także gotuje?-zapytał Justin kończąc swojego naleśnika.
-Czyli pan doktor je także czekoladę?-uśmiechnęłam się triumfalnie.
-O BOŻE TO BYŁO Z CZEKOLADĄ!-krzyknął-Zabij mnie!-wyrzucił ręce w powietrze-Mam czekoladę we krwi...
Wywróciłam oczami z rozbawieniem sięgając po lampkę wina. Wypiłam łyk czerwonej cieczy i oznajmiłam, że muszę iść do łazienki..
'Oczami Justina'
Widząc jak odchodzi postanowiłem zrealizować resztę swojego planu. Wyciągnąłem z kieszeni biały proszek. Otworzyłem foliową torebeczkę i nadstawiłem nad kieliszkiem Rose. Miałem już wsypywać zawartość do cieczy, ale moja ręka zaczęła mi drżeć.
-Zrób to, idioto-szepnąłem do siebie.
Pochyliłem bardziej rękę, żeby to w końcu zrobić, ale moje serce mi nie pozwoliło... Mocno przygryzając wnętrze mojego policzka schowałem torebkę z powrotem do kieszeni..
Niedługo po tym wróciła Rose. Usiadła na fotelu przede mną i się uśmiechnęła.
-Na czym skończyliśmy?-zapytała.
-Na tym, że ślicznie wyglądasz-szepnąłem uwodzicielsko.
Dziewczyna zarumieniła się lekko i powiedziała:
-Ty też nie wyglądasz najgorzej-uśmiechnęła się szeroko.
-Sie wie-zabawnie poruszyłem brwiami.
-Głupek-zachichotała-To co teraz robimy?-zaczęła bawić się palcami, a ja usłyszałem głośne huknięcie.
Rose momentalnie podniosła głowę i spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
- Spokojnie. -uśmiechnąłem się ciepło.-Jesteś przy mnie, nie masz się co bać. Jeżeli chcesz, to mogę to sprawdzić.-młoda kobieta pokiwała twierdząco głową, wiec wyszedłem z domu rozglądając się dookoła.
Nic nie przykuwało mojej uwagi, więc jeszcze raz przeleciałem wzrokiem po otaczającym mnie środowisku i wróciłem do pomieszczenia. Wszedłem do środka i zaproponowałem Rose, że sprawdzę jeszcze piwnicę. Brunetka bez słowa skinęła głową. Zszedłem na dół i wszedłem do każdego możliwego pomieszczenia. Nigdzie nie było nic groźnego, więc wróciłem na górę.
- Czysto - uśmiechnąłem się podchodząc do niej.
- Justin mógłbyś zostać? Boję się.. - mruknęła łapiąc dłonią mój łokieć.
 - Ale przecież nic nie ma.. -zmarszczyłem brwi.
- Justin proszę.. - powiedziała z nadzieją w oczach.
- Skoro nalegasz.- zaśmiałem się.
Spojrzałem na zegarek i była za minutę północ.
- Emm.. Rose. Jest już późno. Może położysz się spać? - oblizałem usta.
- Okay.. Pójdziesz ze mną?
Skinąłem głową i poszedłem z nią na górę. Weszła do pomieszczenia, które za pewne było jej sypialnią. Wyciągnęła z szafy piżamę i poszła do łazienki się przebrać. Ja zostałem w pokoju i usiadłem na łóżku. Słyszałem ze bierze prysznic, więc postanowiłem rozejrzeć się po pokoju. Na szafce nocnej stało kilka ramek ze zdjęciami. Obok stał ładnie ozdobiony album. Zakładam, że był on również ze zdjęciami, więc postanowiłem do niego zajrzeć. Na pierwszej stornie była malutka Rose bez ubrań, jedynie  w pieluszce. 'Awww' pomyślałem sobie. Była taka słodka. Przez kilka stron ciągnęło się jej dzieciństwo. W końcu doszedłem do zdjęć, na których dziewczyna na oko miała 16 lat. Z tego co wywnioskowałem były to jej ostatnie wakacje z rodzicami. Była w samym stroju kąpielowym. Wyszczerzyłem zęby, a potem przygryzłem dolną wargę. Była tak cholernie seksowna. Jezu nie wierze. Szczerzę się do zdjęcia szesnastoletniej dziewczynki w stroju. Zacząłem policzkować siebie w myślach. W końcu postanowiłem przewrócić stronę. Znalazłem zdjęcie Rose z Tony,. Sweet focia z dzióbkiem w pracy? Ughr.. Nie trawie  tego gościa od pierwszego spotkania.. Czuje obrzydzenie i wstręt jak na niego patrzę. Powinienem coś z nim zrobić... Ale nie zrobię tego Rose.. To jej przyjaciel. Załamałaby się. W sumie to na korzyść dla mnie bo wtedy pokazałbym jej dobra stronę i zaufałaby mi jeszcze bardziej. Przewróciłem kartkę. Była to ostatnia strona. Na ostatniej stronie widniało jej zdjęcie z jakimś chłopcem, który daje jej buziaka w policzek. Zakładam, że to jej chłopak jak miała.. Na oko 17 lat.. Poczułem ścisk w żołądku. Chwila.. Ja nie mogę być zazdrosny. Nie jestem zdolny do miłości. Nie wiem co się dzieje... Odmówiłem sobie wsypania jej proszków.. Nie. Jestem głupi. To tylko złudzenia. Zamknąłem album, gdy usłyszałem głos Rose:
-Co robisz?-zaśmiała się.
Spojrzałem na nią. Ręcznikiem wycierała do końca włosy. Była w szlafroku, a pod nim miała chyba piżamę. Odłożyłem album na szafkę i uśmiechnąłem się do niej.
-Próbuję Cię lepiej poznać-puściłem do niej oczko.
Zmarszczyła brwi z rozbawieniem.
- Mogę Ci trochę opowiedzieć o tych zdjęciach. - uśmiechnęła się i podeszła do mnie rzucając ręcznik na łóżko.
-Chętnie, ale nie wstaniesz jutro do pracy.
-Serio muszę iść już spać, tato?-zrobiła słodkie oczka.
- Tato? -zaśmiałem się.
-Jak byłam kurdupelkiem, to tata tak zawsze do mnie mówił o późnych godzinach-lekko się uśmiechnęła i dało się zauważyć w jej oczach malutkie łzy.
- Hej skarbie. Nie popłacz mi się tu. - mruknąłem owijając ją ramionami.
Bieber co się z Tobą dzieje? Nie nie nie! Tak nie może być. Jej serce jest bardzo cenne. Nie możesz tego zaprzepaścić..
-Jest okay-dziewczyna starła pojedynczą łzę ze swojego policzka i uśmiechnęła się do mnie-Więc każesz mi iść spać?-podniosła prawą brew do góry.
-Umm. No tak. -uśmiechnąłem się lekko-Musisz jutro wstać do pracy.
-Ty też-odsunęła się ode mnie i skrzyżowała ręce na piersiach.
Zaśmiałem się lekko.
- Jak to ja? Ja idę na dół na kanapę. - oblizałem usta.
-Mmm.. Nie możesz zostać tutaj?-zapytała niepewnie.
Uśmiechnąłem się szeroko. Czy ta kobieta właśnie zaprosiła mnie do swojego łóżka?
- Na pewno chcesz żebym spał obok Ciebie? - lekko podniosłem brwi w górę.
-Wieeesz..-przeciągnęła-A co będzie jeśli ktoś mnie napadnie w nocy?-zapytała szeptem.
Od razu pomyślałem o sobie, lecz nie chciałem ukazać jej żadnych związanych z tym emocji.
-Okay. Dopilnuję tego, żeby nikt Cię nie porwał.-odszepnąłem z uśmiechem.
-Dziękuję-szepnęła i pocałowała mnie w policzek.
Potem lekko się zaśmiała i zdjęła szlafrok. Rzuciła go na pufę i wlazła pod kołdrę. Zdjąłem z łóżka mokry ręcznik i ściągnąłem z siebie ubrania pozostając w samych bokserkach. Patrzyła na mój kaloryfer. Zakładam, że jej się spodobał. Uśmiechnąłem się szeroko patrząc na nią.
-No kotku.. Nie spodziewałem się takiej reakcji-zaśmiałem się.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i puściła buraka. Schowała głowę pod kołdrą i zaczęła się śmiać. Zaśmiałem się z jej reakcji i usiadłem na skraju łóżka. Zarzuciła na mnie kołdrę czym spowodowała, że byłem pod materiałem razem z nią.
- I co teraz? - szepnąłem.
Rose uśmiechnęła się szeroko i miała coś powiedzieć, ale po chwili przybrała spokojny wyraz twarzy i lekko przybliżyła swoją twarz do mojej. Postanowiłem zrobić to samo i dotknąłem swoimi wargami jej ust. Rose lekko pogłębiła pocałunek. Niepewnie polizałem jej dolną wargę, a ona dała mi dostęp. Zacząłem walkę z jej językiem. Gdy zabrakło jej powietrza, odsunęła się ode mnie i się uśmiechnęła. Odwzajemniłem gest.
-Idź spać. - zachichotałem.
-No juuuż. - przeciągnęła lekko jak małe dziecko i odkryła nas. Już nie byliśmy pod kołdrą. Położyła się wygodnie i zaprosiła mnie naprzeciw niej. Położyłem się tam gdzie chciała i patrzyłem w jej oczy.. Tonąłem w nich. Cholera Bieber - uspokój się.
- Justin..-lekko się skrzywiła-Boję się o Reneesme - szepnęła mało słyszalnie, a ja poczułem jak mój żołądek się skręca...
                                                                          ~*~
Hej :) Jak widzicie w końcu pojawił się 7 rozdział. Mamy nadzieję, że u wszystkich długo wyczekiwany ;p Naszym zdaniem jest dosyć dłuugi ;) No ale kolejny pojawi się dopiero za dwa tygodnie ;/ Niestety musi tak być, ponieważ nie damy rady inaczej. Mamy sporo nauki, już pierwsze kartkówki.. ;c i trzeba to pogodzić :) Miło by było, gdyby pod tym rozdziałem znalazło się dużo komentarzy :) Trzymajcie się ciepło :*
Do następnego xxx

Rose <3

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 6

Od razu zakryłam usta dłonią i szepnęłam w nią - cholera - Poczułam jak momentalnie łzy napłynęły mi do oczu. Od razu spuściłam głowę w dół i nerwowo oblizałam usta.
-Boję się..-szepnęłam.
Tony szybko przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. Mocno się w niego wtuliłam, gdy poczułam, że po moim policzku spłynęła ciepła łza.
-Spokojnie, jestem przy Tobie-szepnął gładząc moje włosy.
-Nie rozumiesz tego?! Ja będę następna! Na nagrobku jest serce namalowane krwią. SERCE! Rozumiesz?! Boję się Tony..-objęłam jego tułowie ramionami.
-Nie dopuszczę do tego, żeby coś Ci się stało-wziął moją twarz w dłonie i zaczął się do mnie przybliżać, ale się od odsunęłam i podeszłam do nagrobka.
Wyciągnęłam rękę chcąc dotknąć plamę krwi. Poczułam lekkie szarpnięcie w tył. Spojrzałam pytająco na Tony'ego, a on powiedział, żebym tego nie dotykała.
-Nie dotykaj, może uda nam się znaleźć właściciela krwi.
-Racja-pomachałam twierdząco głową.
Wyjęłam telefon z torby i zadzwoniłam do Bayle'a.
-.. Ale jeszcze raz. Co jest na nagrobku?
-Serce namalowane krwią.
Po chwili milczenia i kilku przyśpieszonych oddechach usłyszałam odpowiedź:
-Zostań na miejscu i niczego nie dotykaj. Zaraz będziemy.
Rozłączyłam się i spojrzałam po raz setny na nagrobek. Serce. Znowu serce. Wiąże się z poprzednimi wydarzeniami i to cholernie. Przeprowadzałam wiele tragicznych śledztw, ale to przeraża mnie najbardziej. Tak cholernie się boję, że mogę umrzeć...
Bawiłam się nerwowo palcami czekając aż przyjedzie Bayle razem z załogą. Tony był oddalony ode mnie o kilkanaście metrów i rozmawiał z kimś przez telefon. Próbowałam uspokoić swój oddech, gdy zobaczyłam, że z samochodu, który zaparkował na parkingu wysiada Bayle. Za nim podjeżdża ciemny wóz, z którego wysiada Jefrey z beaglem wabiącym się Chuck. Zebrali się wszyscy w grupkę i coś omówili. Gdy podeszłam bliżej, Bayle od razu do mnie podszedł i przyciągnął do siebie. Po chwili odsunął się i zapytał:
-Wszystko okej, słońce?
-Nie.. Boję się, ale chodźmy sprawdzić czyja to krew.
Blado-skóry machnął ręką w stronę chłopaków i poszliśmy do grobu moich rodziców. Gdy ponownie zobaczyłam plamę krwi, moje serce zaczęło szybciej bić. Oblizałam usta i spojrzałam na Jerey'a. Trzymał na smyczy znajomego mi psa. Zawsze braliśmy go na dochodzenia na świeżym powietrzu. Zwierzę intensywnie szukało  zapachu, który mógłby nam pomóc. Przez dłuższą chwilę nie reagował - straciłam nadzieję, że coś znajdziemy. Odwróciłam głowę w stronę osoby pobierającej próbkę krwi. Wykonywała czynność w wielkim skupieniu. Gdy włożyła próbkę do plastikowej torebki, Jefrey krzyknął:
-Jest!
Wszyscy skierowaliśmy na niego wzrok. Mężczyzna ruszył za psem. Zwierzę zaczynało biec coraz szybciej. Ruszyliśmy za nimi. Po przebiegnięciu około 150 metrów, zatrzymaliśmy się. Pies zaczął nerwowo wąchać. Nasze oddechy stawały się coraz szybsze. Niemożliwe. Nie możemy zgubić tropu. Nie teraz... Zwierzę podniosło głowę i spojrzało przepraszająco na Jefrey'a. Cholera. Mój szef nerwowo przeczesał włosy na koniec ciągnąc za ich końce.
-Wracajmy...-szepnął zmarnowanie.
Zamknęłam oczy i głęboko wciągnęłam powietrze. To niewiarygodne jak szybko może zginąć nadzieja. Myślałam, że znajdziemy tego idiotę, że to już to... Jednak się myliłam. I tak się nie poddam i go znajdę. Prędzej czy później.
Wróciliśmy do miejsca gdzie są pochowani moi rodzice. Pomodliłam się jeszcze przez chwilę i dołączyłam do chłopaków. Porozumiewali się szeptem, ale gdy tylko mnie zobaczyli, od razu ucichli. Gdybym nie była tak bardzo przerażona tym, co stało się przed chwilą, zapytałabym co się stało. Bez słowa wsiadłam do swojego samochodu. Nie minęła minuta, Tony siedział koło mnie na miejscu pasażera.
-Jesteś pewna, że chcesz prowadzić?
-Tak, jestem pewna.-oblizałam usta.
-Bo jeżeli chcesz, t---
-Jest okay-powiedziałam niemiło, odpaliłam samochód i ruszyłam z miejsca.
Nie odzywając się jechałam powoli przez praktycznie bezludne uliczki miasta. Było pusto, zamyślona odpływałam myślami. Nie przekraczając dozwolonej prędkości przejechałam skrzyżowanie na zielonym świetle.
-ROOOOOOSE!-nerwowo odwróciłam głowę w stronę Tony'ego i skierowałam wzrok za jego palcem.
Przed nami z ogromną prędkością jechał tir. Natychmiast nacisnęłam pedał gazu i ... Udało mi się uniknąć wypadku. Zatrzymałam się na najbliższym zjeździe. Dopiero teraz poczułam, że moje nogi zrobiły się jak z waty. Odchyliłam głowę i oparłam ją o oparcie.
-Może jednak ja poprowadzę?
Lekko skinęłam głową i bez słowa wysiadłam z samochodu. Podtrzymując się auta doszłam do drzwi pasażera. Tony przesiadł się w środku. Gdy wsiadłam do samochodu i zapięłam pas,  mężczyzna położył swoją rękę na moim kolanie.
-Wszystko okay?-zapytał troskliwym głosem.
Nie odpowiedziałam, tylko głęboko wciągnęłam powietrze. Bez słowa ruszyliśmy w stronę mojego domu.
*
-Mogę Cię zawieźć do domu-powiedziałam wysiadając samochodu.
-Nie ma potrzeby-lekko się uśmiechnął-przejdę się.
-Okay, to... Do jutra-wymusiłam uśmiech.
Tony pomachał mi przyjaźnie na pożegnanie i odszedł. Podeszłam do drzwi mojego domu i włożyłam kluczyk. Lekko go przekręciłam i po chwili znalazłam się w środku. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności padłam na łóżko i momentalnie zasnęłam...
*Następny dzień*
Rano obudził mnie sms. Niechętnie otworzyłam oczy i sięgnęłam ręką na szafkę nocną. Złapałam telefon i ziewając odblokowałam ekran.
Od: Tony.
'Hej. Jak się czujesz? Będziesz w pracy?'
Do: Tony.
'Hej. Jakoś żyję. Tak, będę. Do zobaczenia :)'
Przetarłam dłonią twarz i odłożyłam telefon na szafkę. Była 5.45. Mogłam sobie pozwolić jeszcze na piętnastominutową drzemkę. Niestety zdołałam tylko leżeć i wpatrywać się w sufit. Mój telefon ponownie zabrzęczał. Myślałam, że to Tony odpowiedział na moją poprzednią wiadomość, ale nie był to mój współpracownik...
Od: Justin.
'Witaj Rose xx. Jestem właśnie na dyżurze, co prawda dobiegającym końca, ale jednym słowem w pracy. Myślałem o Tobie dość dużo.. :). Zadzwonię do Ciebie koło 17, gdy skończę pracę. Dobrze?'
Na mojej twarzy pojawił się przelotny uśmieszek. Oblizałam usta i z lepszym humorem odpisałam mojemu koledze na wiadomość.
Do: Justin.
'Hej Justin xx. A ja jeszcze przed pracą :) Mam nadzieję, że się za bardzo nie zamyśliłeś i żaden pacjent na tym nie ucierpiał :P. Jasne, czekam na telefon.'
Z lepszym nastawieniem do życia wyskoczyłam z łóżka. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne spodnie, białą koszulkę i czarną marynarkę. Przygotowałam do tego czerwone szpilki i tego samego koloru torbę. Z uśmiechem na twarzy poszłam do łazienki. Wszystkie poranne czynności spłynęły mi szybciej i z większą przyjemnością. Udało mi się zapomnieć na chwilę o tym, co się stało wczoraj.
*
-Są wyniki?
-Bayle... Nie ma. Spokojnie. Ja o tym nie myślę, więc jestem pewna, że Ty również zdołasz to zrobić.-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem wypełniając dokumenty w swoim biurze.
Moi przyjaciele nie dawali mi dzisiaj spokoju. Jestem w pracy od zaledwie dwóch godzin, a co pięć minut ktoś do mnie przychodził i pytał o wyniki. Jeżeli chcą, żebym nie myślała i była spokojna, powinni unikać tego tematu. Postanowiłam zająć się innymi dochodzeniami. Zaczęłam czytać wstępne informacje o kobiecie, która rzekomo popełniła samobójstwo, gdy do biura wszedł Tony. Lekko się do niego uśmiechnęłam.
-Co robisz?-zapytał siadając przy swoim biurku.
-Sprawa z Mishelle zamknięta, prawda? Więc szukam sobie nowego zajęcia-puściłam oczko.
- Jefrey nie dał Ci nowego zlecenia?-podniósł swój kubek z kawą i przyłożył do ust.
-A Wam dał?
-Noo... Nie.
Przełknęłam ślinę i wróciłam do czytania dokumentów. Po chwili podniosłam wzrok i spojrzałam na zegarek - było piętnaście minut po 10. Miałam zamiar zacząć wypisywać ważne informacje jakie wyczytałam o kobiecie, gdy zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torby i kciukiem odblokowałam ekran.
-Rose Coke. Słucham?
-Cześć Rose, tu Jefrey. Jesteś w pracy?
- Tak, jestem u siebie w biurze-powiedziałam bawiąc się długopisem.
Po kilku sekundach ciszy mój szef ponownie się odezwał.
-Przyjdź do mojego biura. Musimy porozmawiać.
Wyrzuciłam długopis z rąk i się wyprostowałam. Nie zapowiada się to ciekawie... Nerwowo oblizałam usta i prawie szeptem zapytałam:
-Co się stało?
-Nic słońce, nic. Po prostu przyjdź, proszę.-poczułam, że się uśmiechnął.
Lekko wciągnęłam powietrze i wymuszając uśmiech przytaknęłam. Wyłączyłam monitor mojego komputera, schowałam dokumenty do teczki i wyszłam z pomieszczenia. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę miejsca pracy Jefrey'a. Po drodze spotkałam Bayle'a. Otworzył usta, zapewne żeby zapytać mnie o wyniki, ale z lekkim uśmiechem na twarzy powiedziałam - Nie wiem. - i go minęłam. Stanęłam przed gabinetem mojego szefa. Lekko zapukałam. Usłyszałam ciche - proszę - i minęłam próg pomieszczenia. Na krześle przy biurku siedział Jefrey. Na mój widok uśmiechnął się pogodnie i wskazał ręką na fotel na przeciwko siebie. Z lekkim uśmiechem usiadłam na wskazanym miejscu i czekałam na wypowiedź mężczyzny.
-Ostatnio... Czy coś ostatnio przykuło Twoją uwagę?
Lekko podniosłam prawą brew. Tego się nie spodziewałam.
-Co masz na myśli?
-Po prostu próbujemy ustalić kto jest na tyle psychiczny, żeby zastraszać moją ślicznotkę-lekko się uśmiechnął.
Wymusiłam uśmiech i poprawiłam się na krześle. Dlaczego oni próbują robić to sami. Wszyscy doskonale wiemy, że mogłabym robić to z nimi.
-Chciałbym.. Dam Ci inne zlecenie, dobrze?
-Dlaczego nie mogę uczestniczyć w TYM?-powiedziałam zimnym tonem. Jefrey westchnął i spojrzał w okno. Najwyraźniej nie podobała mu się moja odpowiedź.- Skoro dotyczy to mojej osoby, chciałabym na bieżąco wiedzieć co się dzieje. Nie mam ośmiu lat, umiem zapewnić sobie bezpieczeństwo-wstałam i założyłam kosmyk włosów za ucho-Przepraszam-szepnęłam i odwróciłam się w stronę drzwi.
-Rose?-Odwróciłam głowę-Podoba mi się, że dbasz o swoje. Porozmawiaj z Tonym. On Cię wtajemniczy w tą sprawę.
Z uśmiechem skinęłam głową i wróciłam do swojego biura. Przy biurku siedział mój współpracownik. Gdy mnie zobaczył rozpogodził się lekko.
-Wtajemniczysz mnie?-zapytałam.
Spoglądał na mnie nie rozumiejąc. Streściłam mu moją rozmowę z szefem. Tonnie ucieszył się, że kolejną sprawę badamy razem i powiedział mi co i jak. Usiedliśmy przy moim biurku i rozpoczęliśmy studiowanie dokumentów...
*
-Idę zrobić kawę. Chcesz?
Na chwilę podniosłam wzrok z nad papierów i przecząco pokiwałam głową. Tony uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. Bawiłam się długopisem w ręce, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na zegarek-17.01. Justin! Szybko wzięłam urządzenie do ręki i odblokowałam ekran.
-Hej. Nie przeszkadzam?-usłyszałam ten ciepły, pełen spokoju głos.
-Cześć, nie skąd. Cieszę się, że dzwonisz-uśmiechnęłam się.
Mężczyzna lekko się zaśmiał i zapytał:
-Co robisz dzisiaj wieczorem?
-Podejrzewam, że siedzę w domu.-westchnęłam.
-Wyjdziemy gdzieś?
Randka? Czy Rose Coke wie jeszcze co to randka? Ostatni raz byłam na niej, gdy miałam 15 lat. Jack, mój 'chłopak' zaprosił mnie na pizzę. Nie było zbyt ciekawie...
-A może po prostu przyjedź do mnie?-nieśmiało zapytałam.
-Ymm.. Dobrze, więc wyślij mi swój adres sms'em, to przyjadę o 21. Dobrze?
-Jasne-uśmiechnęłam się szeroko.
-O której kończy---
Do mojego biura wszedł blady Tony. Nie zwróciłam zbytnio na niego uwagi. Spojrzał na mnie i zrobił ruch ustami oznaczający, że musimy porozmawiać. Machnęłam ręką, żeby pokazać mu, że jestem zajęta i żeby wyszedł jeszcze na chwilę. Niestety on nie dawał za wygraną.
-Mamy wyniki próbki krwi z nagrobka..-szepnął.
Oblizałam usta i powiedziałam do Justina:
-Poczekaj chwilę.-zakryłam słuchawkę dłonią i spojrzałam oczekująco na Tony'ego.
Mężczyzna przełknął ślinę i z przerażeniem szepnął:
-To krew Reneesme...
                                                                             ~*~
Hej :) Więc jak widzicie jest 6 rozdział. Miał być w poniedziałek, i jest ;) Niestety kolejny rozdział nie pojawi się za tydzień. Zostanie on wstawiony aż 6 września.. ;/ W roku szkolnym rozdziały będą pojawiały się co tydzień w piątki :) 
Mamy nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział i zostawicie po sobie komentarze :*
Do następnego xxx

Przeraża mnie fakt, że został tylko tydzień wakacji...
Rose <3

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5

Wszystko wygląda normalnie. Nic nie zniknęło.. Kazali mi dokładnie się przyjrzeć, no ale ja wiem, że wszystko jest. Nie mogę niczego dotykać, bo pobierają odciski palców. Równie dobrze mogłabym to zrobić sama, ale nie mam pozwolenia. Martwią się tu o mnie, i to aż za bardzo. Jest Tony, Jefrey, Bayle.. Nie potrzebnie. Mówiłam, żeby do nich nie dzwonić. Usiadłam na fotelu szefa i zaczęłam bawić się długopisem, gdy do pomieszczenia wszedł Bayle.
-Nie mamy żadnych odcisków. Kolejny zawodowiec..-powiedział, po czym usiadł na krześle na przeciwko mnie.
-Albo ten sam..-burknęłam po nosem.
-Słucham?
-Nie nic-wypuściłam powietrze-za dużo godzin bez snu. Mogę już jechać do domu?
Chłopak przygryzł wnętrze policzka i chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
-Mmm.. Chyba tak.
Uśmiechnęłam się i wstałam. Wzięłam swoją torbę i zarzuciłam ją sobie na ramię. Gdy byłam już przy drzwiach, Bayle ponownie się odezwał.
-Rose..
-Hm?-odwróciłam głowę w jego stronę.
-Może chcesz.. Żebym pojechał z Tobą?
Spróbowałam nie pokazać, że to co on powiedział bardzo mnie rozśmieszyło, więc zaśmiałam się tylko lekko i powiedziałam, że nie ma takiej potrzeby. W swoim domu czuję się bezpiecznie i nic mi się nie stanie. Pożegnałam się z nim, potem z resztą i wyszłam z biura. Pojechałam do domu i od razu padłam na łóżko. Tej nocy śnili mi się rodzice...
 *
-Zrobić Ci kawę?-uśmiechnięty Tony wszedł do naszego biura.
-Nie, już mam-wskazałam ręką na kubek z gorącym napojem.
Mężczyzna zaśmiał się i usiadł przy swoim biurku. Ja mogłam siedzieć już przy swoim, bo nie znaleziono żadnych dowodów. Starałam się o tym nie myśleć i normalnie wykonywać swoje obowiązki. Za godzinę musieliśmy jechać do domu Mishelle. Zapewne i tak tam nic nie znajdziemy, ale trzeba omówić prawdopodobny przebieg akcji.. Tym razem jechaliśmy moim samochodem, bo auto Tony'ego jest w naprawie. Ktoś tu lubi bardzo szybko jeździć...
W sypialni ofiary nic się nie zmieniło. Może tylko zapach. Stał się bardziej odurzający, ale całe szczęście byłam już do tego prawie przyzwyczajona. Założyłam białe rękawiczki i podeszłam do łóżka. Oglądałam wszystko z jak największą dokładnością. Na czterech rogach łóżka były przywiązane metalowe linki, wszystkie zakrwawione. Najpierw musiał ją przywiązać... Róg poduszki przypalony. Potem zapewne bawił się ogniem... Następnie morderstwo.. Krople krwi dochodzą aż do okna. Więc zabił ją i podszedł, żeby przyjrzeć się czemuś w większym świetle. W poprzednich morderstwach było podobnie.
-Nie mamy więcej informacji, prawda?-zapytałam odwracając się do Tony'ego.
-Co masz na myśli?-podniósł jedną brew.
-Czy te kobiety.. One nie zostają najpierw zgwałcone?
Chłopak przełknął ślinę. Poruszyłam temat niezbyt miły do rozmowy. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, oblizał usta i powiedział:
-Nawet jeśli, nie mamy dowodów. Nie znaleźliśmy spermy w żadnej z nich.
Przyswoiłam słowa i z powrotem odwróciłam się do łóżka. Spisałam wszystkie informacje w notesie i schowałam go do torby.
-Nic tu po nas. Możemy wracać do biura.
Tony zdjął rękawiczki i wyrzucił je do kosza. Zrobiłam to samo i wyszliśmy z mieszkania. Wsiedliśmy do samochodu, odpaliłam silnik i ruszyliśmy.
-Chciałabym porozmawiać z Reneesme- szepnęłam, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.
-Z kim?
-Z tą dziewczynką, której zabrano pierwsze serce do przeszczepu..-ruszyłam ponownie.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Nie byłam do niej przyzwyczajona, bo zawsze rozmawialiśmy z Tonym. Głównie o pracy, ale dobre i to. Gdy zatrzymaliśmy się przed biurem, a ja wyjęłam kluczyki ze stacyjki, mój współpracownik w końcu się odezwał:
-Co by Ci to dało?
-Ten, kto zabrał to serce, musiał wiedzieć komu ono ma być dane. Chcę ją zobaczyć, dowiedzieć się, jakie ma marzenia. Ma dopiero osiem lat i trzeba być na prawdę chorym psychicznie, żeby życzyć takiemu dziecku śmierci. Tym bardziej, że była ona pierwsza w kolejce po serce..
-Możemy pojechać do niej po pracy.
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się do niego. Nie było to nasze zlecenie, ani nic w tym stylu. Ale ten przyjaciel zawsze pomoże mi spełnić to, czego chcę. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy prosto na zebranie podsumowujące śledztwo. Byli na nim wszyscy, którzy 'maczali w tym palce'. Jak zwykle, musiałam wyrazić zdanie kończące nasze spotkanie.
-Jak wszystkim wiadomo, morderstwo należy do poprzednich. Teraz wiemy to już oficjalnie...
*
-Reneesme, masz gości-powiedziała pielęgniarka, która weszła przed nami do pokoju.
Dziewczynka skierowała na nas swoje duże, niebieskie oczy. Pierwszy raz w życiu widziałam tak piękne dziecko. Miała długie, falowane, brązowe włosy. Twarz malutką, ale śliczną. Była chudziutka, ubrana w fioletową piżamkę. Ciało miała przykryte kolorową kołdrą, a dookoła niej było pełno pluszowych misiów i lalek. Dostawiliśmy po jednym krześle i usiedliśmy przed małym aniołkiem.
-Jestem Rose-uśmiechnęłam się-a to Tony-wskazałam ręką na mężczyznę siedzącego obok mnie-Usłyszeliśmy o Tobie w telewizji i bardzo chcieliśmy Cię poznać. Jak się czujesz?
Dziewczynka jeszcze przez chwilę przyglądała się nam w milczeniu, a po chwili powiedziała:
-Dobrze, nawet bardzo-uśmiechnęła się szeroko.
Rozmawialiśmy z nią przez dobrą godzinę. Dowiedzieliśmy się, że chciałaby zostać piosenkarką i zagrać w filmie. Pojechać na Hawaje i przede wszystkim jak najszybciej wrócić do domu. Dawno tam nie była. Ma malutką siostrzyczkę, która urodziła się miesiąc temu i jeszcze jej nie widziała.. Wie tylko, że ma na imię Carly. Zostalibyśmy jeszcze dłużej, ale zbliżał się wieczorny obchód. Do Tony'ego zadzwonił telefon i wyszedł z pomieszczenia. Umówiliśmy się, że spotkamy się na dole, przed moim samochodem.
-Jesteś śliczną dziewczynką- powiedziałam ściskając jej rączkę-Zdrowiej szybko-uśmiechnęłam się i wstałam.
Pomachałam ostatni raz i odwróciłam się w stronę drzwi. Otworzyły się z drugiej strony i stanął przede mną widziany już gdzieś przeze mnie człowiek. Uśmiechnął się do mnie serdecznie i powiedział:
-Znowu się spotykamy, to przeznaczenie.
No tak. To Justin. Spotkaliśmy się w kawiarni.. Wyciągnął rękę w moją stronę. Lekko ją ścisnęłam, a mężczyzna zostawił na mojej dłoni pocałunek.
-Zaczekasz chwilę? Sprawdzę tylko, czy nowe serduszko mojej ulubionej pacjentki bije prawidłowo.
Skinęłam głową i spojrzałam na Reneesme. Zaśmiała się i podniosła koszulkę. Lekarz przyłożył do jej drobnego ciała stetoskop. Zaczął słuchać bicia jej serduszka. Zaczął od spodu. Dziwne, zazwyczaj zaczyna się od góry... Gdy doszedł do nowego narządu jego szczęka się zacisnęła. Coś nie tak? Reszta obchodu nie trwała długo.
-Wszystko jest dobrze. Za chwilę przyjadą rodzice-uśmiechnął się do niej i podszedł do mnie.
Wyszliśmy z sali i stanęliśmy na korytarzu. Czułam, że kilkanaście par oczu zostało skierowanych na mnie. O co chodzi? Dziwnie się czuję.
-Co u Ciebie słychać?-uśmiechnął się.
-Wszystko dobrze-odwzajemniłam uśmiech-a u Ciebie?
-Jak widać, od kilku minut coraz lepiej.-Opanowałam chęć zaczerwienienia się i oblizałam usta.-może wypadniemy gdzieś na kawę, co? Chętnie bym z Tobą porozmawiał-powiedział uwodzicielsko.
Zgodziłam się. Oderwanie się od rzeczywistości w pełni mi pasowało. Pożegnałam się z mężczyzną i ruszyłam w stronę wyjścia. Zeszłam na dół i wyszłam ze szpitala. Więc mój nowy kolega jest lekarzem. Znudzony Tony czekał przed moim autem. Gdy mnie zobaczył, wymusił uśmiech. Zrobiło mi się cholernie głupio, że musiał przeze mnie tak długo czekać.
-Wszystko w porządku?-zapytał przeczesując włosy palcami.
-Tak, jak wyszedłeś z sali, to przyszedł lekarz. Byłam na całym obchodzie, mała czuje się świetnie i pewnie zaraz wypuszczą ją do domu-uśmiechnęłam się słodko.
Nagle poczułam obcą dłoń na mojej talii. Gwałtownie odwróciłam głowę, a moim oczom ukazały się te czekoladowe, pełne spokoju tęczówki. Justin wyjął z kieszeni swojego iPhone'a i przyglądał mu się chwilę.
-Może dasz mi swój numer?-spojrzał na mnie spod rzęs.
-Pewnie-odwróciłam się do niego całym ciałem i posłałam mu łagodny uśmiech.
Wymieniliśmy się numerami telefonów. Szatyn niespodziewanie przytulił mnie na pożegnanie. Zastygłam pod jego dotykiem, ale od razu odwzajemniłam uścisk. Kątem oka widziałam, że Tony robi się cały czerwony ze złości. Odchrząknął głośno i zniżonym głosem powiedział - Ymm.. Może jedziemy? - oderwałam się od Justina, posłałam mu przepraszające spojrzenie, a on uśmiechnął się pokazując mi, że nic się nie stało. Odwróciłam się do Tony'ego i zapytałam czy mam najpierw zawieźć go do domu czy pojedzie ze mną na cmentarz, ponieważ dzisiaj mija 6 rocznica od śmierci moich rodziców. Oczywiście chciał jechać ze mną.
'Oczami Justina'
Przed popołudniowym obchodem poprosiłem jednej z pielęgniarek, żeby pobrała krew Reneesme. Kobieta powiedziała, że zrobiła to już jakieś pół godziny temu. Dziękując za informację poszedłem do chłodni. Otworzyłem żelazne drzwi i upewniłem się, czy nikogo nie ma w środku. W końcu ujrzałem na woreczku nazwisko Reneesme. Uśmiechnąłem się lekko i odlałem sobie połowę zawartości. Wyszedłem z pomieszczenia jak gdyby nigdy nic. Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział. Miałem godzinną przerwę, więc opuściłem szpital.
'Oczami Rose'
-Kto to był?-syknął brunet, gdy wyjechałam z parkingu.
-To był lekarz Reneesme- powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach.
Wyjechaliśmy z obrzeży miasta powoli dojeżdżając na cmentarz.
-Taa, i tak po prostu prosił o Twój numer-prychnął spoglądając przez swoje okno.
-A co, zazdrosny?-zaśmiałam się szturchając go lekko w ramię.
-Możliwe.-powiedział wzruszając ramionami.
Gdy byliśmy już na miejscu kupiłam na stoisku mały, szklany znicz w kształcie serca. Poszliśmy z Tonym pod grób moich rodziców. Nie spoglądając na nagrobek od razu wyciągnęłam zapalniczkę z torby i zaczęłam zapalać knot. Nagle poczułam, że ktoś szturcha mnie w ramię.
-Rose...-powiedział zniżonym głosem mój przyjaciel.
-Słucham?-przeniosłam wzrok na mężczyznę.
-Spójrz-powiedział Tony wskazując palcem na tabliczkę.
Gdy tylko spojrzałam na nagrobek, z rąk wypadły mi zapalniczka i znicz, który uległ zniszczeniu...
                                                                            ~*~
Wróciłam już z obozu :) Było kilka komplikacji, ale jest okay ;p 
Mamy nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba :*
Dziękujemy za komentarze i mamy nadzieję, że pojawi się ich troszkę więcej ;pp
Do następnego xxx
Rose <3
 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 4

'Oczami Justina'
Jeszcze pół godziny i w biurze detektywistycznym zgasną światła. Będę mógł spokojnie wejść i zrobić to, co zaplanowałem. Siedzę w swoim Ferrari i czekam. Czas płynie bardzo wolno, ale spokojnie. Jestem cierpliwym człowiekiem i poczekam na nagrodę... W końcu zgasły. Wysiadam z samochodu i ruszam w stronę wejścia. Podrobione klucze się przydają. Z cennych informacji wiem, że pracujesz na ostatnim piętrze. Wchodzę schodami, żeby nie robić zbędnego hałasu. Znajduję biuro, gdzie codziennie o 7.30 siadasz przy biurku i odpalasz komputer. Z wielką przyjemnością robię to dzisiaj, o północy, za Ciebie, lecz w białych rękawiczkach. Nie chcemy szybko się odnaleźć. Automatycznie zapamiętane hasło bardzo się przydaje. Wpisuje to, co chcę, żebyś przeczytała. Jadę myszką na przycisk i klikam. 'Wysłanie wiadomości powiodło się'. Na dzisiaj to już koniec. Mogę w spokoju odejść i rozkoszować się dalszymi częściami planu...
'Oczami Rose'
-Może powinienem już jechać? Jest już po północy..
-Nie, Tony. Mówię Ci, patrz. Te dwie sprawy bardzo się łączą.
Mężczyzna po raz chyba setny tego wieczoru pochylił się nad kartkami. Widziałam w jego oczach zmęczenie. Chyba nic mu się tu nie wiązało, ale dla mnie tak. Załatwiłam informacje ze szpitala, z którego miało pochodzić serce. Nie było tam nic nadzwyczajnego. Ale zastrzelony przesłannik-zabrane serce. Zabita kobieta-zabrane serce. Jestem pewna, że ten sam dureń za tym stoi... Siedzieliśmy z Tonym od 3 godzin w moim domu i szukaliśmy chociaż najmniejszej drobnostki, która potwierdzałaby, że moje przeczucia są słuszne. Wzięłam notes do ręki i zaczęłam notować, gdy głośne powiadomienie informujące, że dostałam e-mail'a zabrzęczało w całym domu.
-Zaraz wrócę-powiedziałam do chłopaka i poszłam sprawdzić, kto nie może w nocy spać.
Usiadłam na wygodnym krześle i włączyłam monitor. 'Jedna nowa wiadomość'. Bez większego entuzjazmu otworzyłam ją i zamarłam... Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Nie było nadawcy, a treść była następująca: 'Ślicznie Ci w czerwonej, koronkowej bieliźnie, skarbie'. Gdybym nie miała takiej bielizny, to nie wzięłabym tego do siebie, ale tak się złożyło, że mam właśnie taką na sobie.. Wzięłam swój telefon do ręki i wykonałam telefon. Po trzech sygnałach odebrano:
-Cześć Josh, nie obudziłam?
-O, hej Rose. No coś Ty. Mam dzisiaj nocną zmianę. Stało się coś?
-Tak, w sumie to nie. Chciałabym, żebyś sprawdził od kogo dostałam pewną wiadomość. Osoba się nie podpisała, a treść nie jest zbyt ciekawa.
Usłyszałam stukanie klawiatury, a po chwili znowu głos mężczyzny.
-Jesteś teraz w domu?-przytaknęłam-Więc sprawdzić Twoją pocztę prywatną, tak?-przytaknęłam-Dobra, za dziesięć minut zadzwonię.
Podziękowałam i się rozłączyłam. Zaczęłam nerwowo bawić się palcami. Usłyszałam kroki, ktoś staną za mną. Gwałtownie odwróciłam głowę. Tony-lekko wypuściłam powietrze. 'Ogarnij się Rose. Masz już paranoję. Jesteś detektywem. Dasz radę. Ktoś tylko próbuje Cię wystraszyć.'-pomyślałam.
-Z kim rozmawiałaś? Stało się coś?
Odsunęłam się i pokazałam chłopakowi ekran monitora. Mężczyzna dłuższą chwilę przyglądał się w skupieniu, potem odsunął się lekko i wsadził ręce do kieszeni spodni pozwalając kciukom wystawać.
-Kto to wysłał?-zapytał zniżonym głosem.
Mój telefon zaczął dzwonić.
-Zapewne zaraz się dowiem.
Nerwowo podniosłam urządzenie i przyłożyłam je do ucha.
-Rose.. Ty sama go wysłałaś.
-Co?-nie rozumiałam tego, co słyszę.
-Tak.. Tylko, że z konta z pracy. Nam też wydaje się to dziwne, ale tak jest.
-Od trzech godzin siedzę z Tonym u siebie w domu i pracujemy. Nie byłam w pracy od rana, bo jeździłam po kostnicach i innych ważnych miejscach. Wyjaśnij mi, kiedy ja to mogłam wysłać?
-Nie rozumiesz..-zaczął-wygląda na to, że ktoś chwilę temu był w Twoim biurze, i wysłał tą wiadomość...

~*~
Tutaj Paulina! Nareszcie ;p. Więc.. Rozdział 4 jest bardzo krótki jak widzicie.. Ale za to 5 będzie dłuższy ;p. Dodaję go dość późno.. Tak wiem, ale dopiero jestem w domu.. Rose biedulka sparzyła rękę i prawie nic nie może robić :c. I ma całe dnie zawalone tańcami, akrobatyką, baletem i inne.. Porażka. Strasznie jej współczuję :c.
No, ale dobra. Tutaj macie nasze aski. Tylko, że.. Rose nie ma, więc pytania do mnie ;p. mój i Rose

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 3

'Oczami Justina'
Normalny dzień. Jak zwykle muszę iść do pracy, siedzieć w tym samym szpitalu i uśmiechać się do każdego kto obok mnie przejdzie.. Jestem chirurgiem od dziecka szkolonym na ten zawód. Wszedłem do budynku, gdy usłyszałem sygnał karetki. Nowy pacjent, nowe obowiązki, nowe serce.. Skierowałem się do mojej przebieralni, a potem od razu poszedłem na salę operacyjną, bo usłyszałem swoje nazwisko wywołane przez pielęgniarki. Pacjent? Nic specjalnego. Osiemdziesięcioletni dziadek. Serce ledwo bijące, dlatego nie ciągnęło mnie do niego tak bardzo. Aczkolwiek serce. Najważniejszy organ w ludzkim ciele... Operacja nie przebiegła pomyślnie. Mężczyzna zmarł. Nie dało się go uratować, przeważyło to, że był alkoholikiem od 20 lat. Gdy znalazłem się z powrotem na zapleczu, wyjąłem z mojej szafki artykuł o wspaniałej pani detektyw.
'Rose Coke to jedyna kobieta wśród detektywów w wydziale zabójstw. Przeprowadziliśmy z nią wywiad, który może bardzo państwa zainteresować...
-Panno Rose. Jak to się stało, że wybrała Pani akurat ten zawód?
-Od dziecka byłam na to szkolona i przygotowywana. Rodzice również pracowali jako detektywi..
-Z tego co wyczytaliśmy, zmarli w pożarze niecałe sześć lat temu. Miała pani wtedy 17 lat. Jak to się stało, że teraz, w wieku 23 lat, jest pani najlepszą detektyw w tym mieście?
-Tak jak mówiłam, rodzice mnie w to wciągnęli. W wieku 16 lat zaczęłam jeździć z nimi na różne dochodzenia, szkolenia i tym podobne. Od razu po skończeniu liceum zaczęłam pracę w biurze detektywistycznym w Los Angeles.
-Niczego Panie nie żałuje?
-Oj nie. [...]'

Pod artykułem było zamieszczone jej zdjęcie. Piękne, falowane włosy ciemnego koloru, lekko opadające na ramiona. Niebieskie oczy, śnieżnobiałe zęby, ogółem zdrowo wyglądająca, młoda kobieta. Zapewne z pięknym sercem.. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym. Przed moimi oczami ukazała się moja lodówka z trofeami. Oblizałem usta i schowałem skrawek gazety do szuflady. Odpaliłem komputer i wstukałem w klawiaturę imię i nazwisko mojej nowej koleżanki. Pojawił się adres jej biura. Jak na razie było to wystarczające. Reszty dowiem się później.. Spisałem go na kartkę i poszedłem na popołudniowy obchód...
'Oczami Rose'
Dochodziła 18, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i chwyciłam za klamkę. Otworzyłam je, a przede mną stanął Tony. Głupio się czułam. Pierwszy raz jakiś mężczyzna zobaczył mnie w niechlujnym koku, starych dresach i białej bokserce.
-Co Ty tu robisz?-zapytałam zakładając wystający kosmyk włosów za ucho.
-Przyjechałem sprawdzić czy wszystko okay. Po tej rozmowie... Martwiłem się.
Uśmiechnęłam się i otworzyłam szerzej drzwi.
-Wszystko dobrze. Wejdź.
Mężczyzna skinął głową i pewnym krokiem przekroczył próg mojego domu. Był ode mnie starszy o rok. Nasi rodzice się znali i tak się stało, że go również wkręcili do tego zawodu. Weszliśmy do salonu. Tony usiadł na kanapie, a ja na fotelu. Zapanowała niezręczna cisza. Jak nigdy..
-Jak tam urlop?
-Chyba to nie dla mnie. Jestem stworzona, żeby pracować-głośno westchnęłam.
Chłopak zaśmiał się serdecznie i przyznał, że jest w tym być może ziarnko prawdy. Postanowiliśmy, że obejrzymy wiadomości. Trzeba wiedzieć co się dzieje na tym wielkim świecie. Prowadząca mówiła o budowach autostrad, o tym, że jacyś sławni ludzie lecą w kosmos, że czterolatek uratował życie babci.. Ostatnia wiadomość zainteresowała mnie najbardziej. W szpitalu w LA znikło serce do przeszczepu. Oblizałam nerwowo usta i w największym skupieniu jakim mogłam być, słuchałam słów kobiety.
'Serce zostało przywiezione z Bostonu. Miało być dane ośmioletniej dziewczynce o imieniu Reneesme. Leżała już na stole operacyjnym, gdy do lekarzy dotarła wiadomość, że przenośna lodówka z sercem jest pusta. Natychmiastowo wykonano serię telefonów do szpitala, z którego miało pochodzić serce. Okazało się, że wysłano je z lekarzem Alfredem D. Wszczęto śledztwo. Znaleziono ciało przesłannika. Z dowodów wynika, że mężczyzna został postrzelony trzy razy. Obok niego leżała otwarta lodówka, niestety bez narządu. Dochodzenie jest prowadzone przez bostońskich detektywów. Reneesme przeżyła. Znalazł się kolejny dawca, który przekazał organ dziewczynce. Teraz w jej malutkiej piersi tętni nowe życie, a ona sama uśmiecha się i ma nowe marzenia...'
-Rose, o co chodzi?
Spojrzałam na Tony'ego. W jego oczach widziałam troskę. Zorientowałam się, że na mojej twarzy było wyraźnie widoczne przerażenie.
-Nie rozumiesz?-nerwowo oblizałam usta.
Mężczyzna zaprzeczył z zdezorientowaniem w oczach.
-Serce. Znowu zabrano serce...
*Następny dzień*
Nie mogę gnić w tym domu. Myślałam, że odpocznę.. Najwyraźniej nie umiem. Te dwa wydarzenia dziwnie się dla mnie wiążą.. W jednej sprawie zabrane serce, w drugiej również. Różni je tylko to, że w drugim przypadku nie było rzeźni. Cholera.. Nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej. Jadę do biura. Błyskawicznie zjadłam śniadanie, przebrałam się, uczesałam i zrobiłam lekki makijaż. Wychodząc z domu spojrzałam na zegarek-7.15. No no, będę w pracy punktualnie. Odpalenie silnika i droga do pracy niczym się nie różniły od wykonywanych każdego dnia. Za 30 minut ósma przekroczyłam próg biura. Wjechałam windą na ostatnie piętro. Przy recepcji stał Jefrey, a gdy mnie zobaczył bardzo się zdziwił.
-Nie powinnaś być, hm... gdzieś indziej?-uśmiechnął się.
-Jestem człowiekiem sukcesu, nie mogę gnić w domu-moja twarz się rozpogodziła.
-Czyli z powrotem w pracy?-skinęłam głową-Uff.. Nie dawaliśmy bez Ciebie rady.
-Mój szef, z masą detektywów nie dawał sobie rady przez jeden dzień bez JEDNEJ kobiety?
-Najlepszej kobiety z tej branży w Los Angeles.
Zaśmiałam się i ruszyłam do swojego miejsca pracy. Wszystko bez zmian. Długopisy na miejscu, papiery też. Usiadłam na krześle i włączyłam komputer. W dzisiejszych czasach bez tego w pracy ani rusz. Zanim się uruchomi, postanowiłam wyjąć z szafki dokumenty dotyczące sześciu morderstw. Wszystkie kartki ładnie spięte. Zaczęłam jeszcze raz je studiować, gdy przy biurku obok mojego usiadł Tony.
-Ślicznotka znowu w pracy?-zapytał uwodzicielsko.
-Oj przestań-zaśmiałam się-Wiadomo już coś więcej o Mishelle?
-O właśnie. Jadę za dziesięć minut do kostnicy, jedziesz ze mną?
Bez cienia wątpliwości zgodziłam się. Dowiem się, czy te dwie sprawy mają coś ze sobą wspólnego. Znajdę Cię cholero.. Nie zabijesz nikogo więcej, bo to ja zabiję Ciebie. Takie miałam myśli związane z mordercą.
*
Wyszliśmy z Tonym z biura. Mężczyzna postanowił, że pojedziemy jego samochodem. Usiadłam z przodu na miejscu pasażera. Zapięłam pas i ruszyliśmy.
-Dlaczego nie zostałaś na urlopie?
-A wolisz jak mnie nie ma?-wystawiłam język.
-Ależ skąd. Taka współpracownica to skarb-uśmiechnął się.
Zaśmiałam się. Podziękowałam za komplement i zanim się obejrzałam, zatrzymaliśmy się przed kostnicą. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę pomieszczenia. Spojrzałam na swoje ręce. Znowu ciarki. Zwinnie przejechałam jedną ręką po drugiej i je zlikwidowałam. Weszliśmy do budynku. Panował tam odurzający zapach.. Niestety powoli rozkładające się ciała nie pachną zbyt ciekawie. Sala numer 209-tam znajdowało się ciało Mishelle. Weszliśmy tam i znaleźliśmy Spencer'a. Trzymał w reku skalpel. Gdy nas zobaczył, uśmiechnął się lekko i odłożył przyrząd na szafkę. Stanęliśmy obok niego. Mężczyźni zaczęli wymianę zdań, a ja przyglądałam się Mishelle. Tak na prawdę, nie wyglądała już jak człowiek. Jej ciało było jak porozrywane. Nerki na wierzchu, brak serca, mostek przecięty na pół, kilka połamanych żeber.. Nie jestem lekarzem, a tak szybko to stwierdziłam. Lepszego dowodu na to, że wyglądało strasznie nie trzeba. Odwróciłam się do Spencer'a i Tony'ego.
-Niestety mamy do czynienia z zawodowcą.
-Co masz na myśli, Tonnie?-podniosłam jedną brew.
Mężczyzna wyjaśnił nam, że główny organ był ponownie idealnie wyjęty. Tak, jak wycina się je do przeszczepu. Zszokowało mnie to, że mają oni podejrzenia, że morderca może pracować w normalnym szpitalu jako chirurg.
-To niemożliwe. Za dużo by ryzykował. Odciski palców, próbki włosów.. Jeżeli to prawda, to podziwiam tego psychola za odwagę. Ale według mnie-niemożliwe.
-Na żadnym ciele nie ma odcisków palców, ani próbek włosów. Nasz koleżka robi wszystko z wcześniejszym, dokładnym przemyśleniem.
Tak pogrywasz? Myślisz, że Cię nie znajdę? Mylisz się, dupku. Znajdę i to szybciej niż Ci się wydaje. Ciesz się wolnością, bo za chwilę będziesz smażył się w piekle...
                                                                              ~*~
Jak wiecie, przeniosłyśmy tutaj nasze opowiadanie.Wcześniej prowadziłyśmy je na bloblo. Postanowiłyśmy, że będzie lepiej jak nasze wypociny będą publikowane tutaj ;p 
Wyjeżdżam w czwartek na 10 dni na obóz, ale rozdział normalnie pojawi się za tydzień. Wstawi go Paulina :)
Mamy nadzieję, że spodoba się Wam ten rozdział :* Baaardzo prosimy, aby znalazły się tu jakieś komentarze. To bardzo motywuje.. ^^

Do następnego xxx
Rose <3